[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Strzalamiala na brzechwie pregowane pióra z lotek kury bazanta barwione na zólto w wywarze z kory.Strzaly lecialy ze swistem i sykiem po dlugich, plaskich parabolach od strony czarnej sciany lasu.Lecialy pozornie wolno i spokojnie, szumiac piórami, i wydawalo sie, ze nabieraja pedu i silydopiero uderzajac w cele.A uderzaly bezblednie, koszac nastrogskich najemników, zwalajac ichw piasek drogi, bezwladnych i scietych, niby slóneczniki uderzone kijem.Ci, którzy przezyli, runeli ku koniom, potracajac sie nawzajem.Strzaly nie przestawalyswiszczec, dosiegaly ich w biegu, dopadaly na kulbakach.Tylko trzech zdolalo poderwac koniedo galopu i ruszyc, wrzeszczac, krwawiac ostrogami boki wierzchowców.Ale i ci nie ujechalidaleko.Las zamknal, zablokowal droge.Nagle nie bylo juz skapanego w sloncu, piaszczystego goscinca.Byla zwarta, nieprzebita sciana czarnych pni.Najemnicy spieli konie, przerazeni i oslupiali, usilowali zawrócic, ale strzaly lecialy bezustannie.I dosiegaly ich, zwalaly z siodel wsród tupu i rzenia koni, wsród wrzasku.A potem zrobilo sie cicho.Zamykajaca gosciniec sciana lasu zamrugala, zamazala sie, zaswiecila teczowo i znikla.Znowuwidac bylo droge, a na drodze stal siwy kon, a na siwym koniu siedzial jezdziec - potezny, zplowa, miotlowata broda, w kubraku z foczej skóry przepasanym na skos szarfa z kraciastejwelny.Siwy kon, odwracajac leb i gryzac wedzidlo, postapil do przodu, wysoko podnoszac przedniekopyta, chrapiac i boczac sie na trupy, na zapach krwi.Jezdziec, wyprostowany w siodle, unióslreke i nagly poryw wiatru uderzyl po galeziach drzew.Z zarosli na oddalonych skraju lasu wylonily sie male sylwetki w obcislych strojachkombinowanych z zieleni i brazu, o twarzach pasiastych od smug wymalowanych lupina orzecha.- Ceádmil, Wedd Brokilone! - zawolal jezdziec.- Fáill, Aná Woedwedd!- Fáill! - glos od lasu niby powiew wiatru.Zielonobrunatne sylwetki zaczely znikac, jedna po drugiej, roztapiac sie wsród gestwiny boru.Zostala tylko jedna o rozwianych wlosach w kolorze miodu.Ta postapila kilka kroków, zblizylasie.- Va fáill, Gwynbleidd! - zawolala, podchodzac jeszcze blizej.- Zegnaj, Mona - powiedzial wiedzmin.- Nie zapomne cie.- Zapomnij - odrzekla twardo, poprawiajac kolczan na plecach.- Nie ma Mony.Mona to byl sen.Jestem Braenn.Braenn z Brokilonu.Jeszcze raz pomachala mu reka.I znikla.Wiedzmin odwrócil sie.- Myszowór - powiedzial, patrzac na jezdzca na siwym koniu.- Geralt - kiwnal glowa jezdziec, mierzac go zimnym wzrokiem.- Interesujace spotkanie.Alezacznijmy od rzeczy najwazniejszych.Gdzie jest Ciri?- Tu! - wrzasnela dziewczynka, calkowicie skryta w listowiu.- Czy moge juz zejsc?- Mozesz - powiedzial wiedzmin.- Ale nie wiem jak!- Tak samo jak wlazlas, tylko odwrotnie.- Boje sie! Jestem na samym czubku!- Zlaz, mówie! Mamy ze soba do porozmawiania, moja panno!- Niby o czym?- Dlaczego, do cholery, wlazlas tam, zamiast uciekac w las? Ucieklbym za toba, nie musialbym.Ach, zaraza.Zlaz!- Zrobilam jak kot w bajce! Cokolwiek zrobie, to zaraz zle! Dlaczego, chcialabym wiedziec?- Ja tez - powiedzial druid, zsiadajac z konia - chcialbym to wiedziec.I twoja babka, królowaCalanthe, tez chcialaby to wiedziec.Dalej, zlaz, ksiezniczko.Z drzewa posypaly sie liscie i suche galazki.Potem rozlegl sie ostry trzask rwanej tkaniny, a nakoniec objawila sie Ciri, zjezdzajaca okrakiem po pniu.Zamiast kapturka przy kubraczku mialamalowniczy strzep.- Wuj Myszowór!- We wlasnej osobie - druid objal, przytulil dziewczynke.- Babka cie przyslala? Wuju? Bardzo sie martwi?- Nie bardzo - usmiechnal sie Myszowór.- Zbyt zajeta jest moczeniem rózeg.Droga do Cintry,Ciri, zajmie nam troche czasu.Poswiec go na wymyslenie wyjasnienia dla twoich uczynków.Powinno to byc, jesli zechcesz skorzystac z mojej rady, bardzo krótkie i rzeczowe wyjasnienie.Takie, które mozna wyglosic bardzo, bardzo szybko.A i tak sadze, ze koncówke przyjdzie ciwykrzyczec, ksiezniczko.Bardzo, bardzo glosno.Ciri skrzywila sie bolesnie, zmarszczyla nos, fuknela z cicha, a dlonie odruchowo pobiegly jej wkierunku zagrozonego miejsca.- Chodzmy stad - rzekl Geralt, rozgladajac sie.- Chodzmy stad, Myszowór.VIII- Nie - powiedzial druid.- Calanthe zmienila plany, nie zyczy juz sobie malzenstwa Ciri zKistrinem.Ma swoje powody.Dodatkowo, chyba nie musze ci wyjasniac, ze po tej paskudnejaferze z pozorowanym napadem na kupców król Ervyll powaznie stracil w moich oczach, a mojeoczy licza sie w królestwie.Nie, nawet nie zajrzymy do Nastroga.Zabieram mala prosto doCintry.Jedz z nami, Geralt.- Po co? - wiedzmin rzucil okiem na Ciri, drzemiaca pod drzewem, otulona kozuchemMyszowora.- Dobrze wiesz, po co.To dziecko, Geralt, jest ci przeznaczone.Po raz trzeci, tak, po raz trzecikrzyzuja sie wasze drogi.W przenosni, oczywiscie, zwlaszcza jezeli chodzi o dwa poprzednierazy.Chyba nie nazwiesz tego przypadkiem?- Co za róznica, jak to nazwe - wiedzmin usmiechnal sie krzywo.- Nie w nazwie rzecz,Myszowór.Po co mam jechac do Cintry? Bylem juz w Cintrze, krzyzowalem juz, jak tookresliles, drogi.I co z tego?- Geralt, zazadales wówczas przysiegi od Calanthe, od Pavetty i jej meza.Przysiega jestdotrzymana.Ciri jest Niespodzianka.Przeznaczenie zada.- Abym zabral to dziecko i przerobil na wiedzmina? Dziewczynke? Przyjrzyj mi sie, Myszowór.Wyobrazasz mnie sobie jako hoze dziewcze?- Do diabla z wiedzminstwem - zdenerwowal sie druid.- O czym ty w ogóle mówisz? Co jednoma z drugim wspólnego? Nie, Geralt, widze, ze ty niczego nie rozumiesz, musze siegnac doprostych slów.Sluchaj, kazdy duren, w tej liczbie i ty, moze zazadac przysiegi, moze wymócobietnice, i nie stanie sie przez to niezwykly.Niezwykle jest dziecko.I niezwykla jest wiez, którapowstaje, gdy dziecko sie rodzi.Jeszcze jasniej? Prosze bardzo, Geralt, od momentu narodzinCiri przestalo sie liczyc, czego ty chcesz i co planujesz, nie ma tez zadnego znaczenia, czego tynie chcesz i z czego rezygnujesz.Ty sie, cholera jasna, nie liczysz! Nie rozumiesz?- Nie krzycz, obudzisz ja.Nasza Niespodzianka spi.A gdy sie obudzi.Myszowór, nawet zniezwyklych rzeczy mozna.Trzeba niekiedy rezygnowac.- Przeciez wiesz - druid spojrzal na niego zimno - ze wlasnego dziecka nie bedziesz mial nigdy.- Wiem.- I rezygnujesz?- Rezygnuje.Chyba mi wolno?- Wolno - rzekl Myszowór.- A jakze.Ale ryzykownie.Jest taka stara przepowiednia, mówiaca,ze miecz przeznaczenia.-.ma dwa ostrza - dokonczyl Geralt.- Slyszalem.- A, rób, jak uwazasz - druid odwrócil glowe, splunal.- Pomyslec, ze gotów bylem nadstawic zaciebie karku.- Ty?- Ja.W przeciwienstwie do ciebie ja wierze w przeznaczenie.I wiem, ze niebezpiecznie jest igracz obosiecznym mieczem.Nie igraj, Geralt.Skorzystaj z szansy, jaka sie nadarza.Zrób z tego, cowiaze cie z Ciri, normalna, zdrowa wiez dziecka i opiekuna.Bo jesli nie.Wtedy ta wiez mozeobjawic sie inaczej.Straszniej.W sposób negatywny i destrukcyjny.Chce przed tym uchronic iciebie, i ja.Gdybys chcial ja zabrac, nie oponowalbym.Wzialbym na siebie ryzykowytlumaczenia Calanthe, dlaczego.- Skad wiesz, ze Ciri chcialaby ze mna pójsc? Ze starych przepowiedni?- Nie - powiedzial powaznie Myszowór.- Stad, ze usnela dopiero wtedy, gdy ja przytuliles.Zemruczy przez sen twoje imie i szuka raczka twojej reki.- Wystarczy - Geralt wstal - bo gotówem sie wzruszyc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Menu
- Index
- Andrzej Mencwel Wiedza o kulturze Cz. I Antropologia kultury
- Andrzej Ziemianski Pomnik Cesarzowej Achai t1
- Andrzej.Ziemiański Nostalgia.za.Sluag.Side.(PDF1)
- Brzeziecki Andrzej Lekcje historii PRL w rozmowach
- Bednarz Andrzej Medytacja teoria i praktyka (SC
- Andrzej Ziemiański Pomnik Cesarzowej Achai t2
- Pilipiuk Andrzej Czarownik Iwanow (SCAN dal 747)
- R11 5
- Proba
- Masterton Graham Nocna Plaga (SCAN dal 1062)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- legator.pev.pl