X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niczego podobnego tam jednak nie było.Droga stała otworem, a mimo to wcale nie wyglądała zachęcająco.Briksja zatrzymała się.Ciarki przeszły jej po plecach, zaś światło rzucane przez kwiat gwałtownie pojaśniało.Oto stała przed.siedliskiem Mocy! Choć nie miała wiedzy ani umiejętności Mądrej Kobiety, nawet bez takiego wykształ­cenia potrafiła to rozpoznać; czuło się bowiem, jak ten rodzaj mocy wnika w człowieka.Ale istniały moce i moce.W świecie panowała równo­waga: światło przeciwko ciemności, dobro przeciwko złu.Nie inaczej było z mocami - zatem Mrok mógł być w niektórych miejscach tak samo potężny i zwycięski jak Światłość w innych.Z czym miała teraz do czynienia? Pociągnęła nosem, żeby się przekonać, czy nie czuć gdzieś wokół zła; liczyła na to, że ostrzeże ją jakiś wewnętrzny zmysł.Swoje wątłe nadzieje mogła zasadzać jedynie na kwiecie.On i drzewo, z którego się oderwał, uratowały ją już wcześniej.Co do tego, że ropuchopodobne stworzenia, które próbowały usidlić ją swoimi czarami, należały do sił Mroku, Briksja nie miała najmniejszych wątpliwości.Zaś kwiat był jej obrońcą na pustyni i tak samo dopiero co ochronił ją przed zauroczeniem obiecaną wodą, działając nawet tu, w miejscu, o którym zaczęła mniemać, że jest skażone złem.Prawdę rzekłszy, nie miała wyboru - ów przymus, jaki przywiódł ją na Odłogi, w czasie wędrówki się wzmagał.Teraz mogła już iść tylko przed siebie.Krok za krokiem, powłócząc nogami, Briksja zbliżała się do otworu.Gdybyż tylko pąk świecił dalej.Pąk? Kwiat w jej garści ponownie się otwierał.Pośpiesznie rozpros­towała dłoń umożliwiając mu rozwinięcie płatków.Jedno­cześnie, kiedy światło robiło się coraz jaśniejsze, rozniósł się ów czysty i oczyszczający zapach.Zadziwiona tym ostatnim rozkwitem, dziewczyna prze­sunęła się pod kamiennym łukiem i trafiła do przejścia, które - gdyby nie miała dodającego jej odwagi kwiatu - byłoby równie ponure jak sekretny korytarz wychodzący z wieży.Ściany były z ciosanego kamienia.Już parę kroków za wejściem ociekały wilgocią.Mimo dojmującego pragnienia Briksja nie potrafiła się zdobyć na pochwycenie ściekających kropli.A to dlatego, że były mętne i tłuste; ze szczelin sączyła się jakaś szkodliwa dla zdrowia ciecz.Aromat kwiatu walczył z zapachem wilgoci.Nie po raz pierwszy Briksja zastanawiała się, jak długo kwiat może przetrwać, nim zwiędnie.Zdumiewało ją, że obumieranie jeszcze się nie zaczęło.Przejście wdzierało się w masyw coraz głębiej i głębiej.W świetle kwiatu-kaganka Briksja ujrzała na podłożu ślady łap.Tak więc tamci wciąż przed nią szli, a przynajmniej Uta.Czego szuka lord Marbon? Czy w jego zmąconym rozumie te śpiewane przezeń stare nieudolne strofy jawią się jako prawda, którą on musi udowodnić? Jeśli tak, może dalej, nie zważając na nic, przeć naprzód, dopóki nie padnie wycieńczony, kiedy wyczerpane i zaniedbane ciało odmówi mu posłuszeństwa.Ale może młodzieniec przedrze się w końcu przez tę gmatwaninę myśli i prędzej czy później wybawi swego pana?Przekleństwo Zarsthora - Briksja poruszała wargami, bezgłośnie powtarzając te słowa.Czym było Przekleństwo Zarsthora? Istniały niezliczone opowieści o utraconych talizmanach - narzędziach mocy, które mogą swoim właścicielom przysparzać korzyści.albo z kolei przywodzić ich do zguby.Wyglądało na to, że Przekleństwo Zarsthora było tego drugiego rodzaju.Dlaczego w takim razie lord Marbon go poszukiwał? Żeby zemścić się na swoim wrogu?Wojna była zakończona.Nawet do takich tułaczy jak Briksja dotarły wieści, że najeźdźcy zostali przegonieni, a potem - znalazłszy się w kleszczach pomiędzy zaciekłą nienawiścią Dolinian a morzem - starci na proch.Za to roiło się od hien i zbójców, którzy wylęgli się, żeby plądrować i zabijać tam, gdzie żaden pan nie mógł wystawić drużyny zdolnej się z nimi rozprawić.To była przeklęta ziemia, gdzie nikt nikomu nie ufał.Mogło istnieć mnóstwo powodów, dla których ktoś miał chrapkę na “przekleń­stwo", żeby posłużyć się nim jako bronią.Briksja zastanawiała się, ile dzieliło ją od tamtych.Jeśli mężczyzna, młodzieniec i kot szli szybko, mogli ją wy­przedzać o cały dzień drogi.Jednak z całą pewnością musieli zatrzymywać się dla odpoczynku.Posłyszała, jak coś czmychnęło jej spod nóg.Nikły blask kwiatu odbijał się w dwóch widocznych nisko punkcikach zielonkawego światła.Briksja przystanęła mo­cniej zacisnąwszy dłoń na włóczni.Lekko schylona, trzy­mając kwiat w wyciągniętej ręce, usiłowała dojrzeć, co to było.Wąska głowa podniosła się.Stworzenie przypominało jaszczurkę, którą Briksja widziała usadowioną na skałce na początku swojej wędrówki przez Odłogi.Nie była to żadna odrażająca, budząca strach ropucha.Kiedy snop światła rzucanego przez kwiat dosięgnął stworzenia, zwierzątko nie uciekło, czego się dziewczyna trochę spodziewała.Zamiast tego, napinając mięśnie, trzymało wysoko uniesio­ną na giętkiej szyi głowę i poruszało nią tam i z powrotem.Z rozwartych szczęk wysunął się w kierunku Briksji trzepoczący język.Stworzenie wydało syk i cofnęło się nieco.Odtąd, pozostając w stałej odległości od dziewczyny, nie zrobiło już żadnego ruchu - ani ku niej, ani do tyłu.- Z drogi! - krzyknęła Briksja z nadzieją, że może w ten sposób odpędzi zwierzę, skoro światło okazało się nieskuteczne.Choć stworzenie nie było tak duże, żeby mogło stanowić jakieś zagrożenie, nie wiedziała, czy nie jest ono przypadkiem jadowite.Dźwięk jej głosu również nie podziałał odstraszająco.Jaszczurka jednak przestała kręcić głową i uniosła przednią część tułowia.Teraz Briksja zobaczyła, że stworzenie jest sześcionożne, czym różniło się od zwykłej jaszczurki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •