X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie było śladów wskazują-cych na obecność groznego rottweilera czy jakiegoś stróżującegoowczarka niemieckiego.Drzwi wejściowe były na wpół otwarte.Wszedł do wnętrza budyn-ku tonącego w ciemności.Po omacku poszukał przycisku.Kiedy goznalazł i nacisnął, światła nadal nie było.Ponowna próba też nie dałarezultatu. Co za szajs  wymruczał sfrustrowany.Pozwolił oczom przyzwyczaić się do mroku.Nikłe światło przedo-stawało się przez drzwi, ale dzień był pochmurny, więc oświetlenie175 było słabe i rozproszone, a cień gęsty.Powoli zaczął jednak odróżniaćkształty.Po prawej kryły się stare, zniszczone drewniane schody.Obok nich okratowana niczym klatka dla ptaków kabina mieściłastarodawną, zardzewiałą windę.Sądząc po wyglądzie, z pewnością oddłuższego czasu była zepsuta.Przedsionek wypełniało stęchłe powie-trze  odór zgnilizny, starości i zaniedbania.Tom�s natychmiastporównał budynek z tym, w którym mieszkała Lena.Tamten był sta-ry, ale nadający się do zamieszkania.Ten popadał w ruinę jak stertagruzu na granicy rozsypki albo śmiertelnie chory człowiek przeobra-żający się w widmo.Próbował wyszukać dalsze informacje w notat-niku, ale ciemność rzucała na papier nieprzenikalną zasłonę.Niezdołał odczytać zapisanego numeru mieszkania, więc zrobił krok wtył, by cofnąć się do wejścia, gdzie było dostatecznie jasno.Przypo-mniał sobie jednak zasłyszaną informację, że mieszkanie profesoraToscano znajdowało się na parterze.Wszedł zatem do korytarza iodnalazł dwoje drzwi.Obmacał ścianę w poszukiwaniu dzwonka, aleniczego takiego nie znalazł.Przyłożył ucho do zimnego drewnapierwszych drzwi i nasłuchiwał.%7ładnego dzwięku.Jednak za drugi-mi wyczuł jakiś ruch.Zapukał.Usłyszał szurnięcie.Ktoś się zbliżał.Drzwi się uchyliły, ukazując w szparze przypięty do zamka metalowyłańcuch.Wyjrzała zza nich starsza kobieta w niebieskim szlafrokunarzuconym na beżową piżamę, z nieuczesanymi szarymi włosami.Na jej twarzy pojawił się pytający wyraz. Słucham?Miała słaby, załamujący się, strachliwy głos. Dzień dobry.Czy pani Toscano? Tak, to ja.Czego pan sobie życzy? Przychodzę z.eh.przychodzę z Uniwersytetu Nowego.Zrobił przerwę w nadziei, że będzie to wystarczająca rekomenda-cja.Wyraz czarnych oczu kobiety pozostawał jednak bez zmian.Naj-wyrazniej Tom�s nie wymówił żadnego zaklęcia w stylu:  Sezamie,otwórz się. Tak? W związku z badaniami pani męża. Mój mąż nie żyje. Wiem, droga pani.Wyrazy współczucia. Zawahał się zmieszany.176  Ja.ee.przyszedłem właśnie po to, by dokończyć prace prowa-dzone przez pani męża.Kobieta zmrużyła podejrzliwie oczy. Kim pan jest? Nazywam się Tom�s Noronha.Jestem profesorem na wydzialehistorii Uniwersytetu Nowego w Lizbonie.Poproszono mnie, bymdoprowadził do końca badania profesora Toscano.Otrzymałem paniadres na Uniwersytecie Klasycznym. Ale po co chce pan doprowadzić tę pracę do końca? Jest bardzo ważna.To ostatnie dzieło życia pani męża. Zo-rientował się, że znalazł mocny argument, i stał się bardziej pewnysiebie, asertywny. Szkoda by było, gdyby nie ujrzało światła dzien-nego, nie uważa pani?Kobieta zmarszczyła czoło, jakby się zastanawiała. W jaki sposób planuje pan urzeczywistnić to dzieło? Oczywiście poprzez publikację.Tylko to stanowiłoby najbar-dziej sprawiedliwy hołd.Rzecz jasna, będzie to możliwe jedynie wte-dy, gdy zdołam zrekonstruować badania pani męża.Staruszka wciąż się zastanawiała. Nie jest pan z fundacji, prawda?Tom�s przełknął ślinę i poczuł, jak występuje mu na czoło zimnypot. Jakiej fundacji?  wyjąkał. Tej amerykańskiej? Pracuję na Uniwersytecie Nowym w Lizbonie, droga pani powiedział, unikając odpowiedzi na pytanie. Jak pani widzi, je-stem Portugalczykiem.Wydawało się, że kobieta poczuła się usatysfakcjonowana odpo-wiedzią.Zdjęła łańcuch z zamka i otworzyła drzwi, zapraszając gościado środka. Ma pan ochotę na herbatkę?  zapytała, prowadząc go do sa-lonu. Nie, dziękuję.Niedawno jadłem śniadanie.Pokój gościnny miał przestarzały, dekadencki wygląd.Zciany wy-łożone były tapetą w kwiatki i ozdobione fryzami.Na gwozdziachwisiały kiepskie obrazy ukazujące ludzi o surowym wyglądzie,177 sielankowe sceny i starożytne statki.Wokół małego telewizora stałydziurawe kanapy.Na sosnowej etażerce poustawiane były czarno-białe zdjęcia w ramkach z brązu.Ukazywały jakieś pary i liczne,uśmiechnięte dzieci.Wnętrze śmierdziało stęchlizną.Błyszczące pył-ki kurzu unosiły się w smugach światła przedostającego się przezokna.Przypominały mikroskopijne świetliki  fluorescencyjne dro-binki tańczące w zwolnionym tempie.Był to jednak zawieszony wmartwym powietrzu kurz.Tom�s rozsiadł się na kanapie, a gospody-ni dotrzymała mu towarzystwa. Proszę, niech pan nie zwraca uwagi na bałagan. Ależ skąd, droga pani  zapewnił i rozejrzał się wokół.Rzeczywiście, wszystko wyglądało na zaniedbane.Czystość pozo-stawiała tu wiele do życzenia.Na zasłonach i kanapach widoczne byłyplamy, a meble pokrywała warstwa kurzu. Wszystko w porządku, w najlepszym porządku.Proszę się tymnie przejmować. Ach, odkąd Martinho zmarł, nie mam siły sprzątać.Czuję siębardzo samotna.Noronha przypomniał sobie imię profesora.MartinhoVasconcelos Toscano. Takie jest życie, droga pani.Cóż robić? No tak  zgodziła się staruszka zrezygnowanym tonem.Wy-glądała na kobietę wykształconą, ale bardzo przybitą. Ale, widzipan, to kosztuje.I to jeszcze jak! %7łycie to chwila.Kiedy się o tym przekonujemy.trach! Zwięta prawda.To rzeczywiście chwila. Zrobiła szeroki gestobejmujący cały pokój. Uwierzy pan, że ten dom wybudował napoczątku stulecia dziadek mojego męża? Ach tak? Był jednym z najładniejszych domów w Lizbonie.Wtedy niebyło takich budynków, jakich teraz wszędzie pełno.Tych paskudztw,które stawiają.Nie, w owym czasie wszystko miało swój porządek,wszystko wykonywano bardzo starannie.Przy rondzie znajdowało sięwiele pięknych domów.Było bardzo ładnie. Wyobrażam sobie.178  Ale czas nie stoi w miejscu.Proszę na to spojrzeć.Wszystkojest stare, zniszczone, rozpada się.Jeszcze kilka lat i dom wyburzą,niewiele do tego brakuje. Tak, prędzej czy pózniej nie da się tego uniknąć.Kobieta westchnęła.Poprawiła szlafrok i odgarnęła kosmyk wło-sów. Niech pan mówi.Czego panu potrzeba? Chciałbym przyjrzeć się dokumentom i wszystkim notatkom,które zgromadził pani mąż w ciągu ostatnich sześciu, siedmiu lat. Badania, które prowadził dla Amerykanów? Tak.ee.dokładnie nie wiem.Chciałbym zobaczyć zgroma-dzone przez niego materiały. To były badania dla Amerykanów. Odkaszlnęła. Widzipan, Martinho został zatrudniony przez jakąś fundację ze StanówZjednoczonych.Płacili mu fortunę.Zaszył się w bibliotekach i wTorre do Tombo, analizując rękopisy.Czytał do znudzenia, dotykałtak wiele starego papieru, że przychodził do domu z rękami czarnymiod kurzu.Czasami brud schodził dopiero po użyciu wybielacza.Póz-niej, któregoś dnia, dokonał odkrycia, które obudziło w nim wielkientuzjazm.Po powrocie do domu zachowywał się jak dziecko.Sie-działam sobie z książką, a on cały czas powtarzał:  Madalena, odkry-łem coś niezwykłego, niezwykłego. I co to było?  chciał się dowiedzieć Tom�s, niecierpliwie na-chylając się w stronę kobiety. Nigdy mi nie powiedział.Wie pan, Martinho był specyficzny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •  

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.