[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Całe pierwsze piętro było otwarte.Sufitwsparto na potężnych belkach.Na obu końcach pomieszczenia znajdowały się ko-minki.Był także jeden na samym środku z kominem wystającym ponad dach.Po-koje mieszkalne mieściły się w dwóch dwupiętrowych skrzydłach odchodzącychw głąb z głównego hallu.Choć niewielkie i wyposażone w podstawowe sprzęty,zawierały wszystko, co niezbędne do życia.Dillianie sypiali na stojąco, mimo żelubili podeprzeć się dla odpoczynku.W tym celu umieszczono dwie wyściełane43 poręcze.Nie zabrakło też umywalni z bieżącą, zródlaną wodą, dzbanka oraz płó-ciennych ręczników.Do wspólnej latryny wchodziło się z hallu.Składała się zkilku boksów oddzielonych przegrodami, do których należało się po prostu cof-nąć.Nic nadzwyczajnego, ale wystarczała.Między dwoma skrzydłami ulokowano pomieszczenie jadalne.Wszędzie roz-wieszono tablice informacyjne, których nie mogła odczytać, ale które przetłuma-czyła jej przyjaznie usposobiona kelnerka.Oznaczały godziny wydawania posił-ków według numerów pokoi.Dillianie byli w zasadzie wegetarianami, jednak itak w tym kraju nikt nie głodował.Przyrządzali swoje potrawy na tysiące spo-sobów.Wszystkie były bardzo smaczne.Podawano je na gorąco lub na zimnoi zawsze mocno przyprawione.Dillianie mogli jeść prawie wszystkie rośliny, wtym trawę, chociaż ich smak pozostawiał często wiele do życzenia.Została w pensjonacie przez kilka dni, błąkając się głównie po odludnychścieżkach, patrząc na góry i starając się odnalezć siebie, ową dawną Mavrę, któ-rej dziś tak potrzebowała.Kiedyś była dumna ze swego odosobnienia, cieszącsię samotnością i niezależnością.Przypuszczała, że w dalszym ciągu jej to odpo-wiadało, a jednak nie umiała pozbyć się wrażenia odizolowania od tych prostychludzi.Różnica po części polegała na tym, że teraz pracowała dla kogoś innego pomyślała.Ale nie.Przecież dawniej też przyjmowała zlecenia od innych i zawszeje wykonywała.Lecz wtedy sama przygotowywała plany.Nawet współpracując zObiem, zachowała poczucie niezależności.Robiła, co chciała i jak chciała.Terazbyło inaczej.Co się zmieniło?  zastanawiała się.Czy z ludzmi działo się tak jak z tymsześciokątem, jak z tym miasteczkiem? Subtelne zmiany w miarę upływu czasu,które prowadzą do zmian nie do poznania? Czy zmieniła się aż tak bardzo, że jużnie potrafiła wykonać zadania?Tak, chyba właśnie o to chodziło.Same narzędzie to tylko wyposażenie.Po-trzebne też było psychiczne nastawienie.Konieczne były zarówno całkowita pew-ność siebie, jak i sposoby oddziaływania społecznego, umożliwiające uzyskanietego, co się chciało uzyskać; współpraca z Obiem pozbawiła ją tej zdolności.Niemiała już instynktu do naginania ludzi i wydarzeń do swoich potrzeb.Przedtemsię tym nie przejmowała, bo robił to za nią Obie.Gdzieś utraciła tę umiejętnośći nie wiedziała gdzie.Taki Marquoz wciąż ją posiada.Nigdy jej nie utracił.TenCzugacz wciąż kontrolował siebie i wszystkich wokół tak, jak ona to dawniej po-trafiła.Tak samo Cygan, niezależnie od tego, kim był i gdzie się znajdował.Skądoni to brali? Przecież się z tym nie urodzili.Zyskiwało się to w miarę dorastania.Niektórzy to zyskiwali.A jak się tę zdolność traciło? Nie korzystając z niej bezprzerwy.Marquoz i Cygan zawsze ją wykorzystywali.Pomyślała, że jest jak wojownik z pogranicza, który wywalczył dla siebiemiejsce na samym szczycie i trafił do wielkiego pałacu, gdzie miał wszystko najedno skinienie.Jeżeli po wielu latach zostanie mu to zabrane, będzie zagubiony.44 Jego umiejętności będą przestarzałe albo, co gorsza, zanikną, ponieważ nie byływykorzystywane.Atrofia.To ją niepokoiło.Dzikie zwierzę, jakim była, zostało oswojone, udo-mowione, stało się tłuste i leniwe.Teraz, kiedy znowu rzucono je do dzikiegokraju, rozpieszczone stwierdziło, że ten dziki kraj jest dlań obcy.Trzeba było się pogodzić z tym faktem, chociaż wzdragała się przyznać do te-go nawet sama przed sobą.Nie tylko potrzebowała innych ludzi, ale potrzebowałaludzi, na których mogła polegać.Od nich mogło zależeć jej życie.Może gdybymiała więcej czasu lub gdyby w większym stopniu była zdolna kontrolować roz-wój wypadków i zmieniać plany, dopasowując je do swoich potrzeb, odzyskałabyswoje dawne zdolności, odzyskałaby tę umiejętność działania w dzikim kraju,którą dawniej posiadała.Ale nie była zdolna, a czas uciekał.Wydarzenia, na którenie miała wpływu, wymuszą wkrótce akcję i reakcję, o których nieco wiedziała, ito było jej najmocniejszą bronią, ale których nie była w stanie zmienić.Szła póznym popołudniem brzegiem rzeki, rozmyślając o tym wszystkim, kie-dy w jej polu widzenia pojawiło się dziwne zwierzę podobne do zająca.Jegoogromne uszy i rozrośnięte do przesady przednie zęby sprawiały komiczne wra-żenie.Zwierzę wyglądało jak postać wyjęta żywcem z filmów rysunkowych.Wra-żenie komizmu ulatywało jednak, gdy spojrzało się na potężne nogi zwierzęcia.Jego wzrost przekraczał półtora metra, nie licząc uszu.Było potężne, ale zupełnieniegrozne.Patrzyło na nią bardziej z ciekawością niż z przestrachem.Przyglądalisię sobie wzajemnie.Gdzieś w zakątkach jej umysłu narodził się pomysł i za-czął nabierać kształtów.W tym zwierzęciu było coś zdecydowanie dziwnego.Niemogła się zorientować co, ale wydawało się to ważne.Po chwili uświadomiła sobie, że zwierzę jest brązowe od głowy do przednich,krótkich nóg, zaś dalej kolor futra przechodził w śnieżną biel.Przyglądając sięuważniej, dostrzegła nawet na brązowym futrze białe smugi.Dawniej widywała już takie stworzenia, ale były albo brązowe, albo białe.Te-raz nagle zrozumiała, co się stało.Białe było futrem zimowym.Zwierzę na śniegubyło wtedy prawie niewidoczne.Gdy nadchodziła wiosna i dnie stawały się corazcieplejsze, zwierzę brązowiało, co było lepszym kolorem ochronnym w rozkwi-tającym lesie.Białe futro ustępowało stopniowo i znaczyło to, że dwa razy doroku zwierzę nie mogło polegać na swych barwach ochronnych.Wczesną wiosnąi jesienią stanowiło cel.Do regionu przybywały grupy myśliwych.Widziała ich.Wyrzucała sobie, że nie wyciągnęła odpowiednich wniosków z tego faktu.Polowanie było ważną działalnością w Dillii.Futra i skóry wykorzystywanodo różnych celów.Mięso sprzedawano do sąsiednich sześciokątów.Grupy my-śliwych składały się głównie ze specjalistów  zahartowanych ludzi znającychteren.W samej Dillii właściwie nie polowano.Tereny przy jeziorze były zarezer-wowane dla ludności miejscowej.Polowania odbywały się w górach Gedemonda-su.45 Zdecydowała, że najlepiej będzie wrócić do miasta.Tam znajdzie sposób do-tarcia do gór.To, co miała załatwić w Dillii, zrobi pózniej.Gedemondas był waż-niejszy, szczególnie że potem może nie być czasu na nic.* * *Pierwsze próby dołączenia do ekspedycji zakończyły się niepowodzeniem,chociaż w skład grup myśliwskich wchodziły zarówno kobiety, jak i mężczyzni,ponieważ Dillianie zapominali o seksie, kiedy mieli jakieś zadanie do wykonania.Ona jednak wydawała się zbyt miękka, zbyt ładna, żeby brano ją poważnie.Czułasię zawiedziona.Przez całe życie była zbyt drobna, maleńka i nie brano jej po-ważnie, dopóki nie było za pózno.Ale żeby i teraz z niej szydzono bo jest zbytatrakcyjna! To cios niezasłużony [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •