[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ogarnął mnie dziwnie beztroski, głupawy nastrój i pomyślałem, że jeśli zacząłbym oddychać wodą, jak w moim śnie, to też mógłbym pływać.Wtem znalazłem korytarz, nie zdając sobie z tego sprawy.Tak bardzo się starałem utrzymać na dnie, że wpłynąłem do niego i dopiero wtedy zrozumiałem, gdzie jestem.Nagle poczułem wokół siebie skały i wodę pod sobą, natychmiast z całych sił zacząłem się przepychać między ścianami i gorączkowo przesuwać do przodu.Zajęło mi to wieki całe.Głowa znów mi pękała z braku tlenu, ale pojąłem, że mam szansę, i ta świadomość mi wystarczyła.Walczyłem uparcie i wtem poczułem, że się wznoszę, coś mnie wypycha ku promieniom latarek oświetlających wodę, i wynurzyłem się nad powierzchnię na wpół uduszony, ale bezpieczny.- Mason! - krzyknął Dan.Kiedy otarłem wodę z oczu, zobaczyłem go stojącego na półce skalnej z Shelleyem u boku.Znajdowali się tam jeszcze Martino, dwóch innych policjantów i niski mężczyzna w białym ubraniu roboczym, Pete Lansky z Litchfield Quarries.Podpłynąłem do balkonu i Dan pomógł mi się nań wspiąć, bo cały przemarznięty trząsłem się gwałtownie.Dan prawie płakał.Chwycił się rękami za głowę i powiedział:- Myślałem, że zginąłeś.Naprawdę myślałem, że zginąłeś.Co się stało?- Niewiele.- Uśmiechnąłem się niepewnie.- Opowiem ci później.Marzę tylko o jednym: wydostać się stąd jak najszybciej.- Chcemy wysadzić tę jaskinię.Dlatego zjawił się Pete Lansky.Wróciłem tutaj i przekazałem na górę wiadomość, żeby go przywieźli.- Chcecie to wysadzić? - spytałem.- U licha, i co to da? On jest w następnej grocie i natychmiast tu przypłynie załatwić nas na dobre.- Wiem.- Dan pokręcił głową.- Albo przynajmniej się tego domyśliłem.Dlatego wezwałem Pete'a.Widzisz, niecały ten labirynt jest zalany wodą.Gdy tylko zniknąłeś, ruszyłem szukać pomocy, ale pobłądziłem i dotarłem korytarzem do sąsiedniej jaskini.Zupełnie suchej jaskini.I kiedy ją dobrze obejrzałem, stwierdziłem, że za nią ciągnie się cały labirynt grot i tuneli również całkiem suchych.Martino podał mi swój płaszcz, otuliłem się nim, by się trochę rozgrzać.Głośno szczękałem zębami i wiedziałem, że jeśli szybko się nie przebiorę i nie napiję czegoś mocnego, to skończę z zapaleniem płuc.- Co z tego? - zapytałem Dana.- Znalazłeś cały system podziemnych, suchych jaskiń.I co z tego?Dan położył dłoń na moim ramieniu.- Więc założymy ładunek, a raczej Pete to zrobi, tuż pod powierzchnią tego jeziora i wywalimy zgrabną dziurę do suchej groty.Woda tam popłynie i dzięki temu jej poziom znacznie się obniży.- Dzięki czemu Chulthe znów popadnie w tarapaty.- Tak jest.Przeciągnąłem dłonią po mokrych włosach, z których kapała woda.- Dan, mimo wszystko łebski z ciebie facet.- Zawsze wiedziałem, że mnie doceniasz, a teraz zabieraj swojego kota i jazda na górę.Pete mówi, że za dziesięć minut odpala.Wynosimy się stąd na dobre.Zatrzymałem się na chwilę.Popatrzyłem na otoczoną kolumnadą jaskinię, ciemne wody jeziora, w które wciągnięto tylu ludzi.Bez wątpienia stałem w przedsionku piekła, u wrót świata bez Boga, w którym ludzie zachowywali się jak bestie, a bestie panowały nad ziemią jak ludzie.Zadrżałem, a jeden z policjantów poprowadził mnie do wyjścia.Shelley kroczył za nami, lekceważąc moją próbę wzięcia go na ręce.Jasne jak słońce - nie chciał się zamoczyć.Przecisnęliśmy się korytarzem do jaskini zamieszkanej przez nietoperze albinosy, gdzie już przygotowano dla mnie uprząż.Zapiąłem pas, trzymając mocno kota pod pachą, i szarpnąłem za linę, by mnie wyciągnięto na górę.Gdy wydostałem się z otworu na podwórko Bodine'ów, nadal padało.Robotnicy kulili się z zimna w swych nieprzemakalnych płaszczach, a policjanci włożyli peleryny.Wszędzie unosił się intensywny zapach gnijącej ryby, światła reflektorów lśniły i migotały w kropelkach deszczu, niedaleko stało kilka radiowozów i karetek pogotowia, a ich czerwone i niebieskie koguty błyszczały w mroku.Ktoś pomógł mi usiąść na skraju wykopu i rozpiąć pas.Dwóch sanitariuszy z noszami podeszło, by zapytać, jak się czuję.- Chory i zmęczony - odparłem.Jeden z nich, w okularach zalanych deszczem, podał mi miniaturową buteleczkę yukon Jack.Opróżniłem ją jednym haustem, odkaszlnąłem i przysiadłem na noszach, nie zważając na deszcz padający mi na głowę.Po chwili mogłem już sam iść do karetki.Tu rozebrano mnie z mokrego ubrania i wstrzyknięto antybiotyk, aby zapobiec ewentualnemu zakażeniu.Odmówiłem zabrania mnie do szpitala, dopóki na powierzchnię nie wyjdą Dan i Martino, a ładunek nie zostanie odpalony.Próbowali do mnie zagadywać, ale nie odpowiadałem na pytania.Leżałem otulony w koce i myślałem o ogromnym, pomarszczonym czerwiu, diabelskim potworze, zwanym Quithe albo Chulthe, albo szatanem.Wycisnął tak mocne piętno na ludzkiej egzystencji, że nawet po tysiącach lat pamięć o nim nie zaginęła.Wydobywał z człowieka najbardziej sadystyczne, pożądliwe i egoistyczne uczucia.Ukryty w ciemnych grotach pod ziemią w Connecticut, za wszelką cenę chciał się wyrwać na wolność.Skoro Chulthe spał w systemie wodnym Nowej Anglii, to nic dziwnego, że w Massachusetts odbywały się procesy czarownic.Nic dziwnego, że celtyccy rybacy opowiadalio potwornym krabie wabiącym ludzi do morza na pewną śmierć.Żadna z legend o szatańskim duchu nie wydawała mi się teraz śmieszna; żadna z dziwacznych teorii o bogach przybyłych z otchłani wszechświata.Wszystkie wywodziły się od boga-bestii Chulthe, który władał Atlantydą, złowrogiego bóstwa chcącego znów rządzić.I wszystkie były prawdziwe.Zamknąłem oczy i ujrzałem obrazy, które pokazał mi Chulthe.Widziałem uda kobiet ociekające krwią.Widziałem twarze mężczyzn wykrzywione bólem, gdy dobrowolnie rozszarpywali własne ciała.Widziałem dzieci miażdżone dla chwilowej rozkoszy dziwnych stworów.Wtem jakaś dłoń dotknęła mojej twarzy.Otworzyłem oczy.Dan.Uśmiechał się.Cuchnął smrodem z jaskini i potem, ale uśmiechał się szeroko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Menu
- Index
- Chalker Jack L Polnoc przy studni dusz (SCAN d
- Chalker Jack L. Zmierzch przy Studni Dusz
- Chalker Jack L Polnoc przy studni dusz
- Chmielewska Joanna Studnie Przodkow
- Administrowanie linuxem (2)
- Terry Pratchett Rybki male ze wszystkich morz
- Grisham John Obronca ulicy (2)
- McCaffrey Anne Mistrz harfiarzy z Pern (SCAN d
- Cook Robin Toksyna (2)
- Gordon Noah Lekarze
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ps3forme.xlx.pl