[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W życiu byś nie zgadła - uśmiechnęła się Yvonne.-Izzie jest bardzo normalna pomimo tych supermodelek i w ogóle.Możnapowiedzieć, że to Lily ją wychowywała, a ona twardo stąpa po ziemi.- Masz adres e-mailowy albo numer telefonu do tej wnuczki? -zapytała Jodi.- Najpierw mogłabym skontaktować się z nią.- Bzdura.Idz od razu do Lily.Będziesz nią zachwycona, tak jakwszyscy.60 - Mówiłaś, że pracowała dla Lochravenow?- Owszem, w młodości.Ale potem wyjechała do Londynu, by szkolićsię na pielęgniarkę podczas drugiej wojny światowej i chyba już więcejnie pracowała w Rathnaree.Zresztą i tak wszystko się pozmieniało -dodała Yvonne.- Nic już nie było takie samo, jak mawiała moja matka.Jodi przykazała sobie w duchu, by dowiedzieć się więcej na temat IIwojny światowej.Tak mało o niej wiedziała, a nie chciała wypytywać tejstarszej pani, samej nie znając faktów z przeszłości.Potrząsając po raz ostatni zardzewiałą bramą, Jodi postanowiła, żezadzwoni do Lily Shanahan zaraz po powrocie do domu.Brama pozostałaniewzruszona i można przez nią było zobaczyć jedynie mały fragmentdziedzińca.Miała tylko nadzieję, że pamięć starszej pani nie szwankuje.Skoroliczyła sobie teraz prawie dziewięćdziesiąt lat, to miała siedemnaście alboosiemnaście w roku 1936, kiedy zrobiono to zdjęcie, a to było straszniedawno temu.No ale w końcu Yvonne powiedziała, że starość nie odebrałaLily ani odrobiny bystrości.Jodi liczyła bardzo na jej pamięć.WRathnaree było coś, co sprawiało, że miała ochotę dowiedzieć się więcej osamej posiadłości i o ludziach, którzy w niej mieszkali.61 ROZDZIAA TRZECIAnneliese Kennedy usiadła w wielkim fotelu, z którego widać byłomorze, i wzięła do ręki jeden ze swoich starych katalogów kwiatowych.Na białym trzcinowym stoliku obok fotela zawsze leżała sterta katalogówz pozaginanymi rogami, które chętnie przeglądała, kiedy brakowało jejenergii na gazetę.Normalnie wystarczyło, by przesunęła palcami po stronach, aprzepełniało ją uczucie zadowolenia.Strony z nasionami i zdjęciamipąków kwiatów przypomniały jej o godzinach spędzonych w ogrodzie,dłoniach umazanych ziemią, pielęgnowaniu i myśleniu tylko i wyłącznieo roślinach.Dzisiaj magia nie zadziałała.Była jedynie sterta podniszczonychkatalogów i leżąca na nich dłoń z widocznymi żyłami i suchymi skórkamiwokół paznokci.- Masz takie ładne dłonie, powinnaś o nie dbać - westchnęła jej matkatrzydzieści siedem lat temu, kiedy Anneliese wychodziła za mąż izmywała naczynia bez gumowych rękawic, nie mając ani czasu, aniochoty, by o nich pomyśleć.Anneliese była szybką osobą.Wcale nie lekkomyślną, o nie.Szybką,praktyczną i sprawną.Rękawice i krem do rąk były dla pokolenia jejmatki, a nie dla dwudziestolatki z ogromnymi pokładami energii i całymżyciem w perspektywie.- Dłonie artystki i ręka do roślin - rzekł z dumą Edward, gdy stali przedkościołem w dniu, gdy ich córka, Beth, wychodziła za mąż.Anneliesekilka godzin poświęciła układaniu le-62 dwie rozwiniętych różowych róż w bukieciki poprzyczepiane doławek w kościele.Anneliese wolała hodować róże w zaciszu Centrum OgrodniczegoTamarin niż układać z nich bukiety, ale związałaby je nawet zębami, bylewidzieć radość na twarzy idącej do ołtarza Beth.Działo się to cztery lata temu.Najlepszy dzień w jej życiu - widziećBeth wreszcie ustatkowaną.Jej córka sama była jak róża: jedna z tychrzadkich odmian herbacianych, które Anneliese i Neil, właściciel centrumogrodniczego, hodowali w zaciszu ogromnej szklarni.Madame Alfred Carriere, bardzo piękna i oszałamiająco pachnąca, aletakże z mnóstwem kolców, wymagająca i potrzebująca wielu godzinczułej opieki.W dniu, w którym Beth wyszła za Marcusa - łagodnego,dobrego i szalejącego na jej punkcie - Anneliese wiedziała, że ktoś innybędzie zapewniał tę czułą opiekę albo przynajmniej dzielił się nią.Jeśli Beth była różą, to Edwarda można było przyrównać do drzewa,solidnego dębu, wysokiego i silnego, opierającego się wiatrowi od morza.A Anneliese? Kiedy poznała Edwarda, była niczym topola: wysoka,szczupła i pełna życia od czubka jasnej głowy do nieustannieporuszających się palców u stóp.Ale teraz nie wiedziała już, czym jest.Zmieniły ją czas i życie.Kiedyś, gdy zaczęła pracować w ogrodnictwie, sądziła, że sztukauprawiania roślin jest odpowiedzią na wszystkie pytania [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •