[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet w przypadku sukcesu zdobywca czy odkrywca nie mógł liczyć ani nasławę i palmę pierwszeństwa, ani choćby na przekazanie wiadomości potomnym, że mu sięudało.Na zawsze zostawał po drugiej stronie.Znikał z zasięgu uwagi cywilizacji.Chętnych jednak nie brakowało.Podejmowano wyprawę za wyprawą.Wszystkie nieudane,choć niektórzy, bardzo nieliczni, mogli mówić o szczęściu.Spadochron otworzył się wewłaściwym momencie, przypadkowy statek wyłowił z oceanu albo wyprawa ratunkowa dotarłana czas do odpowiedniego miejsca na zboczu gór.Chybił trafił.Przynajmniej do czasu, kiedyudało się wykorzystać małe balony bezzałogowe do próby określenia rodzaju wiatrówwiejących w stratosferze.Rozpoczęły się próby  naukowe  pisano o nich najczęściej wcudzysłowie, ponieważ większość ciągle jeszcze opierała się jedynie na pozorachzdyscyplinowanego myślenia.Pierwszym stratostatem, który prawdopodobnie przeleciał na drugą stronę, był rosyjski  Mir olbrzym o pojemności dziewięćdziesięciu trzech tysięcy metrów sześciennych.Ciśnieniowa kapsuła wyposażona została nawet w butle z gazem, którym po drugiej stronie można byłonapełnić czaszę ponownie.Rozwiązanie czysto teoretyczne  w praktyce członkowie załoginie daliby rady dokonać tego po lądowaniu po drugiej stronie gór.Ale jako sposób na poprawęsamopoczucia  pomysł doskonały. Mir był prawdopodobnie pierwszy.W każdym razie nigdynie znaleziono jego szczątków ani nie zauważono ich podczas obserwacji zboczy gór.Być może drugim balonem, któremu się udało, był brytyjski  Explorer 3 z dwuosobowązałogą złożoną z komandora Fellina i doktora Murphy ego.Trzecia i czwarta ekspedycja, po których nie znaleziono żadnych śladów, należały kolejnoznowu do Rosjan oraz do Niemców.Najciekawszą jednak w tym okresie okazała się wyprawapolska.Zorganizował ją znany ekscentryk książę Osiatyński, miłośnik wiedzy tajemnej iokultysta.Dziwak ów jako towarzyszy podróży zabrał znane medium  hrabiankę Paczkowską oraz najpotrzebniejszych służących.Luksusowo wykończona, wykonana z najdroższychmateriałów ciśnieniowa kapsuła zawierała także specjalny boks będący prowizoryczną stajniądla książęcego ulubionego wierzchowca, który również poleciał na wyprawę.Mimo wrzawy w prasie i prób ośmieszania ekspedycji była to jednak jedyna wyprawa, którejczłonkowie pomyśleli o jakiejś łączności z własną cywilizacją już po wylądowaniu po drugiejstronie gór.Towarzyszące księciu medium miało nawiązać łączność telepatyczną z innymmedium, które pozostało w kraju.Aączności tak niezwykłego rodzaju nie udało się nawiązać, co jednak nie deprecjonowałocałej reszty.Ekspedycję uznano za udaną, to znaczy za taką, która pomyślnie przeleciała nadszczytami Gór Pierścienia.Udało się prawdopodobnie jeszcze kilku wyprawom, zanim nie uznano ich za zbytkosztowne i absolutnie nieefektywne.Podjęto pierwsze próby sforsowania Gór Pierścienia wtaki sposób, żeby można było powrócić.Niestety, żaden samolotowy silnik tłokowy nie potrafiłpracować w stratosferze.Eksperymentowano jednak, głównie w Rosji i we Włoszech, naddwupłatowcami wielosilnikowymi, z których jeden był wyłącznie gigantyczną sprężarkądostarczającą powietrza pozostałym.Niestety, osiągany pułap ciągle okazywał sięnieadekwatny do potrzeb.Próby zasilania silników tlenem z butli również nie przyniosłyspodziewanych efektów.Silniki tłokowe nie były po prostu technologicznie zdolne dopokonania aż takiej bariery.No i, niestety, myśl techniczna została w tym miejscu zablokowana.A potem wybuchławojna.Nikt nie myślał o lotach nad Górami Pierścienia.Powojenny świat pogrążył się wkryzysie, który nie sprzyjał nawet podejmowaniu kolejnych prób przez bogatych ekscentryków.Naukowcy i poeci marzyli dalej.Dla tych pierwszych jasne było jednak, że musi nastąpićtechnologiczny skok, gwałtowny przełom, który znowu pozwoli myśleć poważnie o przejściuostatecznej granicy między światami.Wojskowa barka transportowa zbliżała się do brzegów wyspy o nazwie Tarpy.Wszyscy jednakna pokładzie, od weteranów, uczestników wielu bitew, po świeżuteńkich rekrutów, którzyjeszcze nie umieli nawet wykonywać rozkazów, wiedzieli, że prawdziwą nazwą i bardziejwłaściwą było: Tarapaty.Wśród dzieciaków, którym na punktach werbunkowych lub woddziałach poborowych po raz pierwszy kazali włożyć armijne tuniki, ta nazwa budziłapaniczny strach.Szkolić się można było wszędzie, w koszarach, w garnizonach, a najczęściejod starszych kolegów w marszu.Dosłownie wszędzie.Byle tylko nie na wyspie Tarpy ośrodku szkoleniowym imperialnej armii.Podobno to gorsze niż śmierć.Podobno.Shen siedziała tuż przy burcie.W przeciwieństwie jednak do koleżanek nie patrzyłarozszerzonymi ze strachu oczami na ponure brzegi.Oglądała swój amulet, który dostała odczarownicy w Negger Bank.Niby kawałek metalu, a zdawało jej się, że do niej szeptał.Mówił,sugerował, popychał w różne strony albo zatrzymywał i kazał się zastanawiać.Odkryła już jegosposoby.Bogowie! Za taki amulet księżniczki płaciły fortunę, a Shen dostała za darmo.Odprzypadkowej czarownicy w Negger Bank, bo pewnie budziła u tamtej współczucie.Biedna Shen nie domyślała się nawet, co trzyma w dłoni.Nie mogła mieć pojęcia, że to poprostu splot przypadków.Kai robiła przecież amulet na zaliczenie.Konkretnie, miał wskazywaćz dość bliska, gdzie znajduje się twórca amuletu.Komisja złożona ze starych czarownikówstwierdziła, że zadanie jest wykonane bardzo dobrze.I wystarczyło.Kai zaliczyła kolejny rok. Nikt jednak nie badał, co młoda adeptka magii zrobiła tak naprawdę.A ta spanikowała przedegzaminem.Napakowała do amuletu wszystkich możliwych zaklęć, jakie tylko potrafiła tamumieścić.Te blokowały się wzajemnie, nie działały poprawnie, nie działały w ogóle albopojawiało się coś, co zupełnie nie było przewidziane w zastosowaniu poszczególnych zaklęć zosobna.Zwróciła się o pomoc do koleżanek, a one oczywiście pomogły.Nie ma to jednak jakkobieca przyjazń.Niektóre dziewczyny pomagały szczerze, inne złośliwie, tylko po to, żebyzgnębić Kai na egzaminie.No.W końcu dzięki pracy zespołowej amulet zaczął spełniać swojąpodstawową funkcję i to wystarczyło.Co robił jeszcze, żaden z czarowników nie miałzielonego pojęcia.Shen nie wiedziała oczywiście o tym wszystkim, ale czuła.Miała wrażenie, że amulet do niejmówił.Jasna sprawa, nawet ona, wiejska dziewczyna, miała całkowitą pewność, że z amuletemnie da się rozmawiać, bo to nie człowiek.Rozumu nie ma.Ale jej babka była zaklinaczem, wielejej powiedziała o cudach, które można nosić na szyi.Człowiek, mówiła, zasadniczo wie, co dlaniego dobre i co powinien w danej chwili zrobić.Coś go jednak zatrzymuje, targają nimsprzeczne uczucia, nie może podjąć decyzji ani wybrać jednej z bezliku możliwości.Ale wie, codobre, podświadomie.I dobry amulet może swojego właściciela pchnąć w tę właśnie stronę.Tylko tyle.Albo aż tyle, jak sądziła Shen, widząc, co działo się na brzegu, i modląc się doamuletu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •