X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ponieważ Madeleine stała tuż przy nim, tym samym ruchem przycisnął je do jej piersi.W tej samej chwili Madeleine z powrotem stała się Roz, tyle że w miejscu, gdzie Madeleine miała biust, widniała teraz naga skóra twarzy dziewczynki.Serce już przyczepiało się do niej w kilkunastu, kilkudziesięciu miejscach.Żyły odczepiały się od rąk Quentina.Cofnął się uwolniony, ale niezdolny oderwać oczy od tego, co działo się z Roz.Serce ześliznęło się po jej twarzy pod brodę, po szyi i pod koszulę.Roz była przerażona.- Matko! - ryknęła.- Pomóż mi! Matko!- Teraz wiesz - odezwała się pani Tyler do Roweny głosem pełnym goryczy.- Teraz wiesz, dlaczego zrobiłam to, co zrobiłam.- Nie możesz tego zatrzymać? - spytała Rowena.- Raz już to zrobiłam, kiedy bestia posiadła mojego małego chłopca - powiedziała pani Tyler.- Ale obecnie, niestety, jestem martwa.- Matko! - głos Roz był oszalały z trwogi.- Matkoooo! - wyła.A potem jej głos zmienił się w gulgot.Dziewczynka zachwiała się i upadła na jedno kolano.Jej ciało zaczęło zmieniać kształt.Ramiona skurczyły się, ręce cofnęły się do wewnątrz rękawów, a następnie zniknęły całkowicie.Skrzydła z trzaskiem rozdarły koszulę na plecach, rozpościerając się na szerokość najpierw trzech, a zaraz potem sześciu metrów, delikatne i wiotkie jak z czarnego jedwabiu, cieniutkie jak z papieru.Quentin zauważył, że światło wpadające przez okno prześwituje przez skrzydła.Głowa Roz odchyliła się do tyłu, szczęki rozwarły się szeroko.Ogromny, pozwijany język wysunął się raz, drugi, a potem jej twarz zapadła się tworząc nową formę.Była to głowa smoka.Głowa otworzyła paszczę, żeby ukazać gęsty rząd zębów i ryknęła.Poprzez ryk dało się słyszeć całą serię zupełnie innych dźwięków.Przypominały strzelające korki szampanów.Jeden.Drugi.Trzeci.Ciało smoka zapadło się.Znowu ujrzeli Roz, tyle że teraz miała krwawą ranę z boku głowy, a drugą na brzuchu.Przerażonym wzrokiem spojrzała przez ramię na swoją matkę.- Mamusiu - wyszeptała.Rowena wystrzeliła ponownie i Roz osunęła się na podłogę.Jedynie podarte ubranie dziewczynki świadczyło o tym, że jeszcze przed chwilą była smokiem.Pulsujące serce zwisało jej ciężką bryłą przy szyi.Gorączkowo starało się uciec, ale było już zbyt słabe.Rowena wypaliła prosto w serce.- Na to szkoda kuł - powiedziała pani Tyler.- I tak już zawładnęło ciałem Roz.To ciało musi zginąć.Łkając Rowena posłała dwie ostatnie kule w głowę własnej córki.Z szeroko otwartymi oczami Roz przewróciła się na plecy i wyzionęła ducha.- Musiałaś to zrobić - powiedziała pani Tyler.- Nie miałaś wyboru.Jakoś to przeżyjesz, Roweno.Wiem, że ci się to uda, bo i mnie się udało.Rowena tępym wzrokiem spojrzała na Quentina.- Wynoś się z tego domu.Wynoś się albo giń.Dopiero wtedy Quentin zdał sobie sprawę, że bestia wcale nie zniknęła.Nie miała już żywego ciała, ale wciąż dysponowała wystarczającą mocą, by zmieniać rzeczy w fizycznym świecie, tak jak wtedy, kiedy była zamknięta w szkatułce.Deski podłogowe pod ciałem Roz wybrzuszyły się, jak gdyby jakiś ogromny kret kopał pod nimi swoje korytarze.Wybrzuszenia utworzyły przesuwającą się fale, która przeszła pod nocnym stolikiem; szkatułka spadła i roztrzaskała się na drzazgi.Fala doszła do Quentina i przechodząc pod nim zwaliła go z nóg.Teraz ściany także falowały.Wiszące na nich obrazy wylatywały w górę i opadały na podłogę, zaś kawały tynku odrywały się i ześlizgiwały w dół po ścianach.- Uciekajcie! - zawołała pani Tyler.- Oboje.Quentin podniósł się i próbował podać rękę Rowenie, żeby pomóc jej wstać.Odepchnęła go.- Właśnie zabiłam moją córeczkę - wyszeptała.- Nie mam zamiaru jej opuszczać.Quentin potykając się dotarł do drzwi, co przyszło mu z trudem, gdyż cały pokój wierzgał jak dziki mustang.Następnie wytoczył się do hollu.Tutaj było jeszcze gorzej.Dół schodów oderwał się od podłogi i walił teraz o nią niczym ogromna kocia łapa, rzucająca mu wyzwanie, żeby spróbował przejść tak, aby nie zostać złapanym i zmiażdżonym.Wiedział, że nie ma sposobu na dotarcie tamtędy do frontowych drzwiWbiegł do biblioteki.Książki zlatywały ze ścian, waląc w niego, niczym stado samobójczych ptaków.Tędy także nie było przejścia.Do jadalni.Schody próbowały dosięgnąć go, gdy przemykał się obok, ale jakoś przedostał się do pokoju.Lecz kiedy przystanął tam na chwilę, dysząc ciężko, pokrowiec przykrywający stół ożył nagle i pofrunął w jego stronę, próbując schwytać go w sieć misternych haftów.Wielka płachta zasłoniła wszystkie drzwi mogące wyprowadzić go z tego pomieszczenia.Wobec tego Quentin ruszył w stronę wysokiego okna i rzucił się przez nie, niczym lekkoatleta skaczący wzwyż, plecami do przodu, rozbijając szybę na tysiąc odłamków podobnych do lodowych sopli.Wylądował w bezlistnych krzakach, ciernistych i kłujących, ale zawsze przyjemniejszych niż potłuczone szkło.Podrapany i pokrwawiony wyplątał się z chaszczy i obiegł dom dookoła.Ray Duncan stał oparty o otwarte drzwi Lincolna, gapiąc się z przerażeniem na dom, który trząsł się w posadach, zaś tu i ówdzie ściana wybrzuszała się nagle w miejscu, którędy przechodziła niewidzialna bestia.- Co się dzieje? Co się dzieje? - zażądał wyjaśnień, kiedy zobaczył Quentina.- Właź do samochodu i ruszaj! - wrzasnął Quentin.- Tam jest Rowena! Roz! Moja mała dziewczynka!- Roz nie żyje, a Rowena nie chce wyjść.Dalej, człowieku! Ratuj swoją skórę!- Roz! - wrzasnął Duncan.- Rowena! - Ruszył w górę po schodach ku frontowej werandzie.W chwili kiedy dotarł do frontowych drzwi, coś rozwaliło fasadę domu od środka i przez ogromną wyrwę wysunęło się potężne ramię walących o ziemię schodów, obalając mężczyznę, a następnie miażdżąc go kolejnymi uderzeniami, podczas gdy jego pozbawione już życia ciało trzepotało się bezradnie pod nimi, niczym mysz pod kocią łapą.Quentin wysiadł z Lincolna i pobiegł w stronę swojego wozu, wsiadł do środka, uruchomił go, po czym cały czas jadąc tyłem, z ogromną szybkością dotarł do autostrady.I wtedy zatrzymał się.- Lizzy - wyszeptał.Roz powiedziała, że przywieźli więzienie Lizzy ze sobą.Spróbował wrócić samochodem pod dom, ale koła zabuksowały w śniegu i samochód ześliznął się na bok.Zatrzymał się, wysiadł z samochodu i ruszył biegiem w stronę domu, ślizgając się na oblodzonej i ośnieżonej alejce.W pełnym biegu włożył prawą dłoń, wciąż krwawiącą z ran jakie pozostawiły po sobie czepiające się jej żyły, do kieszeni kurtki i wyciągnął stamtąd swój telefon komórkowy.Wybrał numer 911 i nacisnął przycisk SEND.- Wezwijcie policję z Mixinack do starego domu Laurentów! Nie znam adresu, ale oni będę wiedzieć gdzie to jest.Dom Laurentów! Niech przyślą też straż pożarną.I karetki! Nie, nie mogę zostać na linii.Wcisnął telefon z powrotem do kieszeni i podszedł do Lincolna.Dom wciąż drżał w posadach.Poddasze zawaliło się na trzecie piętro.Szyby pękały i szkło pryskało we wszystkich kierunkach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •  

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.