[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wolno osunąłem się w pył na środku dro-gi skąpanej w świetle księżyca.Potem usiadłem bezradnie.Nieważne.Nic niebyło ważne prócz tego, że miałem swoją ukochaną i dziecko, a nie wolno mi by-ło do nich pójść.Równie dobrze mógłbym próbować się wspiąć na nocne nieboi sięgnąć po księżyc.Patrzyłem na rzekę, połyskującą czarno w blasku miesiąca,pomarszczoną niczym czarny łupek.Na rzekę, która nie zaniesie mnie do domu,ponieważ moja wola nie wystarcza, by złamać nakaz wypalony w mózgu.Pod-niosłem wzrok do księżyca. Brus  odezwałem się głośno, zupełnie jakby mógł mnie usłyszeć.Opiekuj się nimi, dbaj, żeby im się nie stała krzywda, pilnuj ich jak własnej ro-dziny.Póki nie wrócę.Nie przypominam sobie drogi powrotnej do zagród ani jak położyłem się spać,ale gdy rankiem otworzyłem oczy, właśnie tam się znajdowałem.Patrzyłem w od-ległe błękitne niebo, nienawidząc własnego życia.Pomiędzy niebem a mną zjawił się Chucherko. Pora wstawać. Przyjrzał mi się dokładniej. Masz zaczerwienioneoczy.Nie podzieliłeś się flaszką?202  Nie mam nic do podziału  odparłem zwięzle.Wstałem z ledwością.W głowie mi huczało.Jakie imię nada jej Sikorka? Pewnie od jakiegoś kwiatu.Lilia.Róża.Marge-rytka.Jak ja bym ją nazwał? To akurat nie miało znaczenia.Przestałem myśleć.W ciągu następnych kilku dni robiłem, co mi kazano.Ro-biłem to dobrze i solidnie, nie rozpraszany myślami.Gdzieś w głębi mej duszywrzało szaleństwo, ale nie chciałem nic o tym wiedzieć.Zajmowałem się owca-mi.Jadłem rano i jadłem wieczorem.Kładłem się na noc i o poranku wstawałem.I zajmowałem się owcami.Szedłem za nimi, w pyle podnoszonym przez wozy,konie i same owce, w pyle, który zlepiał mi rzęsy, grubą warstwą pokrywał skórę,powlekał gardło.Nie myślałem o niczym.Nie musiałem myśleć, żeby wiedzieć,że każdy krok przybliża mnie do króla Szczerego.Odzywałem się tak rzadko, iżnawet Chucherko, skoro nie potrafił sprowokować mnie do kłótni, zmęczył sięmoim towarzystwem.Zajmowałem się owcami z tak całkowitym oddaniem, jak-bym był najlepszym psem pasterskim na świecie.Nie miałem nawet snów.Dla pozostałych uczestników karawany życie toczyło się utartą koleją.Opokaprowadziła nas wprawnie, więc podróż przebiegała szczęśliwie bez żadnych przy-gód.Co prawda dokuczał nam pył, mieliśmy mało wody i ubogą paszę dla zwie-rząt, ale na te niedogodności byliśmy przygotowani.Wieczorami, gdy już zdążyli-śmy zatroszczyć się o owce, przygotować wieczorny posiłek i zjeść, rozpoczynałysię próby trupy teatralnej.Aktorzy ćwiczyli wystawianie trzech sztuk; najwyraz-niej chcieli doprowadzić je do perfekcji, zanim dotrzemy do miasta.Z rzadkatylko poruszali marionetkami, wygłaszając ich kwestie, ale niekiedy dawali pełneprzedstawienie  przy blasku pochodni, na scenie, z kurtyną; ubierali się wów-czas w czyste białe stroje, które miały oznaczać, że są niewidzialni, i przedstawialicały repertuar.Mistrz lalkarzy należał do wymagających nauczycieli, często uży-wał rzemienia; nawet czeladnikom nie szczędził batów, jeśli uznał, że zasłużyli.Wystarczył jeden niewłaściwie zaakcentowany wers, jedno drgnięcie marionetkinie przewidziane przez mistrza Jara, a już wpadał pomiędzy aktorów, wymachu-jąc biczem.Coraz częściej zdarzało się, że gdy inni oglądali przedstawienia, jazostawałem przy owcach.Pieśniarka, urodziwa kobieta imieniem Wilga, nierzadko siadywała wówczasze mną.Wątpię, by jej postępowanie wynikało z potrzeby przebywania w moimtowarzystwie, raczej miało zródło j w tym, że z dala od obozu, z dala od ciągłychpowtórek aktorskich i szlochu karconych uczniów, mogła ćwiczyć śpiewanie i gręna harfie.Oboje byliśmy z Księstwa Koziego i pojmowałem, za czym tęskniła,gdy cicho wspominała krzyczące mewy i błękitne po sztormie i niebo nad fala-mi.Miała ciemne włosy i ciemne oczy, a sięgała mi ledwie do ramienia.Ubra-na była prosto, w niebieskie wąskie spodnie oraz zwyczajną tunikę.W uszachmiała dziurki, ale nie nosiła kolczyków, pierścieni także nie.Trącała struny har-fy i śpiewała.Dobrze było znowu słyszeć znajome pieśni księstw nadbrzeżnych.203 Nie rozmawialiśmy.Czasami Wilga mówiła do siebie samej, a ja tylko przypad-kiem słyszałem jej słowa.Niektórzy ludzie rozmawiają w ten sposób z ulubio-nym psem.Tak się dowiedziałem, że wraz z innymi minstrelami żyła swego czasuw jednym z zamków Księstwa Koziego, jednym z pomniejszych, należącym dojakiegoś szlachetki, którego nie znalem nawet z imienia.Zamek i jego pan prze-stali istnieć, zmieceni z powierzchni ziemi przez Zawyspiarzy.Wilga przeżyła, alenie miała gdzie się podziać ani dla kogo śpiewać.Wyruszyła w drogę, postano-wiwszy udać się daleko w głąb lądu, żeby już nigdy w życiu nie zobaczyć okrętu,obojętne w jakim kolorze.Rozumiałem ją.Odchodząc zachowała Księstwo Koziewe wspomnieniach takie, jakie było niegdyś.Kostucha przeszła na tyle blisko Wilgi, że omiotła ją swym oddechem, stądpieśniarka postanowiła, że nie umrze jako zwykły minstrel u jakiegoś drobnegoszlachcica.Nie, zrobi wszystko, żeby jej imię zostało zapamiętane: ułoży pieśńo jakimś wielkim wydarzeniu, która będzie śpiewana przez wieki.Zyska w tensposób nieśmiertelność  pamiętana będzie tak długo, jak długo ludzie będąśpiewali jej pieśń.Wydawało mi się, że lepszą sposobność zostania świadkiemwiekopomnego wydarzenia miałaby na wybrzeżu szarpanym wojną, ale jakbyw odpowiedzi na moje nie wypowiedziane myśli Wilga zapewniła mnie, że bę-dzie świadkiem wydarzenia, którego uczestnicy pozostaną żywi.Zresztą jeśli sięwidziało jedną bitwę, to tak jakby się widziało wszystkie.Nie potrafiła dostrzecnic poetyckiego w rozlanej krwi.Z tym zgodziłem się w milczeniu. Moim zdaniem wyglądasz bardziej na wojownika niż pasterza.Owce niełamią człowiekowi nosa ani nie zostawiają blizn. Zdarza się, jeśli człowiek spadnie z klifu, szukając we mgle zaginionegojagnięcia  odparłem zimno i odwróciłem twarz.Przez długi czas było to w moim życiu zdarzenie najbardziej przypominającerozmowę.Nasza karawana szła swoją drogą, w tempie odpowiednim dla wyładowanychwozów oraz stada owiec.Dni płynęły podobne do siebie jak dwie krople wody.Krajobraz także był ciągle taki sam.Niewiele się działo.Czasami przy wodopo-ju spotykaliśmy obóz innych podróżnych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •