[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie zdejmując rękawiczki, uścisnął dłonie Dinga,Doma i Sama, którzy też nie zdjęli rękawiczek.Jego kolega zrobił to samo. Kim jesteście, chłopaki?  spytał Chaveza ten pierwszy. Pewnie jesteś przyzwyczajony, że raczej tobie zadają to pytanie  rzekłz uśmiechem Ding. Nie odpowiedziałeś. A ty odpowiadasz? Nie.  No właśnie.To masz odpowiedz.%7łołnierz z Delty oczywiście sądził, że ma do czynienia z Oddziałem do ZadańSpecjalnych CIA, co zresztą w przypadku Clarka i Chaveza było kiedyś prawdą.Chavez nie sprostował pomyłki, a wcześniej Clark powiedział chłopakom po cichu,że Midas jest wtajemniczony i ma też nie wyprowadzać swoich ludzi z błędu.Conway i Page wyszli z bazy i przedstawili się swoim pasażerom. Najpierw oddalimy się kawałek od miasta na południowy zachód  rzekłConway. Będziemy lecieć bezpośrednio za dwiema MH-szóstkami.Dolecimy doDniepru, skierujemy się na północ i prosto do Kijowa.Cała trasa do celu ma 50kilometrów.Musimy zrobić wszystko, żeby nikt się nie dowiedział, kim jesteśmy,dokąd lecimy i po co.To oznacza, że będziemy zapieprzać bardzo nisko i bardzoszybko.Ostrzegam was, panowie, czeka nas ostra jazda.Jeśli zobaczycie przed sobąmost albo linię wysokiego napięcia, to jest szansa, że ja też je zobaczę, więc nieświrujcie.Wszyscy kiwnęli głowami.Caruso z mniejszym przekonaniem niż pozostali. Jak mówiłem  ciągnął Conway  lecimy za little birdami, ale moja maszyna tonie Little Bird, więc jeśli ci przed nami też kogoś wiozą i mają jakieś sposoby, żebypasażerowie nie zesrali się w gacie i nie obrzygali sobie mundurów kolacją, toprzykro mi, ale trafiliście gorzej niż oni.Bo ja nigdy przedtem nikogo nie wiozłem.Caruso zrobił się zielony. O nas się nie martw  odezwał się Ding. Będziemy przypięci.Jeśli tylko niewalniesz w jakąś ścianę ani nie spadniesz, to nic nam nie będzie.Conway kiwnął głową. Jak dolecimy, ludzie z pozostałych wiatraków zjadą po linach na dach i littlebirdy zrobią mi miejsce.Ja wyląduję, a wtedy wy natychmiast wysiadacie.Odlecęnad rzekę i będę czekał na sygnał, żeby po was wrócić. Brzmi to rozsądnie  odpowiedział Ding.Pokrótce omówili, co zrobić, gdyby się okazało, że będą musieli zabrać pojmanegoNiestierowa, i jak sobie poradzić w razie konieczności ewakuacji rannych.Dingstwierdził, że jest wiele całkiem sensownych sposobów na zabranie rannego z dachuhotelu, ale chyba najroztropniej byłoby w takiej sytuacji po prostu poczekać naukraińską karetkę.Chavez pomyślał sobie, że zrobi wszystko, żeby nikt z jego zespołu nie zostałranny.Starając się nie martwić na zapas, przypiął się do ławeczki. Pięć minut pózniej Czarny Wilk 26 był już w powietrzu: leciał nisko i powoli nadterenem lotniska.Następnie nabrał wysokości, podążając kilkaset metrów za dwiemaMH-szóstkami.Przez pierwszych kilka minut lotu Dom sądził, że nie będzie tak zle, jak sięobawiał.Zatyczki w uszach sprawiały, że hałas wirników nie był zbyt dokuczliwy,a ponieważ siedział wciśnięty między Sama i Dinga, to aż tak bardzo nim nierzucało.Gdy lecieli nad płaskimi polami, przeszkadzał mu głównie straszliwy ziąb.Choć wszyscy byli dość ciepło ubrani, mieli kevlarowe hełmy i gogle, to policzkipiekły Doma, jakby zaraz miały zamarznąć.Kiedy jednak już zdążył uwierzyć, że podróż minie bez sensacji, kiowa nagleszarpnął w górę.Dom walnął hełmem w hełm Sama, a Ding  w Doma.Przelecielinad linią energetyczną tak nisko, że Dom się bał, czy nie zahaczy butami o druty.Podrugiej stronie śmigłowiec znów obniżył lot i leciał 6 metrów nad ziemią.Domniemal czuł, jak ścisnęło mu kręgi w kręgosłupie.%7łołądek podjechał mu do gardła.Spojrzał do przodu i zamarł ze strachu: przed rzeką czekało ich jeszcze kilkawzgórz i linii wysokiego napięcia. Oż kurwa.Caruso miał wrażenie, jakby wielokrotnie przeżywał tę samą straszliwą katastrofęlotniczą.Kiowa nabierał wysokości, ilekroć miał przelecieć nad wzgórzem,przewodami czy budynkiem, a potem nurkował i przyspieszał.Choć byli mocnoprzypięci, podczas opadania Dom czuł, że jego ciało traci ciężar, nogi podjeżdżałymu do góry i musiał mocno przyciskać karabin do piersi, żeby go nie zgubić.Stannieważkości ustał, Dom znów poczuł pod sobą ławkę.Lecieli teraz tak nisko, że gdyotworzył oczy, zobaczył dachy domów i czubki drzew na wysokości wzroku.Podejrzewał, że pilot oszalał i próbuje przyprawić go o zawał.Minęli jakąś kopalnię odkrywkową w środku lasu.W słabym świetle można byłorozróżnić hałdy żwiru.Nagle, bez żadnego ostrzeżenia, śmigłowiec zrobił zwrot,zarzucił ogonem i Domem oraz kolegami szarpnęło w prawo.Przez jakieś 100metrów mieli wrażenie, że śmigłowiec leci w bok, a potem pilot wyrównał kursi znów zrobiło się względnie spokojnie.Była to tylko zwykła zmiana kierunku lotu, ale ludzmi przypiętymi do ławeczkizakołysało bardziej niż do tej pory.Dom zerknął w prawo i zobaczył, jak SamDriscoll wychyla się nieco do przodu, a potem gwałtownie wymiotuje.Carusoodsunął się najdalej, jak mógł.Wolał nie mieć wymiocin Sama na butach.Co prawdaczekały go zaraz gorsze rzeczy, ale to nie znaczy, że chciał zostać obrzygany.Gdy Driscoll skończył, puścił jedną ręką karabin i wierzchem dłoni otarł ustai brodę, po czym obrócił się do Doma i zobaczył, że kolega wszystko widział. Wzruszył ramionami, jakby nic wielkiego się nie stało.Helikopter ponowniezanurkował, minąwszy wzgórze, i wtedy Dom też zwymiotował.Eric Conway prowadził swoją maszynę 10 metrów nad lustrem wody, staleprzenosząc wzrok między dwoma śmigłowcami przed sobą a statkami na Dnieprze.Urządzenia pokładowe informowały go o parametrach pracy śmigłowcai o odległości do celu.Nagle ujrzał przed sobą maszt statku i pociągnął drążek, żebyunieść maszynę.Wiedział, że niemiłosiernie miota ludzmi, których wiezie, ale byłzbyt skupiony na pilotowaniu, żeby dbać o wygodę pasażerów.Wkrótce przed nimi pojawił się Fairmont Grand Hotel, najwyższy budynek nazachodnim brzegu Dniepru.Pilot pierwszego little birda ogłosił przez radio:  Jednaminuta , a Page zameldował, że nie widzi na radarze żadnych zagrożeń.Conway obserwował, jak dwa mniejsze śmigłowce powoli zwiększają pułapi zataczają szybki krąg nad dachem hotelu.Dostrzegł rozbłyski strzałów z dachui zaraz potem więcej błysków z little birdów.Teraz sam skierował się znad rzeki kuhotelowi; maszyna pochyliła się, nabierając prędkości. Strzały z dachu i balkonów od południa  rozległo się w słuchawkach.Zwolniłi wyrównał pułap z poziomem dachu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •