[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie widzieliśmy żadnych świeżych śladów, ale też nie szukaliśmy ich - powiedział Jayge.- Padało dwie noce temu - dodał Armald kiwając przyjaźnie.Złe już się stało i Jayge wzruszył ramionami.- Dobrego dnia - powiedział mając nadzieję, że para wreszcie odjedzie.Lilcampowie nigdy nie wdawali się w lokalne kłótnie i nauczyli się być bardzo ostrożni, gdy chodziło o tych, którzy podróżowali tą samą drogą, ale sympatia Jaygego była zdecydowanie po stronie tych, którzy uciekali przed tą kobietą.Ona zakręciła swego biegusa - Jayge dostrzegł pianę na skórze zwierzęcia - i popędziła w kierunku podnóża gór.Cichy mężczyzna pociągnął juczne zwierzę i pojechał za nią.- Armald! - Jayge i Temma powiedzieli to jednocześnie.- Kiedy ja mówię, to ja mówię - warknął Jayge potrząsając rękojeścią szpicruty w kierunku wielkiego mężczyzny.- To była pani Warowni, goniła złodziei.Lilcampowie i Borgal - dowie nie chronią złodziei.- Oni nie byli Gospodarzami - powiedziała Temma z zatroskanym wyrazem twarzy.- Ten mężczyzna utracił swego smoka w Weyrze Telgar kilka Obrotów temu i przepadł bez wieści.- A ta kobieta.- powiedział niespodziewanie Armald - to pani Thella.Dlatego jej powiedziałem, co chciała wiedzieć.Temma popatrzyła na niego przeciągle.- Wiesz, Jayge, on może mieć rację - stwierdziła.- Kto to jest pani Thella? Nigdy o niej nie słyszałem.- Ty nie - odpowiedziała Temma z pogardliwym parsknięciem.- Ja znałem - nalegał Armald.Temma nie zwracała na niego uwagi.- Ona jest starszą siostrą Lorda Larada.Tą, która chciała zostać Panią Warowni po śmierci Tarathela.Ona jest całkiem zła.- Widywałem ją w Warowni Telgar, zawsze jeździła konno, o, dużo jeździła - oznajmił Armald, wciąż nieszczęśliwy, że mu się dostało.- Wygląda na bardzo miłą panią.Temma przewróciła oczami.Sama nie była pozbawiona urody kobiecej i była dobrym sędzią, jeśli szło o ocenę własnej płci.Nazer poprawił sztylet w pochwie.- Z handlu z taką nie da się wyjść z zyskiem - oznajmił.- Myślę, że powinniśmy się upewnić, że opuścili okolicę - powiedziała Temma.- Jayge, poczekaj, aż kurz opadnie i jedź za nimi.Zobacz, którym traktem jadą.Ja powiem Crendenowi.- Jestem dziś prowadzącym - przypomniał jej Jayge.Nie chciał porzucić stanowiska.- Armald skończy dzień za ciebie - skinęła Jaygemu głową.- Jest dobry w wypatrywaniu dziur w ziemi.- No to zabieraj się do roboty - parsknął Nazer.Uśmiechając się Armald zawrócił, a Nazer zwrócił się do Temmy.- Może pojedziemy bokami dla osłony?Temma wzruszyła ramionami.- Nie widzę potrzeby.Mgła się podnosi.Będziemy mieć dobry widok.Po prostu pozostańmy z tyłu na jakiś czas.- uśmiechnęła się do Nazera i Jayge udając, że nie widzi, pochylił głowę, by ukryć uśmiech.Skoro tak podobał się jej Nazer, on zabierze się stąd i zostawi ich samych.- Twoje juki są dostatecznie pełne? - spytała Temma.Jayge przytaknął uderzając dłonią po sakwie, którą zawsze miał przy siodle, i ruszył wolno w kierunku pogórza.Zanim bystre oczy Girona w końcu znalazły ślady wozu Dowella, stracili kilka następnych dni.Thella wciąż odgrażała się, że odpłaci jeszcze temu młodemu, bezczelnemu handlarzowi za jego zuchwałość.Była pewna, że wiedział, który z bocznych szlaków wybrali uciekinierzy.Pierwszego wieczoru Giron nie mówił nic, pewnie wciąż wytrącony z równowagi widokiem smoków.Kiedy ukazały się na niebie i skierowały wprost na nich, prawie go sparaliżowało.Wierzchowiec Girona nie zabłąkał się tylko dlatego, że był przyzwyczajony iść za biegusem Thelli.Kiedy zatrzymali się na pierwszą noc, musiała sama rozłożyć obóz, zmusić go, by zsiadł, i odgiąć mu palce zaciśnięte kurczowo na linie luzaka.Zastanawiała się, czyby go nie zostawić, ale możliwe, że będzie potrzebowała pomocy, żeby oddzielić dziewczynę od reszty rodziny.W końcu Giron odżył na tyle, by widzieć i zobaczył coś, co ona przeoczyła - ślad koła na miękkim błocie traktu.- Jest sprytniejszy, niż przypuszczałam, bo musiał zacierać ślady - mruknęła podniecona przebiegłością Dowella.Nie mogła tylko zrozumieć, dlaczego wyjechał.Była pewna, że zachowywała się taktownie i ostrożnie.Dowell zaczął pracę tak, jakby planował ją skończyć.Dziesięć marek zaliczki było niezłą sumą dla kogoś planującego podróż.Nagle przyszedł jej do głowy Brare.Czyżby ten kulawy głupiec ostrzegł Dowella? Nie, mało prawdopodobne, jeśli dziewczyna była aż tak ważna dla myśliwych z jaskiń.Oni nie zrobiliby nic, by ją wystraszyć.Czy mogła to być nieostrożność Girona? Może wygadał się, kim ona jest, i Dowell wpadł w panikę.Cóż, następnym razem upewni się co do lojalności Brare'a.- Nici? - było to pierwsze słowo, jakie Giron wypowiedział od trzech dni.Patrzył poprzez gałęzie zasłaniające niebo.Las był gęsty, choć większość stanowiły młodniaki.Zmusił swojego biegusa, by wspiął się wyżej, a potem wdrapał się na dobrze rozgałęzione drzewo.- Uważaj! - krzyknęła, kiedy pień ugiął się pod jego ciężarem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •