[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I w połowie wypadków nie jest.Lubiłemtego Sandforda.Wyglądał mi raczej na wyrośniętego dzieciaka niż na Don Juana.Takbym powiedział. To ten, który wpędził dziewczynę w kłopoty? Tak by wypadało.Oczywiście, nie wiem nic pewnego  zastrzegł się pułkow-nik na wszelki wypadek. To tylko plotki i ludzkie gadanie.Wiesz, co to za mieścina!Jak powiedziałem, niczego nie jestem pewny.I w przeciwieństwie do Dolly nie rzucamoskarżeń na prawo i lewo ani nie zmieniam raz po raz zdania.Do diabła, powinno sięuważać, co się mówi.Trzeba poczekać na wyniki śledztwa. Zledztwa?Pułkownik popatrzył na niego zdziwiony. Tak.Nie mówiłem ci? Dziewczyna utopiła się.Stąd taki szum koło sprawy. Paskudny wypadek  przyznał sir Henry. No właśnie.Sam o tym nie mogę myśleć.Biedne, urocze diablątko.Jej ojciec mamocną rękę.Przypuszczam, że ta mała nie mogła sobie dać rady z tym wszystkim.Urwał na chwilę. I to właśnie tak bardzo martwi Dolly. Gdzie się utopiła? W rzece.Poniżej młyna jest dość głęboko.Do mostu na rzece biegnie ścieżka.Ludzie mówią, że skoczyła z niego do wody.No cóż, nie da się o tym myśleć spokojnie.Pułkownik Bantry rozłożył gazetę ze złowieszczym szelestem usiłując odwrócićuwagę od tych przykrych wydarzeń przez skierowanie jej na porcję najnowszych wia-domości i niegodziwościach rządu.Sir Henry nie za bardzo się przejął miejscową tragedią.Po śniadaniu ulokował sięwygodnie na krześle przed domem, wcisnął kapelusz głębiej na oczy i rozmyślał nadprzyjemnościami życia.Około pół do dwunastej miła sjesta została przerwana przezschludnie wyglądającą pokojówkę, która cicho podeszła przez trawnik. Przepraszam pana, ale przyszła panna Marple i chciałaby rozmawiać z panem. Panna Marple?Sir Henry usiadł i odsunął z oczu kapelusz.Zdziwił się na dzwięk tego nazwiska.Doskonale pamiętał pannę Marple, jej miłe zrównoważone zachowanie i zadziwiającązdolność logicznego myślenia.Przypomniał sobie z tuzin nie rozwiązanych zagadekkryminalnych i sposób, w jaki poradziła sobie z nimi ta  typowa stara panna ze wsi ,nieomylnie docierając do sedna sprawy.Sir Henry żywił dla panny Marple głęboki sza-cunek.Zastanawiał się teraz, co ją do niego sprowadzało.Panna Marple siedziała w bawialni, wyprostowana jak zwykle, a koło niej stał ko-szyk na zakupy, pochodzący chyba z importu.Policzki miała zaróżowione i zdawała siębardzo podniecona.141  Sir Henry, tak się cieszę.Jak dobrze, że pana zastałam.Właśnie dowiedziałam się,że jest pan tutaj.Mam nadzieję, że wybaczy mi pan. To dla mnie prawdziwa przyjemność widzieć panią  rzekł sir Henry ściskającwyciągniętą do niego rękę. Obawiam się jednak, że pani Bantry wyszła z domu. Tak  rzekła starsza pani. Widziałam ją, gdy przechodziłam koło rzeznika,jak z nim rozmawiała.Wczoraj samochód rozjechał jego psa, Henry ego Footita.To byłgładkowłosy foksterier, trochę grubawy i hałaśliwy, jak zwykle psy rzezników. Tak  komisarz starał się podtrzymać rozmowę. Jestem rada, że nie ma pani Bantry w domu  ciągnęła dalej panna Marple. To pana chciałam widzieć.Chodzi mi o tę smutną sprawę. O Henry ego Footita?  z niedowierzaniem w głosie spytał sir Henry.Panna Marple rzuciła mu spojrzenie pełne nagany. Nie, nie.O Rose Emmott, oczywiście.Czy pan słyszał? Bantry mi o tym mówił.Bardzo przykry wypadek.Komisarz był nieco zaskoczony.Nie mógł zrozumieć, dlaczego panna Marplechciała się z nim widzieć w sprawie śmierci Rose Emmott.Panna Marple ponownie usiadła.Komisarz również zajął miejsce.Gdy starsza panizaczęła mówić, jej zachowanie zmieniło się.Nabrało powagi i godności. Być może pamięta pan, że raz czy dwa zdarzyło się nam brać razem udział w mi-łej zabawie.Podawanie zagadek kryminalnych i rozwiązywanie ich.Był pan uprzejmytwierdzić, że.że jakoś sobie z tym radziłam. Pobiła nas pani wszystkich na głowę  rzucił ciepło komisarz. Wykazała paniwręcz geniusz w dochodzeniu prawdy.Pamiętam, że zawsze wzorowała się pani na ja-kichś podobnych historiach, które działy się w pani wiosce i które były dla pani klu-czem do rozwiązania każdej sprawy.Uśmiechnął się, gdy to mówił, ale panna Marple nie odwzajemniła jego uśmiechu.Pozostała bardzo poważna. To co pan wtedy powiedział, ośmieliło mnie, by przyjść teraz.Przeczuwam, żejeśli panu to powiem, to przynajmniej nie będę wyśmiana.Komisarz zdał sobie nareszcie sprawę, że panna Marple jest ogromnie przejęta. Z całą pewnością  zapewnił sir Henry. Sir Henry, ta dziewczyna, Rose Emmott  ona się nie utopiła, ją zamordowano.I ja wiem, kto ją zabił.Komisarz z wrażenia zaniemówił na kilka sekund.Głos panny Marple brzmiał ab-solutnie spokojnie.Powiedziała to takim tonem, jakby mówiła o czymś najzupełniejzwyczajnym. To poważne oskarżenie, panno Marple  rzekł sir Henry, gdy odzyskał jużmowę.142 Starsza pani pokiwała łagodnie głową kilka razy. Wiem, wiem.Dlatego właśnie przyszłam z tym do pana. Ależ, droga pani, nie jestem właściwą osobą.Dzisiaj nie mam już wpływu na tesprawy.Jeśli uważa pani, że zna prawdziwe fakty, proszę udać się z tym na policję. Nie mogę tego zrobić  powiedziała panna Marple. Dlaczego? Ponieważ, widzi pan, ja nie znam  jak pan powiedział  faktów. To znaczy, że tylko się pani domyśla? Może pan to tak nazwać, ale to niezupełnie tak jest.Ja wiem.Jestem w tej sy-tuacji, że wiem, ale gdybym powiedziała inspektorowi Drewittowi, skąd wiem  cóż,pewnie by się niezle uśmiał.I prawdę mówiąc, nie miałabym do niego pretensji [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •