[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jeśli wydaje ci się, że pytam żeby móc powiedzieć: Eee tam! My to mamy czterysta gatunkówgryzoni!" to jesteś w błędzie.- A macie? %7łe się tak chwalisz? - rzuciła nadąsana z przekąsem.- Mamy.Może nawet więcej, ale mnie nie o to chodziło.Chcę się dowiedzieć czy równowaga wwaszym systemie przyrodniczym jest stabilna- A co to za różnica? - szarpnęła głową.- Nie wygłupiaj się.Przecież sama świetnie rozumiesz.- Nie.- Hm, wydaje mi się, że starasz się mnie rozzłościć albo ośmieszyć, ale niech będzie Posłuchaj, jeśliwasz ekosystem jest stabilny, jeśli zawsze taki był, no to w porządku, natomiast jeśli dookoła was jesttak mało innych gatunków, bo reszta wymarła to gorzej, bo to znaczy, że coś się psuje.Rozumiesz?Brak jakiegoś gatunku najczęściej powoduje wymieranie innego i tak dalej.Może Nie wiem -Kopnął małą grudkę wyschniętej gliny.- Może nie ma to znaczenia, może to mój świat jestzwariowany z tym całym swoim skomplikowanym systemem wzajemnych zależności roślin i zwierząt ina odwrót, nie wiem.Na pewno mam jednak prawo być zdziwiony, prawda?- Pew Ha! A bydło hodowlane? Rumy i zabroje?- Jasne - Jonathan zatrzymał się i raptownie okręcił trzymaną jedną ręką kobietę tak, że wykreśliłaprawą stopą półkole w powietrzu i zderzyła się lekko z jego piersią.- A zresztą, nieważne -Pocałował ją mocno, długo.Czuł, że wszczął rozmowę, która nie spodobałaby się żadnemu z Soyeftiei cieszył się, że zrobił to właśnie z Maniką, bo ją mógł uciszyć pocałunkiem.Do podobnej rozmowy zKryczem obiecał sobie, że musi do niej dojść postanowił przygotować się, tak by móc bezuciekania się do pocałunków utrzymać dyskusję w ryzach.Manika skubnęła jego dolną wargę zębamii oderwała się od Jonathana.- Interesują cię jeszcze człogi, czy wracamy?- Zaryzykuję i pociągnę cię do człogów.Wyrwała mu rękę i nagle obiegła Jonathana dookoła, wróciła do narożnika pola, przechyliła się przez żywopłot i wyszarpnęła pęk jasnozielonej lerby.Wróciła z zielskiem i pierwsza poszła po, niemalniewidocznej na klepisku, ścieżce.Kiedy doszli do pierwszego płaskiego wzgórza Manika wskazałapalcem jedną, drugą i jeszcze dwie wyrazne wypukłości na zboczu pagórka, przypominającespłaszczone pokrywy wejść do schronów.- PatrzPodeszła do najbliższej pokrywy", pochyliła się i wysunęła do przodu rękę z pękiem zboża.Jonathanzdążył zrobić dwa wdechy i jeden wydech, gdy wbita w krzywiznę zbocza kopuła, o przekroju prawiedwóch stóp poruszyła się, piach osypał się i oczom zdumionego Jonathana ukazał się płaski,gigantyczny żółw".Podobieństwo do żółwia zawierało się w budowie dwie skorupy, wierzchnia i spodnia, ale zamiastnóg spomiędzy karapaksa i plastronu wysunęła się ślimacza fałda i falując przesunęła zwierzę.Człogokręcił się, nie wysuwając głowy, na krawędzi karapakad wystrzeliły w powietrze dwie małe chmurkipyłu i odsłoniły się czarne płaskie oczy.Człog poruszył się żwawiej niż przed chwilą, ruszył w stronęManiki jednocześnie wysuwając ze styku plastrona z karapaksem długą trąbę.Manika cisnęła lerbę wczłoga i przysunęła się do Jonathana.Na zboczu wzgórza poruszyły się jeszcze dwie pokrywy".- Widzisz? Nawet taka ilość lerby wprawia je w podniecenie!Zanim zdążył otworzyć usta Manika trąciła go w ramię.- Muszę na chwilę zniknąć.Pobiegła za wydmę.Jonathan ruszył szybko w stronę pola, biegiem dopadł pierwszych zdzbeł iszybko wrócił ze zdobyczą do wydmy.Człog, który miał szczęście i pożarł już lerbę dość szybko sunąłna spotkanie.Jonathan z rozbiegu wskoczył na jego grzbiet.Zamierzał sterować człogiem przypomocy pęczka lerby i chybaby mu się to udało, ale pokrywa człoga posypana była miałkim piaskiem.Jonathan pośliznął się i dobrowolnie zeskoczył z żółwia.Szybko, zanim człog zdążył odwrócić się wjego stronę, zrzucił buty i skarpety, i wskoczył ponownie na grzbiet wierzchowca.Zauważył, że zzawydmy wyszła Manika i zatrzymała się jak wryta.Jonathan na grzbiecie człoga niewątpliwie zrobił naniej wrażenie.- Zobacz! Będzie szedł tam, gdzie mu każę!Pochylił się i zbliżył do krótkiej trąby pęczek zboża.Człog szarpnął się, ale Jonathan utrzymał się najego grzbiecie.Manika krzyknęła coś ostrzegawczo.Jonathan machnął do niej ręką i odsunął dłoń zlerbą.Rozzłoszczony człog wydał z siebie chrapliwybulgocący syk i nagle z jego pokrywy uderzył w stopy Jonathana nieznośny ból.Przez ułameksekundy wydawało mu się, że jego nogi rozrywane są na części przez jakieś niewidzialne, z ogromnąmocą szarpiące pęta.Potem ból skoczył w górę.Jonathan zachłysnął się krzykiem i straciłprzytomność.Piętnasta doba; poAudniePrzeskok z niebytu na jawę, objawił się straszliwym bólem stawów, które zachowywały się tak, jakbykażda z kości rozsadzana była od wewnątrz pęczniejącym, puchnącym szpikiem.Jonathan niewiedział jeszcze jak się nazywa, gdzie jest, ani jaka jest przyczyna bólu; cała jego świadomośćsprowadzała się do konstatacji ogromnej, zalewającej jazń męczarni.Po jakimś, niemożliwym dookreślenia w oceanie męki, czasie, ból niemal skokowo ustał i natychmiast na uwolnionym obszarzeświadomości pojawiło się pytanie.I niewiele pózniej odpowiedz: nazywam się Greg Burns, to znaczytakiego używam pseudonimu, naprawdę nazywam się Jonathan Weather [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •