[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dłonie,dotykające konia przez całe dziesięciolecia, zabrudziły nogi i pozbawiły je sierści. Ja widziałem, w Maryland.Dobre trzy lata po pandemii.Arabowie wciążpróbują zdekodować je z DNA, ale bez efektów.Brunatne oczy zwierzęcia zdawały się śledzić ich spojrzeniem.Terzibashjianstanął przy wejściu kawiarni, niskiego pomieszczenia, które sprawiało wrażenie,jakby służyło gościom od stuleci.Chudzi chłopcy w brudnych białych kitlachtańczyli między stolikami, roznosząc tace z tureckim Tuborgiem i maleńkimifiliżankami herbaty.Od sprzedawcy przy drzwiach Case kupił paczkę yeheyuanów, Ormianin za-mruczał coś do Sanyo. Idziemy  oznajmił. On jedzie.Co wieczór wychodzi na bazar i kupujetę swoją miksturę od Alego.Wasza kobieta jest blisko.Chodzmy.Alejka była stara, zbyt stara: ściany wycięte z bloków ciemnego kamienia.Nierówny chodnik pachniał latami cieknącej benzyny, wchłanianej przez staro-żytny piaskowiec. Nic nie widzę  szepnął do Finna. Małej to nie przeszkadza  odparł Finn. Cicho  wtrącił zbyt głośno Terzibashjian.Drewno zgrzytnęło po kamieniu czy betonie.Dziesięć metrów od nich na wil-gotne płyty padł klin żółtego światła.Rozszerzał się.Jakaś postać przestąpiła prógi drzwi zgrzytnęły znowu, pozostawiając ich w ciemności.Case zadrżał. Teraz  rzucił Terzibashjian i z dachu pobliskiego budynku trysnął jaskra-wy promień, chwytając w idealny krąg światła szczupłego mężczyznę pod starymidrewnianymi drzwiami.Lśniące oczy spojrzały w lewo, w prawo.i mężczyznaupadł.Case sądził, że ktoś go postrzelił.Leżał na brzuchu.Jasne włosy ostro kon-trastowały z ciemnymi kamiennymi płytami; blade dłonie spoczywały bezwład-nie.Reflektor na dachu nawet nie drgnął.Kurtka mężczyzny napięła się na plecach i pękła; krew trysnęła na ścianęi drzwi.W blasku światła rozwinęła się para niesamowicie długich, szaroróżo-wych i umięśnionych ramion.Stwór jakby przeciskał się spod ulicy przez nieru-chomą krwawą masę, która niedawno jeszcze była Rivierą.Miał dwa metry wzro-stu, stał na dwóch nogach i był chyba bez głowy.Kiedy odwrócił się wolno w ichstronę, Case zauważył, że jednak ma głowę, choć bez szyi.Pozbawiona oczu, lśni-ła wilgotną czerwienią jelit.Usta, jeśli to były usta, okrągłe, stożkowe i płytkie,74 porastał gąszcz sierści czy szczeciny, migotliwej niby oksydowany chrom.Po-twór odrzucił nogą strzępy odzieży i ciała.Zrobił krok naprzód.Zdawało się, żewypatruje ich ustami.Terzibashjian rzucił coś po grecku czy turecku i ruszył do ataku, rozkładającramiona jak przy skoku z okna.Przeszedł przez potwora.I stanął przed błyskiemlufy pistoletu, ukrytego w ciemności poza kręgiem światła.Odpryski kamieniaświsnęły Case owi koło głowy; Finn ściągnął go w dół.Przykucnęli.Reflektor na dachu zgasł, pozostawiając rozmazane powidoki odbicia światłana lufie, potwora i jasnego promienia.Case owi dzwoniło w uszach.Potem reflektor zapłonął znowu i przeszukał cienie.Blady Terzibashjian opie-rał się o płytę drzwi.Podtrzymywał lewą dłoń i patrzył na ściekającą wolno krew.U jego stóp leżał cały i nie naruszony jasnowłosy mężczyzna.Z mroku wyszła Molly, cała w czerni, ze strzałkowcem w ręku. Wez radio  stęknął przez zaciśnięte zęby Ormianin. Wezwij Mahmuta.Musimy go stąd zabrać.Niedobre miejsce. Prawie mu się udało  powiedział Finn.Kolana trzaskały mu głośno, gdybezskutecznie otrzepywał nogawki. Wszyscy widzieliście ten horror show? Tona pewno nie był jakiś rozdeptany hamburger? Bardzo sprytne.Zabierajmy stądjego tyłek.Zanim się obudzi, muszę przeskanować cały ten sprzęt.%7łeby Armitagedostał to, za co płaci.Molly podniosła coś z ziemi.Pistolet. Nambu  zauważyła. Niezła broń.Terzibashjian jęknął cicho. Case dostrzegł, że brakuje mu połowy środko-wego palca.W morzu smutku przedświtu, zalewającego miasto, kazała mercedesowi za-wiezć ich do Topkapi.Finn i olbrzymi Turek imieniem Mahmut zabrali wciążnieprzytomnego Rivierę.Po chwili zakurzony citroen podjechał po Terzibashjia-na, który był już na granicy omdlenia. Dupek z ciebie  oświadczyła Molly, otwierając przed nim drzwi. Po-winieneś trzymać się z tyłu.Ormianin spojrzał gniewnie. W każdym razie skończyliśmy nasze interesy. Pchnęła go do środkai zatrzasnęła drzwi. Jeśli spotkam cię jeszcze raz, zabiję  zagroziła bladejtwarzy za przyciemnioną szybą.Citroen zapiszczał oponami i wyjechał z alejki na ulicę.Mercedes płynął bezgłośnie przez budzący się Istambuł [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •