[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ostre kanty jegopostaci (niechże nam zostanie wybaczone to porównanie) tak pasowały do wklęsłych żłobieńgmachu, że wydawał się być nie tylko ich mieszkańcem, lecz także ich naturalnymwypełnieniem.Rzec by nieomal można, że przyjął ich kształt, jak ślimak przyjmuje kształtswojej muszli.Było to jego mieszkanie, jego nora, jego powłoka.Aączyło go ze starym88 kościołem porozumienie instynktowne i głębokie, tak wielkie pokrewieństwo magnetyczne i takwielkie pokrewieństwo materialne, że przystał doń niby żółw do swojej pokrywy.Szorstkiekamienie katedry były jego skorupą.Nie trzeba chyba przestrzegać czytelnika, by nie brał dosłownie przenośni, których musimytutaj używać dla wyrażenia tego niezwykłego, symetrycznego, bezpośredniego, niejakoorganicznego zespolenia budowli i człowieka.Nie trzeba również chyba mówić, jak dokładnieczłowiek ten poznał całą katedrę podczas tak długiego i tak bliskiego współżycia.Była jegodomem.Nie miała głębi, do której by Quasimodo nie dotarł, ani wysokości, na którą by się niewdrapał.Nieraz wspinał się po jej wielopiętrowej fasadzie posługując się tylko wypukłościamirzezb.Wieże, na których zewnętrznej powierzchni często widywano go pełznącego nibyjaszczurka, co potrafi ślizgać się po prostopadłych ścianach, te dwa blizniacze olbrzymy, takwysokie, tak grozne, tak niebezpieczne, w nim nie budziły strachu, nie wywoływały zawrotugłowy ani wstrząsu oszołomienia; widząc, jak są łagodne pod jego ręką, z jaką łatwością po nichsię wspina  rzekłbyś, że je oswoił.Skacząc tak, wspinając się i swawoląc wśród przepaścigigantycznej katedry, stał się poniekąd małpą i kozicą, jak dziecko kalabryjskie, które nimchodzić zacznie, już umie pływać i od najmłodszych lat igra z morzem.Nie tylko zresztą ciało jego uformowało się podług katedry, lecz również i umysł.W jakimstanie znajdowała się ta dusza, jakich się nabawiła nawyków, jaki kształt przyjęła pod tą kalekąpowłoką cielesną, w tym życiu dzikim, odludnym  trudno byłoby to ustalić.Quasimodo urodziłsię ślepy na jedno oko, garbaty i kulawy.Klaudiusz Frollo z wielkim trudem i wielkącierpliwością nauczył go wreszcie mówić.Lecz nad tym nieszczęsnym podrzutkiem ciążyłojakieś fatum.Czternastoletniego dzwonnika katedry Marii Panny nowe na dodatek dotknęłokalectwo: od bicia dzwonów pękły mu w uszach bębenki  ogłuchł.Jedyne drzwi otwarte naświat, które pozostawiła mu natura, nagle zamknęły się na zawsze.Zamykając się przecięły jedyny promień radości i światła, jaki przenikał leszcze do duszyQuasimodo.Dusza ta osunęła się w głęboką noc.Smutek nieszczęśliwego stał się nieuleczalny icałkowity jak jego brzydota.Głuchota uczyniła go również w pewnej mierze niemym.Skorobowiem przekonał się, że jest głuchy, aby nie dawać ludziom okazji do drwiny, rozmyślnienakazał sobie milczenie i przerywał je wtedy tylko, kiedy był sam.Z własnej woli zawiązał tenjęzyk, który Klaudiusz Frollo rozwiązał był z takim trudem.Toteż kiedy konieczność zmusiła godo odezwania się, mowa jego była ciężka, niezdarna, jak drzwi, których zawiasy zardzewiały.Gdybyśmy teraz spróbowali przeniknąć poprzez tę grubą i twardą skorupę aż do duszyQuasimodo, gdybyśmy mogli przemierzyć głębiny tego zle zbudowanego organizmu, gdybydanym nam było zajrzeć z pochodnią w ręku za te nieprzejrzyste narządy, zbadać mroczne,niedostępne oku wnętrze tego stworzenia, rozjaśnić najciemniejsze zakątki, najbardziejbezsensowne zakamarki tego wnętrza i rzucić znienacka jasne światło na przykutą do dna tejpieczary duszę, znalezlibyśmy zapewne nieszczęśnicę w jakimś żałosnym stanie  rachityczną,skarlałą, jak ci więzniowie weneccy, którzy starzeli się wpół zgięci, pod ołowianym dachem zaniskich i za krótkich cel.To pewne, że duch zanika w niewydarzonym ciele.Quasimodo zaledwie czuł, jak się w nimporusza po omacku dusza uczyniona na jego podobieństwo.Obrazy rzeczy docierające do jegoświadomości ulegały po drodze znacznemu zniekształceniu.Mózg jego był osobliwymśrodowiskiem, myśli, które przezeń przechodziły, wypaczały się cudacznie.Spostrzeżenie, którepowstawało z tej refrakcji, musiało być skrzywione i mylne.Stąd tysiące złudzeń optycznych, tysiące najopaczniejszych sądów, tysiące urojeń, wśródktórych błąkała się myśl jego, to szalona, to znów ogłupiała.Pierwszym skutkiem tego nieszczęsnego ustroju organizmu były zaburzenia wzroku.Nie89 odbierał bezpośrednich i prawidłowych wrażeń przedmiotów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •