[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Furia ukochanego była ostatnią rzeczą, którejby chciała.Julian, cień w jej umyśle, uśmiechnął się do siebie, widząc jej myśli.Był pewnie zbytznużony, by akurat w tej chwili wpadać we wściekłość, ale czuł wdzięczność, że bierze poduwagę jego emocje.Spopielił ciała i rozrzucił prochy na sporym obszarze, zostawiając130 spalone, poczerniałe obozowisko, jak gdyby uderzył w nie piorun podczas straszliwej burzy.Władze nigdy nie odnajdą ciał i może dojdą do wniosku, że obozowicze utonęli, a prąduniósł ich zwłoki ze sobą.Julianowi żal było ich rodzin, nie mógł jednak zostawić żadnychśladów działalności wampira ani pozwolić, żeby skażoną krew przebadał koroner.Najważniejsza była ochrona własnej rasy.Nie miał wyboru.Ostatni raz rzucił okiem naobozowisko, żeby upewnić się, że wszystko zostało zrobione.Usatysfakcjonowany ruszył wstronę własnego biwaku.Rozdział 10Desari kopnęła koło autokaru.- Ten cholerny pojazd znów nie chce ruszyć.Wiedziałam.Wiedziałam, że tak się staniew najmniej odpowiednim momencie.- Jeszcze raz kopnęła oponę w bezsilnej wściekłości.Julian, chwiejąc się lekko, stanął w cieniu drzew.Przywarł spojrzeniem do szczupłejpostaci Desari.Była samym wdziękiem, przypominała strugę wody.Jej hebanowe włosyspływały kaskadą niczym fale jedwabiu.Była piękna, nawet kiedy się złościła.Odwróciła się na pięcie, jej ogromne oczy natychmiast wypatrzyły go stojącego poddrzewami.W jednej chwili na jej twarzy pojawiła się głęboka troska.Julian był poszarzały iwymizerowany, koszulę miał zakrwawioną.Wyglądał na tak zmęczonego, że sięprzestraszyła.Jednym susem pokonała dzielącą ich odległość i szczupłym ramieniem objęłaJuliana w pasie, by zapewnić mu oparcie.- Wesprzyj się na mnie, Julianie - zanuciła cicho.Nie przyleciał ani nie przybiegł, korzystając ze swojej zawrotnej prędkości, całą odległośćpokonał pieszo.Widomy znak odpływu sił.Objął ją i wsparł się na niej leciutko.Wyglądała na tak zaniepokojoną, że chciał jąpocałować, żeby dodać jej otuchy, ale trucizna w jego ciele rosła w siłę i rozprzestrzeniała,nie chciał więc ryzykować, że ją zarazi.- Musisz wezwać Dariusa - nakazał łagodnie.W drodze powrotnej długo się nad tym zastanawiał.Chciał wezwać Gregoriego,uzdrowiciela, którego znał i do którego miał zaufanie, ale nie było czasu do stracenia.Musiałskorzystać z mocy i biegłości Dariusa.Pomogła mu wsiąść do autokaru.Pokonał przejście na chwiejnych nogach i niemal131 upadł na kanapę.- Potrzebujesz krwi, Julianie.Potem w ziemi szybko wyzdrowiejesz.- Mimo że bardzostarała się tego nie okazać, w jej głosie słychać było zdenerwowanie.Julian pokręcił głową.- Wezwij Dariusa.- Jego głos był zaledwie bladym cieniem dzwięku.Spuścił rzęsy,walcząc o zachowanie przytomności.Dariusie.Słyszysz mnie? Desari była naprawdę zaniepokojona.Julian nie należał domężczyzn, którzy prosiliby o pomoc.Czegoś potrzebujesz? Darius był daleko, wyczuwał jednak jej strach.Chodz do nas, proszę.Tylko się pośpiesz.Dariusie, boję się.Julian splótł palce z jej dłonią.- Wezwałaś go?Zacieśniła uchwyt, obawiając się, że się jej wyślizgnie.- Tak.Pożyw się teraz, Julianie, i połóż się do ziemi, póki się nie pojawi.- Nie będę ryzykował, że cię zarażę.Idz do pozostałych.Zaopiekują się tobą, dopókitwój brat i ja nie będziemy w stanie tego robić.- Oczy miał teraz całkiem zamknięte, skórępopielatą.Desari uniosła jego dłoń do ust, ale zanim ucałowała poranione palce, wilżąc jeuzdrawiającą śliną, Julian wyszarpnął rękę.- Nie! - rzucił z ostrym wyrzutem.- Mów do mnie.Powiedz, dlaczego odrzucasz moją pomoc.Mam prawo cię leczyć,karmić i mam prawo opiekować się tobą.- Desari czuła się zraniona, przestraszona, emocjekłębiły się w niej, póki nie udało jej się ich rozdzielić.Poczuła przypływ ciepła w umyśle, wrażenie, jakby otoczyły ją i przytuliły mocno jegoramiona.Serce Juliana biło nienormalnie wolno, wyczuwała je w swojej głowie, słyszałanieregularny rytm.- To był prastary, najdroższa.Jeden z najstarszych wampirów, bardzo biegły w dawnychsztukach.Jego krew jest wyjątkowo niebezpieczna.- Usunąłeś ją z mojego krwiobiegu, Julianie.- Pochyliła się nad nim z niepokojem.-Usuń ją i ze swojego.- Nie mam dość siły, maleńka.Nie bój się o mnie.Nie zostawię cię.Idz dopozostałych, żebym wiedział, że jesteś bezpieczna.Desari usiadła wyprostowana, nagle rozumiejąc.- Myślisz, że może się pojawić więcej nieumarłych.132 - Uważam, że przyciągacie je obie, ty i ta druga kobieta, Syndil.Szukają partnerek, bomyślą, że dzięki nim zdołają wrócić do świata uczuć i odzyskać dusze.Idz, Desari, pókijeszcze daleko do świtu.- Julian obawiał się przybycia nie jakichś przypadkowych wampirów,tylko jednego, swego prastarego wroga.Bał się, że on sam mógłby go ściągnąć do Desari.Jego głos zamilkł.Oddychał ciężko.To, co rozprzestrzeniało się w jego ciele, trzymało wmorderczym uścisku płuca i serce.Desari odsunęła złote włosy opadające na jego czoło.Wiedziała, że Julian bardzo się o nią boi, ale jak mogłaby go zostawić?Tak niedawno zagościł w jej życiu, a już był dla niej jak powietrze.Jej ciało poznało jegociało.Jej serce i dusza nareszcie stały się całością.Musiała być tam gdzie on.Dariusie,proszę, pośpiesz się, wyszeptała, wiedząc, że już leci, a ogromne skrzydła pokonują dzielącąich odległość najszybciej, jak się da.Co zrobi, jeśli okaże się, że wampir miał jeszcze innych wspólników? Nie byławojowniczką.Jak zdoła obronić osłabionego Juliana? I znów napłynęła do jej umysłu falaciepła i otuchy od niego.I właśnie wtedy coś uderzyło w autokar z taką siłą, że ogromnym pojazdem ażzakołysało.W jednej chwili Julian ciężko podniósł się z miejsca z twarzą twardą, bezlitosną,wykutą z granitu.- Zaintonuj starożytną pieśń uzdrawiania, Desari.Jest w twojej głowie, słyszałem.Izłącz się ze mną, kiedy zaczniesz śpiewać.Przemiana, jak w nim zaszła - ze stanu bliskiego śmierci do stanu gotowości bojowej -była szokująca.Podniósł głowę i pewnym krokiem ruszył do drzwi.Desari siedziała nieru-chomo, serce jej waliło.Nie mogła posłać go samego.Dostanie jej siłę i odwagę, jej wiarę wniego i każdą pomoc, jakiej tylko zapragnie.Zaczęła śpiewać pieśń starą jak sam czas, pieśń,z którą się rodzili, którą mieli wyrytą w głowie.Niosła ze sobą spokój i ukojenie, a niezwykłygłos Desari jeszcze wzmacniał jej siłę.Julian słuchał jej, wychodząc w noc.Czysty głos Desari dostatecznie osłabił skutkidziałania trucizny wampira.Pod drzewami na zewnątrz majaczyły cienie, otaczając autokar.Julian odetchnął z ulgą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •