[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwykle schwytani złodzieje i mordercy załatwia­ni są szybko i sprawnie przez komitety samoobrony sąsiedzkiej.Nie trafiają do nas.Dostajemy tylko zdrajców i awanturników, którym udało się obrazić samego władcę, czasem też jakiegoś żołnierza, który popełnił coś tak ohydnego, że koledzy nie chcą brać kary w swoje ręce, a czego nie da się załatwić, zwyczajnie wyrzucając go ze straży i z miasta.Wypada wiec jedna egzekucja na dwa tygodnie i minie wiele czasu, zanim obecny Lord Egze­kutor będzie zbyt słaby, żeby sobie z tym poradzić.Co z kolei prowadzi do trzeciej sprawy.Nie wyglądasz na egzekutora.Masz pewnie z sześćdziesiąt lat, prawda?- Sześćdziesiąt sześć.- Czy twój poprzedni pracodawca cię zwolnił? Cóż, w każdym razie Pałac nie jest wiejską kaplicą, gdzie mogą się zbiera starcy.- Nie o tym myślałem.Mogę zagwarantować, że bez żadnych kłopotów wykonam swoją pracę.- No tak, ale pozostaje jeszcze sprawa czwarta i od lat w żadnym przypadku nie potrzebujemy tu kata.Nawet gdyby Lord Egzekutor był zbyt stary, słaby, chory czy leniwy, by wykonywać swoje zadania, nawet gdybyśmy mieli setkę skazańców dziennie, nawet gdybyś był czterdzieści lat młodszy, wciąż nie byłby potrzebny nam taki kat.Ostatni raz ścinaliśmy w tym mieście głowę ponad trzydzieści lat temu, kiedy urząd piastował pierwszy Lord Egzekutor, a jego syn był za młody, żeby nosić spodnie.Lord Azrad już dawno zdecydował, że ścinanie jest zbyt niechlujne i przypomina Wielką Wojnę.Przestępców wieszamy.Myślałem, że zwyczaj ten wszedł w modę już niemal wszędzie.Odkąd pamiętam, topór naszego kata wisi spokojnie na ścianie w tym gabinecie.Przekonałem cię, że nie mamy dla ciebie miejsca? Odejdź natychmiast, a nie każę cię aresztować.Załamany Valder cofnął się o krok.- Jedno pytanie, albo dwa, jeśli wolno.- Jakie?- Kim jesteś, panie, i co trzymasz w ręku.Skąd mam wiedzieć, że to, co mówisz, jest prawdą? Przyznaję, że w to nie wątpię, ale po prostu jestem ciekawy.- Jestem Adagan Młodszy, sekretarz Lorda Egzekutora, a przy okazji jego kuzyn.Trzymam czar ochronny; w końcu mógłbyś okazać się szaleńcem, a jesteś przecież uzbrojony.A skąd masz wiedzieć, czy mówię prawdę? Spytaj kogokolwiek, wszyscy o tym wiedzą.- Czy nie znasz panie jakiegoś miejsca, w którym potrzebują kata? Ten miecz, który noszę, jest przeklęty.Mogę usunąć klątwę, zabijając nim jeszcze dziewiętnastu ludzi.- Może rzeczywiście jesteś szaleńcem.- Nie, naprawdę jest przeklęty, to stało się podczas wojny.- Cóż, to możliwe.Wiele dziwnych rzeczy działo się podczas wojny.W każdym razie nie mogę ci pomóc.Nie słyszałem, że­by gdziekolwiek ścinano jeszcze skazańców, nie mówiąc już o tym, że mieczem, a nie toporem.Valder niechętnie musiał przyznać, że przegrał.- Dziękuję więc panu za uprzejmość.- Skłonił się lekko i od­wrócił.- Poczekaj, starcze.Potrzebujesz przepustki, żeby wypuścili cię strażnicy na moście.Weź to.Podał mu niewielki czerwono-złoty krążek.Valder przyjął go, zauważając niechętnie, że mężczyzna wciąż ściska w dru­giej ręce ochronny czar.- Raz jeszcze dziękuję.- Skłonił się i odszedł korytarzem.Nie obejrzał się, słysząc za plecami szczęknięcie zamykanych drzwi.Strażnik przy bramie wewnętrznej zażądał małego krążka, zanim wpuścił go do tunelu pod mostem.W zamian dał mu skrawek papieru, który z kolei odebrał strażnik przy zewnętrznej bramie, gdy Valder zastukał w chodnik i został wypuszczo­ny na plac.Wydało mu się dziwne, że trudniej jest wyjść z Pa­łacu, niż się tam dostać, chociaż dostrzegał logikę tego systemu.W końcu ktoś idący w ważnej sprawie mógł nie dostać przepust­ki, jednak każdy, kto wychodził bez dowodu, że miał taką spra­wę, mógł być uznany za oszusta lub coś gorszego.Mimo to wy­dało mu się to dziwne.Myśli o takich drobiazgach zajmowały go przez całą drogę z Pałacu przez plac targowy.Dopiero kiedy siedział już w spo­kojnej tawernie i sączył zimne piwo, wrócił myślami do swego problemu.Jedna z dobrych stron tej sytuacji przyszła mu do głowy już po czasie.Jeśli sam nie może się zabić i musi czekać, aż ktoś go zamorduje, to może żyć jeszcze długo po zabiciu tych dziewięt­nastu ludzi.Nie miał zamiaru sam wystawiać się na cios, co znaczyło, że zabójca może nie zdążyć go zabić, zanim Valder nieodwołalnie popadnie w demencję, ślepotę czy jakieś inne ka­lectwo.Wtedy, pomyślał, i tak będzie wolał umrzeć.Będzie wtedy ofiarą dostatecznie bogatą, by szybko skusić jakiegoś rzezimieszka, kiedy okaże się, że jest bezradny.Prawdopodob­nie wiec nie będzie musiał czekać zbyt długo.Może nawet zo­stawić instrukcje dla Tandellina, że ma zostać zabity, kiedy straci siły tak bardzo, i bez nadziei na ich odzyskanie, że życie przyja­ciela uczyni nie do zniesienia.Był to ciekawy pomysł i bardzo mu się spodobał.Samobój­stwo nigdy go jakoś nie pociągało, ani też myśl, że jakiś drań załatwi go i przywłaszczy sobie Wirikidora.Gdyby pozwolił Tandellinowi albo jakiemuś innemu przyzwoitemu człowieko­wi położyć kres swojemu nieszczęściu, nie byłoby to takie złe.Wciąż jednak pozostawała konieczność zabicia dziewiętnastu ludzi.Może uda mu się znaleźć pracę kata, ale to oznaczało podróże, kosztowne podróże w poszukiwaniu pracy.Nie był pe­wien, czy ma dość sił na takie wyprawy.Wiek ciążył mu moc­no, choć może nie aż tak, jak większości ludzi w jego latach.Byłoby mu wygodniej znaleźć te ofiary tutaj, w Ethsharze.Ta myśl uderzyła go nagle.Nie mógł legalnie usuwać prze­stępców, lecz jeśli Adagan mówił prawdę, istniały sąsiedzkie komitety samoobrony, które nie zawsze przejmowały się pra­wem.Może przyłączyć się do takiej grupy lub wyszukiwać przestępców na własną rękę, a wtedy ich śmierć zostanie przy­pisana tym obrońcom.To był obiecujący pomysł.Kiedy oberżysta podszedł, aby napełnić mu kufel, Valder za­pytał:- A co właściwie robicie tu ze złodziejami? Jeden z nich o mało co nie ukradł mi rano sakiewki.- Zależy kto ich złapie - odparł oberżysta, potężny mężczy­zna średniego wzrostu, ze szczeciniastą czarną brodą i lśniącą łysą czaszką.- Jeśli jakimś cudem będzie to straż miejska, to się ich wiesza, zakładając, że nie potrafią się wykupić.Ale zwykle są to po prostu sąsiedzi, a oni wbijają w takiego trochę uczciwo­ści, nawet jeśli oznacza to parę zgruchotanych kości lub pęknię­tą czaszkę.- Sąsiedzi, mówicie?- Zgadza się.Posiadacze nieruchomości mają prawo bronić swojej własności.Tak mawiał stary Azrad [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •