[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie tracąc czasu, szybko poprowadził wierzchowca z powrotem w dół zbocza.W tej właśnie chwili karawana dążyła na przełaj przez łąkę i mogła być widoczna na szlaku.Zaledwie zbocze zasłoniło Smugę, wskoczył na konia.Rękoma dawał swoim ostrzegawcze znaki.Naraz za wzgórzem rozbrzmiało kilka strzałów.A więc zostali zauważeni przez żołnierzy! Na odgłos palby tylna straż wyprawy szybko dołączyła do głównej grupy.Podążyli ku wschodowi, gdzie czerniło się pasmo lasu.Smuga przepuścił do przodu Wilmowskiego z dwojgiem zesłańców i jucznym koniem.Oddział żołnierzy wyłonił się zza pagórka.Był to zapewne pościg, który po dwudniowych bezskutecznych poszukiwaniach powracał do Ałdanu.Świadczyły o tym okrzyki i strzały, jakimi żołnierze usiłowali zatrzymać przed nimi gromadkę jeźdźców.- Niech ich tajfun porwie! Mogą nas dogonić - zauważył bosman oglądając się.Smuga spojrzał za siebie.Uważnie mierzył wzrokiem odległość.- Dościgną nas - potwierdził.- Musimy ich powstrzymać! Ściągnął konia cuglami.Bosman i Tomek uczynili to samo.Odwrócili się przodem do pościgu.- Mierzyć w konie! - rozkazał Smuga.Wypalili.Strzały były niecelne, ponieważ wierzchowce przestraszone hukiem omal nie pozrzucały jeźdźców z siodeł.Żołnierze natychmiast rozsypali się w tyralierę.Trójka uciekinierów znów pociągnęła za cyngle.Tym razem strzały były celniejsze.Dwóch jeźdźców z wierzchowcami zwaliło się na ziemię.Następna salwa zmusiła pościg do większej ostrożności.Żołnierze zwolnili tempo pogoni, jeszcze bardziej rozciągnęli tyralierę.Smuga spojrzał na czołówkę karawany.Wilmowski już dojeżdżał do lasu.- Umykajmy - rozkazał.Ruszyli z kopyta pochyliwszy się w siodłach.Za nimi rozbrzmiały przeciągłe okrzyki.Tomek zerknął za siebie.- Skrzydła pościgu wysuwają się do przodu! - krzyknął ostrzegawczo.- Chcą nas okrążyć - odkrzyknął bosman.Ponaglili wierzchowce, które w morderczym galopie brzuchami prawie dotykały ziemi.Karłowaty las był już bardzo blisko.Naraz za uciekającymi posypały się kule.Właśnie wpadli między drzewa.Nagle koń Tomka zarżał boleśnie, rzucił się w bok, a następnie w pełnym pędzie runął na ziemię.Tomek na szczęście zdążył wysunąć nogi ze strzemion, zanim wyleciał z siodła.W powietrzu wywinął kozła i padł na plecy na miękki mech.Przez chwilę leżał oszołomiony.Obydwaj jego towarzysze z trudem osadzili rozpędzone konie.Triumfalny wrzask pogoni rozniósł się szerokim echem.Tomek postękując dźwignął się szybko na nogi, zanim doń przybiegli przestraszeni Smuga i bosman.- Nic mi nie jest.Trafili konia - uspokoił ich.- Właź na szkapę! - krzyknął bosman.Podsadził przyjaciela jak piórko i usadowił go na swoim wierzchowcu.- Tomku, pędź i zatrzymaj ojca - polecił Smuga, podnosząc karabin młodzieńca.- Walka nieunikniona.Spiesz się! Sami nie powstrzymamy pościgu!Tomek zagryzł wargi.Za moment oddalił się galopem.Smuga ukryty za drzewem spokojnie przyłożył karabin do ramienia.Mierzył krótko.Najbliższy jeździec szeroko rozkrzyżowując ramiona spadł z konia.Karabin Smugi pluł ogniem raz za razem.Bosman tymczasem zdjął siodło z zabitego konia Tomka.Tracenie skromnego ekwipunku osobistego w tym surowym kraju groziło niemal śmiercią.Zarzucił siodło na wierzchowca Smugi.Przystanął za rozłożystą brzozą i razem z przyjacielem zaczął razić pościg kulami.Skrzydła pogoni już docierały do lasu.Smuga i bosman, by uniknąć odcięcia od czoła karawany, rozpoczęli szybki odwrót, ostrzeliwując się.Okrzyki żołnierzy oraz ostra palba karabinowa pozwoliły Wilmowskiemu zorientować się, że jego towarzysze są w niebezpieczeństwie.Zamiast uciekać dalej, wraz z Nataszą i Zbyszkiem zawrócił ku nim.Niebawem spotkali Tomka.Razem pospieszyli na pomoc dwóm śmiałkom.Wilmowski jednym spojrzeniem ocenił krytyczną sytuację, w jakiej się znaleźli.Żołnierze z pościgu straciwszy kilku ludzi zeskakiwali z koni; kryjąc się za drzewami zataczali półkole.Widać było, że zamierzają otoczyć uciekinierów.- Zbyszek i Nataszą! Pilnować koni - krzyknął Wilmowski.Obaj z Tomkiem włączyli się do walki.Wzmocniony celny ogień trochę ostudził zapał pościgu.Żołnierze ostrożnie przesuwali się od drzewa do drzewa.Kilku Kozaków okrzykami zachęcało Jakutów do szarży, lecz ci nie okazywali zapału do otwartego natarcia.Smuga pragnął uniknąć walki wręcz, która przy liczebnej przewadze wroga musiałaby się skończyć sromotną klęską.Dlatego też, powstrzymując pogoń strzałami, z wolna wycofywał się z karawaną coraz głębiej w las.Zaniepokojony obserwował żołnierzy formujących bardziej zwarty szyk.- Panie Smuga, źle z nami - naraz zawołał bosman.- Do diabła, oni szykują się do ataku! - dodał Smuga.- A jakże, przyparli nas do bagniska.Zerknij pan za siebie, a zrozumiesz ich taktykę.Teren obniżał się ku wschodowi.Pomiędzy drzewami przeświecały bajorka porosłe żółto-zielonymi kępami.- Andrzeju, prowadź nas w moczary - rozkazał Smuga.- Ugrzęźniemy w bagnisku - zaoponował Wilmowski.- Lepiej się utopić, niż pójść w niewolę - powiedział Smuga.- Lada chwila uderzą na nas, nie wytrzymamy.Żołnierze wzmogli ogień.Zapewne wiedzieli, że bagienne rozlewiska odcinają przeciwnikowi odwrót.Kozacy zaczęli wysforowywać się do natarcia.Jakuci zachęceni przykładem szli za nimi.Uciekinierzy wycofywali się w bagna.Wilmowski, Nataszą i Zbyszek za uzdy prowadzili wierzchowce, które siłą zmuszali do desperackiej przeprawy przez coraz głębsze bajora.Smuga, bosman i Tomek osłaniali ich ogniem karabinowym.Konie zapadały w wodę już niemal po brzuchy, rżały przestraszone widmem śmierci w groźnej, bezmiernej topieli.Kozacy i Jakuci czuli się teraz pewni zwycięstwa.Chrapliwymi okrzykami dodawali sobie odwagi do otwartego ataku.Zwartym półkolem przyparli uciekinierów do zdradliwego bagna.Bosman pierwszy zrezygnował z beznadziejnej ucieczki.Przyklęknął na kępie za pniem drzewa.Z karabinu słał wrogom kulę za kulą.Smuga i Tomek również zrozumieli, że nadeszła ich ostatnia godzina.Postanowili drogo sprzedać swe życie.Ukryci za drzewami wspomagali bosmana.Pogoń tymczasem zacieśniła półkole.Żołnierze ruszyli ławą, by otoczyć walczącą gromadkę straceńców.W tej właśnie chwili Wilmowski z Nataszą i Zbyszkiem przypadli do swych przyjaciół.Ucieczka przez bagna okazała się niemożliwa, postanowili więc zginąć razem z nimi.Triumfalny wrzask pogoni rozniósł się po tajdze.Bosman ujął karabin za lufę jak maczugę, wyskoczył zza drzewa.Smuga ruszył w jego ślady z rewolwerem w dłoniach.Tomek, Wilmowski, Nataszą i Zbyszek zdeterminowani pobiegli za nimi.Już dopadli wrogów.Wtem rozległ się przeciągły świst, potężniejący z każdą sekundą.Jakuci zatrwożeni stanęli jak wrośnięci w ziemię.Zapomniawszy o walce, z zadartymi do góry głowami wpatrywali się w niebo.Bosman z rozpędem wpadł między nich [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •