[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziała, że musi być to jedynie złudzenie, gdyżinaczej nie byłoby tu tyle zieleni.Spostrzegła natychmiast, że jej ciało uległo przemianie.Zciskała grubą gałązszponiastymi rękami oraz nogami, które wydały jej się bardzo podobne do dłoni.Nie przepadała nigdy zbytnio za balansowaniem na wysokościach, lecz terazpostrzegała to jakoś inaczej.Nie czuła zawrotów głowy, jej zmysł równowagi byłniesamowicie wyostrzony.Konar wydawał się niemal naturalnym miejscem dosiedzenia.Prawie o tym nie myśląc puściła gałąz i spojrzała na swą rękę.Niezwykledługie, chude palce pokryte były twardą skórą i lekkim, czerwono-brunatnym fu-terkiem.Uniosła kończynę do góry i poczuła nieznaczny opór po prawej stronie.Odwróciła głowę i spostrzegła olbrzymie fałdy skórne, ciągnące się od przegubówwzdłuż całego ciała.Nie potrafiła wyobrazić sobie, do czego mogły służyć, leczporuszywszy nimi nieco odkryła, iż są dość sztywne i również pokryte futerkiem.Dawały się jednak rozciągać niemal jak guma.Zaryzykowała drobny kroczek po gałęzi i prawie od razu odkryła, że posiadarównież ogon.Uchwyciwszy się solidnie konaru, obróciła głowę do tyłu.Szeroki,płaski, ścięty na końcach, nie tworzył pojedynczego ogona, lecz składał się z kilkukości, pomiędzy którymi rozpostarta była elastyczna błona.Czuła, że może nimporuszać  rozpościerać i składać niczym wachlarz.Gapiła się tępo na ogon próbując ustalić, co czynić dalej, gdy rozległ się po-tworny hałas i drzewo zatrzęsło się gwałtownie.Przerażona zacisnęła uchwyt. Hej, ty tam! Co, u diabła, wyrabiasz na moim drzewie?  doszedł ją dzi-waczny, nosowy głos z góry.229 Ze strachem uniosła głowę w stronę wołającego.Dostrzegła go bez trudui przeszył ją dreszcz.Zrozumiała, że teraz wygląda bardzo podobnie do tego stwo-ra, który przypatrywał jej się ze złością.Głowę miał małą i płaską niemal jak u psa, tyle że pysk przypominał bardziejkaczy dziób.Długa szyja wychodziła wprost z gryzoniowatego tułowia.Miękkii gibki, sprawiał wrażenie, jakby mógł się wyginać w najdziwniejszych nawet po-zach.Osobnik posiadał również podobny do wachlarza ogon oraz długie musku-larne kończyny.Stworzenie było gdzieś o jedną czwartą większe od niej, a futerkomiało upstrzone szarymi cętkami. Przepraszam, ale jestem tu nowa.Pojawiłam się w Strefie, a potem wysłanomnie przez Bramę.Ocknęłam się tutaj w nowej postaci.Nie mam pojęcia, gdziejestem ani kim jestem.Nie wiem nawet, jak zejść na ziemię.Kocie oczy stwora rozszerzyły się w wyrazie zdziwienia. Więc jesteś Przybyszem, co? Nie ma dwóch zdań, bo inaczej nie stawiałbyś takich głupich pytań.Zejść na dół? Dlaczego, do cholery, chcesz schodzić nadół? No cóż, gdzieś przecież muszę zejść  odparła nieco poirytowana. Na pewno nie możesz zostać tutaj  parsknął stwór. Mam już i tak zadużo gęb do wyżywienia. Ale nie wiem dokąd iść  odparła. Ocknęłam się tutaj, na gałęzi.Możemógłbyś mi coś wyjaśnić.Wyraznie zastanawiał się, co robić. Nie mam czasu zajmować się twoimi problemami  odrzekł w końcu.W każdym razie wynoś się z mojego drzewa, to przynajmniej zakończy mój pro-blem. Nie wydaje mi się, abyś grzeszył zbytnią uprzejmością  parsknęła roz-złoszczona. A poza tym z czystą rozkoszą wyniosłabym się z tego parszywego,starego drzewa, gdybym tylko wiedziała jak. Parszywego! Wiedz, że to drzewo należy do najlepszych w całym Awbri!Samo przez cały rok zapewnia utrzymanie dwudziestu dwóm osobom! No i co nato powiesz? Szczerze mówiąc  odparła  w ogóle mnie to nie obchodzi.Przepra-szam, że nazwałam twoje drzewo parszywym.Chciałam jedynie dowiedzieć się,jak zejść stąd i dokąd najlepiej się potem udać.Macie tu jakiś rząd, jakąś władzę?Przechylił nieco głowę, jakby nad czymś dumał. No cóż, wydaje mi się, że możesz pójść do miejscowej Rady.Niewiele namtu potrzeba w Awbri, a na pewno nie wielkich rządów, ani podobnych rzeczy.Ra-da  to wszystko, co mamy.Najlepiej więc idz od razu tam.Zarośla borówkowepośrodku poręby, jakieś pół kilometra w tamtą stronę.Pokazał palcem wskazującym stopy kierunek.W zasadzie ręce i nogi u tychistot nie różniły się prawie wcale.230 Spojrzała tam i dostrzegła jedynie zbity gąszcz drzew i krzewów. Jak mam się tam dostać?  spytała. Po gałęziach, przechodząc z drzewana drzewo?Wydał dzwięk, który brzmiał jak splunięcie. Jeśli masz ochotę, to jasne.Ale możesz oczywiście polecieć, co byłobydużo prostsze.Widzisz, droga została już wytyczona.Rzeczywiście.W splątanym gąszczu widniały prześwity niczym powietrzneautostrady.Ale latać? Ja.ja nie potrafię latać  odparła.Znów wydał ten dziwny dzwięk. Niech to cholera! No cóż, nie mam czasu, żeby cię uczyć.Musisz zatempełznąć.Prędzej czy pózniej i tak tam dotrzesz.I nagle już go nie było, nim zdążyła pisnąć choć słówko.Przy starcie wstrzą-snął całym drzewem, rozpostarł kończyny, otworzył wachlarzowaty ogon i śli-zgiem zniknął w jednym z korytarzy.Westchnęła i ruszyła wzdłuż konarów w kierunku, który wskazał nieznajomy.Niewiele się dowiedziała o zwyczajach tych istot, lecz pewne fakty świadczyły, żeżycie może być tu całkiem podniecające.Nigdy dotąd nie czuła tak silnie zmysłurównowagi ani nie postrzegała tak wyraznie głębi.Może nawet niedługo będzielatać, tak jak ten.mężczyzna?Nauczy się.Pewnego dnia będzie pruć bez wysiłku powietrze.Nie mogła sięjuż wręcz doczekać tej chwili.W czasie podróży nie obyło się bez pewnych problemów.Gałęzie dzieliły nie-jednokrotnie wielometrowe odstępy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •