[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystkie te palankiny były gęsto ściśnięte i najmniejszego nie zostawiały otworu, także nie można było ani oblubienicy, ani jej kobiet obaczyć.Królewicz jechał obok najpiękniejszego palankinu, usiłując złożyć wszelkimi sposobamiuszanowanie nieznajomej dziewicy, która przyjęła jego zaloty.Lecz gdy tak jechał w marze-niach o przyszłym szczęściu pogrążony, nie dostrzegł z początku, że orszak zboczył z drogi,prowadzącej do pałacu, który mu ojciec dla niego i oblubienicy przeznaczył.Co większa uj-rzał się w okolicy całkiem nieznajomej i wkrótce przybyli do wysokiego muru opasującegoniezmierna przestrzeń.Orszak zatrzymał się przed kamienna bramą, gdzie poważny starzecprosił królewicza, ażeby rozpuścił drużynę swoją, gdyż dwór zamężnej z nim dziewicy byłdosyć dla nich obojga dostatecznym.%7łyczenie tajemniczej władczyni jego serca było pra-wem dla czułego królewicza, rozpuścił zatem ludzi swoich i przyłączył się do obcego orsza-ku.Prowadzono go więc przez trzy lub cztery obszerne dziedzińce, których regularne czwo-roboki rzędami słupów otoczone były, ozdobne płaskorzezbami cudnymi wiodły do po-mieszkań najznakomitszych urzędników dworu.Dostał się nareszcie do ogrodu pełnego naj-osobliwszych drzew i kwiatów, a w nim ptastwo bujało najrzadszych rodzajów.Wpośród czarodziejskiego ogrodu wznosił się marmurowy pałac tak przepysznej budowy,że wszystko przewyższał, co dotąd widziało oko królewicza.Wszedłszy doń, ujrzał mnóstwo76 kobierców, złotych i srebrnych naczyń, zwierciadeł, a komnaty napełnione były woniami imieściły łaznie wyłożone najprzedniejszą porcelaną.Młody małżonek ulotnym jeno wzro-kiem rzucił na te wszystkie przepychy i przez komnaty, bogactwy jaśniejące, których szeregdługo się ciągnął, śpieszył z niecierpliwością jak najrychlej stanąć w podwojach małżonkiswojej.Ale stanął jakby piorunem rażony, ujrzawszy, że to była  małpa.Zanadto jednak posiadał wykształcenia z dobrym sercem, ażeby wobec wszystkich okazałokropny zawód, owszem, zrobił twarz zupełnie wesołą i z uprzejmością największą składałmałżonce swojej uszanowanie.Małpa odpowiadała na jego grzeczność wymownie i okazałatyle dowcipu i żywości w rozmowie, że królewicz wiele ze wstrętu utracił, a wkrótce zapo-mniał, iż rozmawiał z brzydkim zwierzem i tego rodzaju, którego szczególniej nie lubił.Dostrzegł oraz, że dwór cały składał się z małp samych, w duchu więc cieszył się niepo-mału, że rozpuścił swój orszak.Napady smutku zasępiały chwilami czoło młodego małżonka, lecz te rozpędzała wkrótcemałpy wesołość i przyjemna rozmowa.Grała na kilku instrumentach, śpiewała przecudnie.Pojednany z losem królewicz, tę jedynie czuł jeszcze troskę, jak by ukryć przed rodziną nie-szczęśliwą postać swojej małżonki.Dlatego do dworu ojca przybywał zawsze z obliczemwesołym i był ostrożny w mowie, aby nie wydał własnej tajemnicy.Królewicze, bracia jego, często wybadywani przez małżonki swoje o niewidzialną brato-wę, nie mogli ciekawości ich zaspokoić.Ginęły więc z niecierpliwości docieczenia tajemnicyi wszelkich poruszały sprężyn, by ujrzeć tę dziwną osobę.Wszystkie atoli usiłowania ichbyły nadaremne, bo nie przyjmowała odwiedzin żadnych i sama nie odwiedzała nikogo.Brały się zatem na różne, jakie wymyślić mogły, sposoby.Stare kobiety, jeszcze ciekawsze inatarczywsze jak one same, pod różnymi pozorami posyłane były od nich do pałacu, leczmimo wszelkich podstępów, nie znalazły przyjęcia.Przejeżdżający kupcy, kuglarze, wróżbi-towie i śpiewacy, podobnież odprawiani byli od bramy, a nawet ludzie, co przypadkiem kołosamej bramy zasłabli, żadnej nie doznawali pomocy i musieli wedle możności sami się krze-pić, gdyż ani spojrzano na ich chociażby najgłośniejsze cierpienia.Królewne, wyczerpawszy tym sposobem nadaremnie swój dowcip, wpadły nareszcie jesz-cze na myśl jednę, a lubo nie spodziewały się zupełnie pomyślnego skutku, miały jednak na-dzieję, że się pomszczą za te wszystkie klęski, jakie dowcip ich poniósł.Synowe namówiły króla, teścia swojego, ażeby dla nich wyprawił świetną ucztę i byłyciekawe, pod jakim pozorem która z zaproszonych gościń wymówi się z niebytności swojej.Najmłodszy królewicz zmiarkował zaraz, że to była nań łapka i że go w kłopot wprawićchciano, a że nie wiedział, jak by zniweczyć złośliwy zamiar bratowych, popadł przeto wponurą trwogę.Zmiana, zaszła w umyśle królewicza, nie mogła ujść baczności uważnej jego małżonki,lecz na zapytanie jej nie mógł dać innej odpowiedzi, jak tylko, że go to mocno boli, iż będącw przymiotach duszy tak dalece wyższą od małżonek jego braci, nie może jednak pokazać siębez wystawienia się na ich szyderstwa i pogardę.Przyjemna małpeczka, dotknięta smutkiemmałżonka, zatopiona chwilę w głębokim dumaniu, nagle w oczach zdumionego królewiczazrzuciła skórę małpią i odurzonym jego oczom ukazała się w postaci najpiękniejszej kobiety,o jakiej pomyśleć tylko można było, i w przepysznym i bogatym ubiorze. Mojej małpiej maski nigdy przedtem nie zrzucałam, bo nie mogę tego czynić bez wiel-kiego niebezpieczeństwa.Mimo tej potwornej skóry żyliśmy z sobą szczęśliwie, a ja nie po-trzebowałam wystawiać się na niebezpieczeństwo, dla samej powierzchowności, w oczachrozsądnego człowieka tak mało wartości mającej.Wez tę skórę małpią, którą niechętnie skła-dam, i chowaj ją troskliwie w mojej niebytności; z jej stratą popadlibyśmy oboje w wielkąnędzę i nie mogę ci dosyć zalecać, ażebyś jej ani chwili z oka nie spuszczał.Wyrzekłszy te słowa odeszła, zanim królewicz ochłonął z rozkosznego zadziwienia, w ja-kowe wprawiła go ta nagła przemiana małżonki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •