[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kie dy Con rad wstał i po szedł do łazien ki, Je re mi prze tur lał się na bok. Hej, Belly  po wie dział. Praw da czy wy zwa nie? Nie bądz głupi  od parłam. No daj spokój, za graj ze mną.Zlicz nie proszę.Przewróciłam ocza mi i usiadłam. Wy zwa nie.Miał w oczach psot ne ogniki  nie widziałam ta kie go ich wy ra zu, od kie dy Su san na zno wu za cho ro wała. Wy zy wam cię, żebyś mnie pocałowała.Spo ro się na uczyłem od po przed nie go razu.Roześmiałam się.Nie wiem, co spo dzie wałam się od nie go usłyszeć, ale na pew no nie to.Jeremi nachylił ku mnie twarz, a ja znowu się roześmiałam, pochyliłam do przodu, ujęłam go za podbródeki pocałowałam w po liczek z głośnym plaśnięciem. O rany!  za pro te sto wał. To nie jest praw dziwy pocałunek! Nie podałeś miejsca  od parłam i po czułam, że twarz mnie pie cze. No już, Belly  na le gał. Nie tak się wte dy całowa liśmy. W tym mo men cie wrócił do po ko ju Con rad, wy cie rając ręce w dżinsy. O czym ty mówisz, Je re mi?  za py tał. Masz chy ba dziew czynę?Spojrzałam na Je re mie go, na którego po licz kach po ja wiły się wy pie ki. Masz dziew czynę?  Usłyszałam we własnym głosie oskarżycielski ton, za który się nie na widziłam.Osta tecz nie Je re mi nie był mi nic win ny, nie należał do mnie, cho ciaż za wsze spra wiał, że tak mi się wy da wało.Przez cały ten czas, jaki spędziliśmy ra zem, ani razu nie wspo mniał, że ma dziew czynę.Nie mogłam w to uwierzyć.Najwyrazniej nie ja jedna trzymałam coś w sekrecie i sama myśl o tym sprawiła, żeogarnęło mnie przygnębie nie. Już zerwaliśmy.Idzie na uczelnię w Tulane, a ja zostaję tutaj, więc uznaliśmy, że nie ma sensu być razem.Spojrzał ze złością na Conrada, a potem z powrotem na mnie. Poza tym bez przerwy się kłóciliśmy i godziliśmy.Była stuk nięta.Nie podobało mi się, że był z jakąś stukniętą dziewczyną, na której mu zależało wystarczająco, żeby do niej cochwila wra cać. No, to jak się na zy wała?  za py tałam.Za wa hał się. Mara  od parł w końcu.Alko hol spra wił, że zdo byłam się na od wagę i zadałam py ta nie: Ko chasz ją?Tym ra zem się nie wahał. Nie  po wie dział.Pod niosłam okru szek piz zy. No do bra, moja ko lej.Con rad, praw da czy wy zwa nie?Leżał na brzu chu na ka na pie. Nie mówiłem, że chcę z wami grać. Tchórz  po wie dzie liśmy jed no cześnie z Je re mim. Raz, dwa, trzy, moje szczęście  do da liśmy ra zem. Za cho wu je cie się jak dwu lat ki  mruknął Con rad.Je re mi pod niósł się i zaczął pod ska kiwać. Tchórz-tchórz-tchórz. Praw da czy wy zwa nie?  powtórzyłam.Con rad jęknął. Praw da.Byłam tak szczęśliwa, że Conrad chce z nami grać, że nie potrafiłam wymyślić żadnego dobrego pytania.To znaczyistniało milion rzeczy, o które chciałam go zapytać: co się stało z nami, czy kiedykolwiek mu na mnie zależało, czynasz związek był prawdziwy.Ale nie mogłam zadawać takich pytań.Tyle wiedziałam nawet mimo przytępiającejzmysły te qu ili.Za miast tego za py tałam: Pamiętasz tam te wa ka cje, kie dy po do bała ci się dziew czy na pra cująca przy dep ta ku? An gie? Nie  od parł, ale wie działam, że kłamie. A dla cze go py tasz? Prze spałeś się z nią?Con rad w końcu pod niósł głowę z ka na py. Nie. Nie wierzę ci. Raz próbowałem, ale dała mi w łeb i powiedziała, że nie jest taka.Chyba była świadkiem Jehowy czy kimś w tymro dza ju.Je re mi i ja zwinęliśmy się ze śmie chu.Je re mi śmiał się tak bar dzo, że po chy lił się i upadł na ko la na. O rany  wy sa pał. To nie sa mo wite.Rzeczywiście, było.Wprawdzie zawdzięczaliśmy to chyba całej skrzynce piwa, którą zdążył wypić, ale Conradwy lu zo wał się i opo wia dał nam o różnych rze czach.To było nie sa mo wite, jak praw dziwy cud.Con rad pod parł się na łokciu. No do bra, moja ko lej.Patrzył na mnie, jakbyśmy byli w pokoju sami, a mnie nagle ogarnęły lęk i ekscytacja.Potem spojrzałam naob ser wującego nas Je re mie go i w jed nej chwili się uspo koiłam. Nie ma mowy  odparłam poważnie. Nie możesz mnie wybrać, bo ja właśnie wybrałam ciebie.Takie sąza sa dy. Za sa dy?  powtórzył. Tak  po twier dziłam, opie rając głowę o ka napę.  A nie je steś ani trochę cie ka wa, o co chciałem za py tać? Nie.Ani odro binkę.To było kłam stwo, oczy wiście, że byłam cie ka wa.Umie rałam z cie ka wości.Wyciągnęłam rękę, nalałam sobie jeszcze trochę tequili i wstałam, czując, że trzęsą mi się kolana.Kręciło mi sięw głowie. Za nasz ostat ni wieczór! Już za to piliśmy, pamiętasz?  za py tał Je re mi.Po ka załam mu język. Dobra. Tequila znowu dodała mi odwagi i tym razem pozwoliła powiedzieć to, co naprawdę chciałampowiedzieć.To, o czym wszyscy dzisiaj myśleliśmy. Za& Za wszystkich, których nie ma tu dzisiaj z nami.Za mojąmamę, Ste ve na i przede wszyst kim za Su sannę.Okej?Conrad popatrzył na mnie i przez chwilę bałam się, co może mi powiedzieć, ale potem podniósł swój kubeczek,a Jeremi poszedł w jego ślady.Jednocześnie wypiliśmy swoje porcje, a ja miałam wrażenie, że przełykam płynnyogień.Za kasłałam.Kie dy usie dliśmy z po wro tem, za py tałam Je re mie go: To kto przy cho dzi na tę im prezę?Wzru szył ra mio na mi. Jacyś ludzie, których poznaliśmy na basenie w zeszłe wakacje.Mają powiedzieć znajomym.A, no i Mikey, Petei ich kum ple.Zastanawiałam się, kim byli  Mikey, Pete i ich kumple.Zastanawiałam się też, czy nie powinnam trochępo sprzątać, za nim lu dzie za czną się scho dzić. Na którą ich za pro siłeś?  za py tałam Je re mie go.Zno wu wzru szył ra mio na mi. Na dzie siątą.A może na je de nastą.Ze rwałam się. Jest już pra wie dzie wiąta! Muszę się ubrać. Chy ba je steś już ubra na?  zdziwił się Con rad.Nie za wra całam so bie na wet głowy od po wia da niem, tylko od razu po biegłam na górę. roz dział trzy dzie styTaylor zadzwoniła w chwili, gdy właśnie wyrzuciłam zawartość mojej torby na podłogę.Wtedy przypomniałamsobie, że jest sobota  miałam wrażenie, że jestem tutaj o wiele dłużej.Przypomniałam też sobie, że dzisiaj jestczwar ty lip ca, a ja po win nam być na jach cie z Tay lor, Da visem i resztą na szych zna jo mych. Cześć, Tay lor  po wie działam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •