[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Śmiała się długo, trochę sztucznie, co poirytowało Weronikę.- Nie powie mi pani tego? - wstała z ławki.- Mogę tylko tyle zdradzić: był wilkołakiem.- Co to znaczy, że był wilkołakiem? Pani sobie ze mnie żartuje.- Nie - spoważniała.- Mówię prawdę.To wilkołak.Pasuje do tego miejsca, do tego domu na skraju lasu.Jest pani młoda i ładna.Niech pani uważa na siebie.Zna pani chyba bajkę o czerwonym kapturku i wilku, który zjadł babcię.“Dlaczego, babciu, masz takie piękne zęby?" On ma bardzo piękne zęby, nieprawdaż? I takie jasne niebieskie oczy.- Pani go nie lubi.- Wydawało mi się, że go kocham.Ale potem pokochałam innego i wtedy przekonałam się, co to jest miłość.- Zadawał pani ból - domyśliła się Weronika.Zdumiała się.- Ból? Nie.Czy ja wyglądam na kobietę, która pozwala sobie zadawać ból? Ale ostrzegam, że z panią będzie inaczej.Panią to będzie bardzo bolało.Weronika zrozumiała, że mówią o różnych sprawach.- Pani mnie tutaj spotkała i pani myśli, że ja lecę na jej męża.A on mnie nic nie obchodzi.Po prostu nie odpowiada mi ten typ mężczyzny.Nie mój rozmiar, proszę pani - powiedziała wulgarnie, jak Leśniakowa, bo chciała tę kobietę czymś dotknąć, a także ukryć swoje onieśmielenie.Kobieta poprawiła włosy i spojrzała na zegarek.- Chyba nie będę dłużej czekała - stwierdziła.- Nie mam za wiele czasu.Przykro mi, że tak źle mówiłam o swoim byłym mężu.Ale to po prostu kobieca solidarność.To jasne, że pani się w nim odrobinę podkochuje.Zresztą mnie to naprawdę nic nie obchodzi.Przyprowadziłam mu samochód i chciałam, żeby mnie nim odwiózł na stację kolejową.- Lepiej było mu przywieźć ciepłe kalesony, ciepłe skarpetki, jeszcze kilka koszul - powiedziała Weronika.- Tak.Zapewne - zgodziła się.- Ale o tym niech już pomyśli inna kobieta.- On nie ma innej kobiety.- To sobie poszuka.Raptownie wstała z ławki.Popatrzyła na Weronikę, od stóp do głów zmierzyła ją wzrokiem.- Ładna, młoda, świeża, dobrze rozwinięta.Takie młode owieczki mój były mąż zwykł chrupać na śniadanie.Bo już na obiad i kolację potrzebował czegoś bardziej pikantnego.Nigdy nie byłam zazdrosna.Po prostu szkoda mi pani.Jego też mi żal, ale zupełnie inaczej, niż pani myśli.Czy pani pozwoli, że jednak wejdę do jego pokoju i zostawię list?Weronika poprowadziła ją do pokoju Maryna, przyniosła papier listowy i pozostawiła kobietę samą.Wyszła przed dom i usiadła na ławce.Była głęboko dotknięta posądzeniem o to, że podkochuje się w Marynie.“Jest głupia i zazdrosna" - pomyślała, ale nareszcie uzyskała pewność, że Maryn pochodzi z jakiegoś tajemniczego świata.Potwierdziły się także jej przypuszczenia, że Maryn jest złym człowiekiem, “wilkołakiem", jak go określiła własna żona.Od razu przecież wyczuła to swoją kobiecą naturą i bała się o bezkrytyczną miłość, jaką Sobota obdarzył Maryna.Ale też coś się w niej buntowało, że tamta tak ostro oceniła swego byłego męża, chyba trochę niesprawiedliwie.Mówiła o nim jako o kobieciarzu, a już od prawie dwóch miesięcy obserwując Maryna nie zauważyła Weronika niczego, co by tę opinię potwierdzało.Nigdy nie przyprowadził sobie żadnej dziewczyny, nawet jej, Weroniki, nie usiłował uwodzić.To od Maryna dowiedziała się o miłości czystej i prawdziwej.“Ona go chyba w ogóle nie zna.To podobno tak bywa, że czasami żony nie znają swoich mężów" - przypomniała sobie zdanie z jakiejś książki.Kobieta wyszła z domu.- Pozwoli pani, że ją pożegnani.Na imię mi Eryka - podała Weronice drobną dłoń z mocno polakierowanymi paznokciami.- Weronika.- Wstała z ławki i dygnęła jak pensjonarka.- Proszę powiedzieć mężowi, że postaram się innym razem podesłać mu samochód.Bo teraz muszę czymś wrócić do domu.Popatrzyła na las, na dom Horsta Soboty, na sad i na jezioro.- Ładnie tutaj, proszę pani.Drobnym, ale równym krokiem podeszła do bramy, otworzyła furtkę, wsiadła do samochodu.Zawróciła na leśnej drodze i odjechała w stronę szosy.Weronika zaś pośpieszyła do pokoju Maryna, gdzie na stole znalazła list w zaklejonej kopercie.Klej był jeszcze wilgotny i słabo trzymał.Delikatnie otworzyła kopertę, przeczytała list i kopertę zakleiła.Eryka pisała do Maryna:“Jesteśmy już po rozwodzie.Sprawa odbyła się zaocznie, zgodnie z przepisami o osobach, które pozostały za granicą.Dlatego mnie przysądzono cały nasz dobytek.Tobie jednak winna jestem przynajmniej połowę, dlatego przywiozłam ci nowego opla, bo wiem, że lubisz właśnie ten typ wozu.Myślę, że samochód przyda Ci się na wsi.Dostarczę Ci go jednak innym razem, gdyż nie mogłam czekać, a nie miał mnie kto odwieźć na stację.Jeśli potrzebujesz pieniędzy, daj mi - jakiś sposób znać o tym.Życzę Ci dużo szczęścia.Eryka".U siebie na górze Weronika pomyślała, że nie omyliła się, wiążąc osobę Maryna z jakimś tajemniczym światem.Słusznie też robiła lękając się bezkrytycznej miłości, jaką Horst Sobota rozbudził w sobie wobec obcego człowieka.Ta kobieta, Eryka, dostała rozwód zaocznie, ponieważ Maryn pozostał za granicą.A przecież on był tutaj, w domu Horsta Soboty, pracował jako strażnik łowiecki.“Wilkołak"- przypomniała sobie określenie, jakie mu nadała Eryka.Ale nie dybał na pieniądze Horsta Soboty.Eryka chciała mu pozostawić samochód wart tyle co dom Horsta.Wspominała też, że Marynowi należą się jakieś pieniądze.Maryn może był “wilkołakiem" i bardzo złym człowiekiem, ale nie potrzebował niczyich pieniędzy.Wrócił Horst i Weronika zbiegła na dół, żeby mu zrobić kolację.- Mówiłeś prawdę, Horście - odezwała się.- Maryn nie ma żony.- Naprawdę? - nie wiadomo czemu ucieszył się stary.- Miał żonę, ale się rozeszli.Ta kobieta była tu dziś po południu i chciała Marynowi pozostawić piękny samochód.Zabrała go, ponieważ nie miał jej kto odwieźć na dworzec kolejowy w Bartach.Sobota powiedział ostro do Weroniki:- Trzeba ją było wypędzić.Maryn nie potrzebuje samochodu.A jeśli zechce, ja mu go kupię.- Posłuchaj, mnie Horst - zaczęła Weronika.- Błagam cię, bądź ostrożny wobec tego człowieka.To nie jest ktoś zwykły.Jego była żona nazwała go “wilkołakiem".Na twarzy Soboty pokazał się uśmiech.Bezzębne usta wydały z siebie chichot:- Wilkołak? Tak o nim powiedziała? I ja podobnie o nim myślałem, ale nie potrafiłem znaleźć właściwego słowa.Nareszcie lasy mają to, na co zasłużyły: wilkołaka.- Posłuchaj mnie, Horst - znowu zaczęła Weronika.Stary przestał się uśmiechać.Powiedział gniewnie, ostro:- Idź stąd, kobieto.Idź na górę.Ty nie wiesz, co to umierać dwukrotnie i dwa razy zostać wskrzeszonym.Idź stąd, bo cię uderzę.I Weronika opuściła kuchnię, gdyż naprawdę przelękła się gniewu starego.“On chyba zwariował" - pomyślała, siadając do maszyny do szycia.Położyła na pulpicie maszyny lniany materiał, z którego chciała zrobić poszwę, i zauważyła na palcu złotą obrączkę.Pomyślała o Kuleszy i nagle poczuła, że coś ją zaczyna mdlić.Szybkim ruchem ściągnęła z palca obrączkę i schowała do szufladki, gdzie trzymała igły, bo myślała, że dzięki temu mdłości ustąpią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •