[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tss!W nosowym szepcie, przypominającym skwierczenie patelni, artystka bez trudu rozpoznałagłos impresaria Indiukowa. To pan?!  zawołała z oburzeniem, czerwona jak piwonia. Jak.jak pan śmiał? To pantu cały czas leżał, stary łajdaku? Tego tylko brakowało! Dziecinko.złotko moje!  syknął Indiukow wysuwając spod kanapy łysą głowę. Niegniewaj się, kochaneczko! Możesz mnie zabić, zdeptać jak gada, tylko nie rób krzyku! Nic niewidziałem, nie widzę i nie chcę widzieć! Niepotrzebnie się pani zasłania, złociutka, pięknościty moje.Niech pani wysłucha starca, który jedną nogą już jest w grobie! Jeżeli leżę tu podkanapą, to tylko gwoli ocalenia! Ginę! Niech pani spojrzy: włosy stoją mi dęba! Prindin, mążmojej Głaszeńki, przyjechał z Moskwy.Teraz chodzi po teatrze i dybie na moje życie.Zgro-za! A przecież pomijając Głaszeńkę winien jestem temu łotrowi pięć tysięcy rubli. A co mnie to obchodzi? Wynoś się pan stąd natychmiast, bo jak nie, to.to sama niewiem, co z panem zrobię, łajdaku jeden! Tsss! Słoneczko, tss! Błagam panią na klęczkach, czołgam się u stóp! Gdzież mogę sięprzed nim ukryć, jak nie u pani? Przecież on mnie wszędzie znajdzie, tylko tutaj wejść się nieodważy.Błagam panią! Zaklinam! Widziałem go dwie godziny temu.Stoję sobie za kulisamipodczas pierwszego aktu, patrzę, a tu Prindin wchodzi z parteru na scenę. A więc pan tu leżał przez cały czas przedstawienia!  przeraziła się artystka. I.iwszystko pan widział?Impresario rozpłakał się. Drżę cały! Dygocę ze strachu! Królowo moja, dygocę! On mnie zabije, ten łotr przeklęty.Przecież już raz strzelał do mnie w Niżnim.Nawet w gazetach o tym pisali!51  No, nie.to już jest nie do zniesienia! Wynoś się pan, muszę się już ubierać i wychodzićna scenę! Jeżeli pan się natychmiast nie wyniesie, to.to zacznę krzyczeć, będę głośno pła-kała.rzucę w pana lampą! Tsss! Ucieczko ty moja.desko ratunku! Dołożę pani pięćdziesiąt rubli, tylko proszęmnie nie wypędzać! Pięćdziesiąt rubli!Artystka zasłoniła się stosem sukien i pobiegła ku drzwiom, żeby narobić krzyku.Indiu-kow przyczołgał się na kolanach i chwycił ją za nogę powyżej kostki. Dołożę pani siedemdziesiąt pięć rubli, tylko proszę mnie nie wyrzucać!  zacharczał ła-piąc powietrze. I jeszcze dodam połowę benefisu! Kłamie pan! Przysięgam! Niech mnie Bóg skarze! Bodajbym jutra nie doczekał.Połowa benefisu isiedemdziesiąt pięć rubli podwyżki!Dolska Kauczukowa zawahała się przez chwilę i zawróciła od drzwi. Przecież pan zwyczajnie łże!  powiedziała płaczliwym głosem. %7łebym się pod ziemię zapadł! %7łebym z piekła nie wyjrzał! A czyż to ja jestem jakiś ło-buz, czy co? A więc dobrze, niech pan pamięta. zgodziła się artystka. No, właz pan pod kanapę.Indiukow ciężko westchnął i sapiąc wgramolił się pod kanapę, a Dolska Kauczukowa za-częła się szybko ubierać.Było jej wstyd i nieprzyjemnie, że w garderobie pod kanapą leżyobcy człowiek, ale świadomość, że ustąpiła tylko przez wzgląd na świętą sztukę pokrzepiła jądo tego stopnia, że kiedy po pewnym czasie zrzucała huzarski mundur, już nie tylko się niegniewała, ale nawet dała wyraz swemu współczuciu: Ale pan się tam ubrudzi, kochany Kuzmo Aleksieiczu! Ja tam wszystko wrzucam pod tękanapę!Przedstawienie skończyło się.Artystka była wywoływana jedenaście razy i otrzymała odpubliczności bukiet ze wstęgą i napisem:  Zostań z nami!Kiedy po owacjach wracała do garderoby, spotkała za kulisami Indiukowa.Umorusany,potargany, w zmiętym ubraniu, impresario promieniał i zacierał ręce z radości. Cha, cha!.Niech pani sobie wyobrazi, złoteńko!  powiedział idąc ku niej. Może siępani śmiać ze starego durnia! Proszę sobie wyobrazić, że to wcale nie był Prindin! Cha cha.A niech go diabli, to ta długa ruda broda wprowadziła mnie w błąd.Prindin też ma długąrudą brodę.Omyliłem się, stary dureń! Cha, cha! Niepotrzebnie zakłóciłem pani spokój,śliczności ty moje. Ale niech pan pamięta, co mi pan obiecał  powiedziała Dolska Kauczukowa. Pamiętam, pamiętam, słoneczko, tylko.aniołku, to przecież nie był Prindin.Myśmy sięumówili tylko co do Prindina.A skoro to nie był Prindin, to z jakiej racji miałbym dotrzymaćobietnicy? Gdyby to był Prindin, to, oczywiście, inna sprawa, a tymczasem, jak pani samawidzi, omyliłem się.Jakiegoś tam błazna wziąłem za Prindina! Ach, cóż to za podłość!  oburzyła się artystka. To podłość! Ohyda! Gdyby to był Prindin, to, oczywiście, miałaby pani całkowite prawo żądać dotrzymaniaobietnicy, a to przecież licho wie, co za jeden.Może to jakiś szewc albo, za przeproszeniem,krawiec  i ja miałbym za niego płacić? Jestem uczciwy człowiek, łaskawa pani.Rozumiemsię na tym.Po czym odszedł, ale nadal nie przestawał gestykulować i powtarzać: Gdyby to był Prindin, to, oczywiście, byłbym obowiązany, ale to przecież jakiś niezna-jomy.jakiś tam, licho go wie, rudzielec, ale nie żaden Prindin.Janina i Jan Brzechwowie52 ZEMSTAByło to w dniu benefisu naszej ing�nue.O godzinie dziesiątej rano przed jej drzwiami stał komik.Nasłuchiwał i wielkimi pięściamiwalił w obie połowy drzwi.Musiał koniecznie widzieć ing�nue.%7łeby nie wiem jak chciało jejsię spać, musi wylezć spod kołdry. Proszę otworzyć, do diabła! Czy długo jeszcze mam marznąć na tym wietrze? Gdyby pa-ni wiedziała, że w tym korytarzu jest dwadzieścia stopni mrozu to nie kazałaby mi czekać takdługo! A może pani nie ma serca?Piętnaście po dziesiątej komik usłyszał głębokie westchnienie.Po westchnieniu usłyszałskok z łóżka i człapanie pantofli. O co chodzi? Kto tam? To ja.Komik nie musiał wymieniać swego nazwiska.Aatwo można go było poznać po głosie sy-czącym i świszczącym jak u chorego na dyfteryt. Proszę poczekać, zaraz się ubiorę.Po kilku minutach wpuszczono go.Wszedł, ucałował rękę ing�nue i usiadł na łóżku. Mam do pani interes  zaczął zapalając cygaro. Jeśli przychodzę, to tylko w interesie,chodzenie na wizyty pozostawiam panom próżniakom.Ale do rzeczy.Gram dziś hrabiego wpani sztuce.Pani oczywiście o tym wie? Tak. Starego hrabiego.W drugim akcie zjawiam się na scenie w szlafroku.Mam nadzieję, żepani i o tym wie.Wie pani? Tak. Doskonale.Gdybym nie był w szlafroku, to zgrzeszyłbym przeciw prawdzie.A przecieżna scenie, jak wszędzie, prawda ponad wszystko! Zresztą, po co to wszystko mówię, made-moiselle? Przecież w gruncie rzeczy jestem człowiekiem, a więc jestem stworzony po to tyl-ko, aby dążyć do prawdy. Tak, to słuszne. A więc po tym wszystkim, co powiedziałem, pani widzi, że muszę mieć szlafrok! Cóż,kiedy nie mam szlafroka, który przystoi hrabiemu.Jeśli ukażę się publiczności w swym per-kalowym szlafroku, to pani wiele straci.Na pani benefisie zaciążyłaby plama. Czy mogę panu pomóc? Tak.Pozostał pani po najdroższym piękny niebieski szlafrok z aksamitnym kołnierzem iczerwonymi chwastami.Wspaniały, piękny szlafrok!Nasza ing�nue spłonęła.Oczki jej zaczęły mrugać, zaczerwieniły się, zaiskrzyły jak szkla-ne paciorki w słońcu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •