[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Raz czy dwajej twarz nerwowo drgnęła, kiedy niczym złamana kość przebijająca ciało sprawa ojcawyłaniała się z gmatwaniny faktów.Poza tym siedziała z oczami utkwionymi w Paulu.Widać było, że dominowało w niej uczucie strachu o męża.Czasami jej spoczywającena kolanach ręce znów wracały do nerwowego sporu na tle jasnej niebieskoszarejspódnicy.219 Po chwili ciszy oświadczył:- To jasne, że mnie zabiją, chyba że przedtem dowiem się, kim oni są.Kim onjest.- Potem wysączył resztę whisky.Jego gardło było suche od długiego mówienia inawrotu strachu.Wyjaśnił wszystko po prostu, jasno i bez emocji.Teraz, kiedy takstarannie i przejrzyście uporządkował wszystkie elementy zagadki, spostrzegł, że telogicznie ułożone fragmenty wzbudzają w nim większy strach niż bezładna kotłowani-na przeczuć i koszmarów.To dziwne, pomyślał.Kiedy powiedział jej, że zaczął wierzyć, iż to Aubrey jestmordercą Castleforda, nie wywarło to na niej większego wrażenia.Zamilkł na chwilę,dając jej czas na zastrzeżenia, ale ona tylko pokazała mu gestem ręki, żeby mówił da-lej.Teraz, kiedy czekał na jej słowa, patrzyła na niego w milczeniu długo i uważnie.Jejpoliczki pobladły pod warstwą makijażu, a nad nosem ukazała się mała, ostrazmarszczka.Potem Margaret wstała, podeszła do kredensu i nalała sobie drinka.Wró-ciła do swojego krzesła i stanęła przy nim tak samo jak tydzień temu, gdy twarz ojcawypełniała ekran telewizora, a Alistair Burnet zaszokował ich wiadomością o areszto-waniu Aubreya i stawianych mu zarzutach.Zcisnęła kurczowo jego rękę.Nie spojrzał w górę.Czuł przepływające przez dłońdrżenie.Aagodnie pokręcił głową.Usłyszał, jak jej zęby zadzwoniły o podnoszoną doust szklankę.- Więc co zrobimy? - zapytała.Westchnął.Jeszcze raz delikatnie wstrząsnęła jego dłonią.Naprawdę był w domu.Ale to nie był już ten sam dom - w czasie jego nieobecności zmienił się w fortecę.Massinger nie czuł się już samotny.Lecz wracając przyprowadził za sobą wrogów,którzy zagrażali teraz im obojgu.Dzięki jednej z kart kredytowych Aubreya oraz telefonowi w pobliskiej restauracjipani Grey kupiła zmianę ubrań, bieliznę, przybory toaletowe i walizkę, która miała towszystko pomieścić.Jej znajomy zabrał ubrania i kosmetyki w walizce, zaniósł ją naVictoria Station i umieścił w skrytce.Kluczyk od skrytki zwrócił pani Grey.Aubreymusiał teraz zabrać swój nowy bagaż osobisty z nie znaną mu zawartością.Musiałkupić bilet do Dover, którego mu nie załatwiono, ale to zajęło mu zaledwie chwilęoczekiwania przy kasie biletowej.Musiał tylko wyśliznąć się z domu, znalezć taksów-kę, wsiąść do niej, kazać się zawiezć na stację, odebrać walizkę.Uporczywa myśl o przygotowaniach krążyła wciąż niespokojnie w jego głowie,podczas gdy on sam był na krawędzi snu.Nie mógł rozbudzić się na tyle, aby uwolnićsię od tych myśli lub znalezć odpowiedzi na nurtujące go pytanie: jak ma to wszystkozrobić.220 Powtarzanie w myślach tego, co musiał zrobić, było tylko wymówką, próbą oszu-kania samego siebie.Największa bowiem trudność polegała na opuszczeniu mieszkaniatak dyskretnie, aby go nie zauważono.Był to problem niemal nie do pokonania.Ajeszcze głębiej w swoistej stratygrafii jego strachu leżało poczucie nieodwracalnej,sromotnej klęski.Rozpacz na myśl, że ktoś mógłby znalezć jego dziennik, zanim onbędzie miał szansę go zniszczyć.Czterdzieści pięć lat służby, prawie siedemdziesiąt latżycia zostałoby obrócone w kompletną i nieodwracalną ruinę. Lepiej by było dla tegoczłowieka, gdyby się nie urodził - pamięć cytowała mu to zdanie przez cały dzień.Tostwierdzenie nie było wcale melodramatyczne, przesadzone, wyolbrzymione.Zdałsobie sprawę, że właśnie w ten sposób odebrałby swoją zawodową klęskę.Gdyby mógłteraz przewidzieć, jak potoczy się rozwój wypadków, mógłby także zdecydować, czycoś jeszcze zaczynać, czy dalej istnieć.Wiedział, że nie może spocząć, dopóki pokłada nadzieję w przekazanej Clarze in-formacji.Ufał jej, ale nie dowierzał sobie.Uznał, że nigdy nie odzyska spokoju, jeśliwłasnoręcznie nie wrzuci dziennika do ognia lub nie podrze go na drobne kawałeczki inie spuści wody, niszcząc go nieodwracalnie.Ponieważ jego przeklęte skrupulatnesumienie i uczciwość zmusiły go do dania na papierze świadectwa prawdzie, spisał wpamiętniku prawdziwą relację o śmierci Roberta Castleforda.Można było odnieśćwrażenie, że oczekiwał kiedyś w dalekiej przyszłości pytań na temat morderstwa Ca-stleforda, no i teraz mu je zadawano.Ale obecnie prawda nie była mu już potrzebna.Nie mógł z niej zrobić żadnegoużytku.Zostałaby uznana za kłamstwo, a motywy jego postępowania zlekceważone lubpominięte.W końcu jedynie brutalna wymowa faktów miałaby znaczenie.Eldon ztriumfem w głosie powiedziałby:  A więc pan to zrobił? Wiedzieliśmy o tym.A jeżelichodzi o całą resztę, to czysty nonsens.Napisane własną ręką przyznanie się do mor-derstwa.Musi zobaczyć palące się lub spływające z wodą strzępy stronic! Nie było innegowyjścia, innego rozwiązania.Musi odbyć tę podróż, uciec z Anglii.Sama myśl o tym była przerażająca i wywoływała palący ból w piersi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •