[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy znów podniósł wzrok, małego człowieczka już nie było.Zaczął chodzić tam i z powrotem po pokoju.“Gdy Gwóźdź zostanie wbity - myślał - wtedy wieża i maja czarownica przestaną mnie nękać.Może kiedyś dowiem się, jaka ona była niegodziwa - właśnie, jaka niegodziwa.Ale teraz najważniejsza rzecz to wieża i Gwóźdź." Po chwili podszedł i stanął tuż przy oknie.Nie mógł jednak nic dojrzeć wyraźnie z powodu kropli deszczu, które zwisały drżąc, spływały po szybie bezładnie i znikały, jakby je porwano, czekał na jakąś wiadomość, ale nikt me przychodził, “powiedziałem, że jestem szalony - pomyślał - i to większa prawda, niż mi się zdawało.powinienem był pójść sam - co ja tu robię?" Stał jednak dalej ze spleciony^ rękami, zaciskając i wydymając wargi.W oknie zapadał zmrok, wiatr nie przestawał huczeć.Kiedy okno stało się już tylko niewyraźnym prostokątem, spostrzegł, jak zmęczony jest staniem; podszedł do łóżka, położył się w ubraniu i czekał.W pewnej chwili usłyszał trzask i łoskot gdzieś na dachach siedziby dziekańskiej i zerwał się z łóżka.Potem nie leżał już na wznak lecz nasłuchiwał wsparty na łokciu w gęste] ciemnot.Setki razy widział i słyszał walącą się wieżę, aż w końcu wichura rozszalała się w jego własne] głowie.Próbował drzemać, ale sam nie potrafiłby powiedzieć, kiedy spał, a kiedy czuwał, bo jedno i drugie było takim samym koszmarem.Starał się zająć myśli czym innym, wieża jednak mocno tkwiła w Jego głowie, ze myślał tylko o niej.Czasami wiatr cichł na chwilę i wtedy serce zaczynało bić mu mocno; lecz potem znów powracał uderzając z nową siłą w okno, a w końcu wył już bez przerwy, Leżał więc, drzemał, budził się.Kiedyś wśród nocy okno rozdarł oślepiający błysk, aż skurczył się na łóżku, ale huk grzmotu me Przeniknął poprzez wichurę.Potem znów rozległy się trzaski na dachach i posypały dachówki.Przyszło mu na myśl gdyby patrzył przez okno, mógłby dojrzeć w krótkich błyskach, co się dziele z katedrą; wylazł z łóżka i stanął czekając.Następna' błyskawica pokazała mu jedynie okno znajduje się w złym miejscu, odwrócił się trochę i w końcu dojrzał ciemny kwadratowy kształt Plunął się jeszcze bliżej i przytknął twarz do szyby pchając bębnienia deszczu, a w tej chwili mignęła następna błyskawica.Nie był to nawet rozdarty błysk lecz ból w oczach i zielone światło, które me zgasło, choć zasłonił rękami oczy.Wiedział, że ciemna masa pośrodku tego światła to wieża, ale nie potrafił powiedzieć dokładnie, jaki ma kształt, czy się chyli.czy ma wieżycę na szczycie.Po omacku doszedł do łóżka i położył się na nim.Leżał z twarzą w poduszce, starając się myśleć o dawnych szczęśliwych czasach z ojcem Anzelmem mistrzem nowicjuszy, lub raczej nowicjusza, w słonecznej miejscowości nad brzegiem morza.Znowu wstał i stanął przy oknie.Następna błyskawica rozbłysła daleko za katedrą, tak że jej ciemny bezkształtny zarys zdawał się w niego uderzać.Leżał potem i sam nie wiedział, czy zapadł w krótki sen, czy po prostu zemdlał.Wynurzył się na powierzchnię świadomości jak z głębokiej studni.Coś stukało nad nim jednostajnie jak podskakująca pokrywka.Nie to skłoniło go jednak do wstania, lecz inne hałasy, krzyki, ptasie nieomal głosy.Rozbudził się nagle zupełnie, wiedząc, gdzie jest, w najgłębszym mroku.Usłyszał zgiełk na schodach.;Wstał z łóżka i szybko podszedł do drzwi.- Jestem tu.Musicie być dzielni, moje dzieci.Ale głosy szlochały i krzyczały:-.teraz i w godzinę.-.ojcze!Krzyknął w dół schodów:- Nic złego wam się nie stanie! Jakieś ręce obejmowały go za nogi, ciągnęły za sutannę.- Miasto zniszczone.-.cały dach jednego domu leży na cmentarzu, połamany w kawałki.Krzyknął znowu;- A co z wieżą?Poczuł czołgające się po nim ręce, jakaś broda wbiła mu się w twarz.- Wali się, wielebny ojcze.Jeszcze zanim się ściemniło, kamienie spadały z krawędzi muru.Cofnął się, podszedł do okna i tarł palcami ciemne szyby, jakby mógł zetrzeć z nich mrok niczym farbę.Podbiegł znów do schodów.- Szatan wyrwał się na swobodę.Ale nic złego was nie spotka.Przysięgam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Menu
- Index
- Fred Bergsten, John Williamson Dollar Overvaluation and the World Economy (2003)
- Paul Williams Mahayana Buddhism The Doctrinal Foundations, 2008
- Williams Tad Smoczy tron (SCAN dal 952)
- (eBook) James, William The Principles of Psychology Vol. I
- Pan Bog Mnie Ocalil
- Potocki.Jan Rękopis.znaleziony.w.Saragossie
- Masterton Graham Zwierciadlo piekiel
- Eddings Dav
- Pratchett Terry Mort
- Lem Stanislaw Bezsennosc (SCAN dal 1020)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- filantrop.pev.pl