[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A ty nie jesz?- Nie.Teraz nie mogę.Za bardzo bolą mnie usta.Jim zjadł jajka z apetytem, potem spojrzał na żonę.Gładko przyczesała swoje czarne włosy,włożyła czystą białą bluzkę.- Jedziemy do miasta dziś po południu - oznajmił Jim.- Zamówię budulec.Zbudujemy no-wy dom poniżej w kanionie.Jelka spojrzała na zamknięte drzwi sypialni, potem na męża.- Tak to będzie dobrze.- Po chwili dodała: - Czy będziesz mnie jeszcze bił za to?- Nie, za to już więcej nie.W oczach Jelki pojawił się uśmiech.Usiadła na krześle obok męża, a Jim wyciągnął rękę i- 59 - John Steinbeck Kasztanek i inne opowiadaniapogładził ją po głowie i karku.Tłumaczyła Eleonora Romanowicz- 60 - John Steinbeck Kasztanek i inne opowiadaniaNAPADIByło już ciemno w małym kalifornijskim miasteczku, gdy ci dwaj wysiedli z wagonu re-stauracyjnego i śmiało pomaszerowali bocznymi uliczkami.Powietrze było pełne słodkiego zapa-chu fermentujących owoców, dochodzącego z hal pakowniczych.Na rogach ulic niebieskie latarniechwiały się wysoko na wietrze rzucając na ziemię ruchliwe cienie drutów telefonicznych.Staredrewniane budynki spoczywały w ciszy.W brudnych oknach odbijały się przygnębiające światłauliczne.Mężczyzni nie różnili się wzrostem, jeden był jednak dużo starszy od drugiego; włosy mielikrótko przystrzyżone, ubrani byli w niebieskie bawełniane spodnie, starszy miał na sobie marynar-ską kurtkę, a młodszy - niebieski golf.Gdy tak szli ciemną ulicą, kroki ich odbijały się głośnym echem od drewnianych budynków.Młodszy mężczyzna zaczął gwizdać  Przyjdz do mnie, moja melancholijna dziewczyno ! Nagleurwał.- Chciałbym, żeby ta cholerna piosenka przestała mi się plątać po głowie - powiedział.-Trzyma się mnie cały dzień.I to taki stary kawałek.Starszy odwrócił się do niego.- Masz pietra, Rut.To widać.Masz cholernego pietra.Przechodzili właśnie pod jednym z niebieskich świateł ulicznych.Twarz Ruta przybrałatwardy wyraz, przymrużył oczy i gorzko wykrzywił usta.- Wcale się nie boję.- Wyszli ze światła.Twarz mu się odprężyła.- Ja jeszcze dobrze nie znam tej roboty, a ty, Dick, już dawno w tym sie-dzisz.Wiesz, czego można się spodziewać, a ja idę na ciemno.- Najlepsza szkoła to praktyka - zacytował Dick sentencjonalnie.- Z książek niczego się nienauczysz.Przeszli tory kolejowe.W niewielkiej odległości połyskiwał zielonymi światłami semafor.-Ależ ciemno - odezwał się Rut.- Ciekaw jestem, czy pózniej wzejdzie księżyc.Jak jest tak ciemno,to zwykle wschodzi.Przemówisz pierwszy, Dick?- Nie, ty zacznij.Masz mniej doświadczenia niż ja.Posłucham najpierw, jak ty mówisz, izorientuję się, czym trafić, żeby ich dobrze wzięło.Ułożyłeś sobie, co masz powiedzieć?- Jasne.Mam każde słowo w głowie.Zresztą wszystko napisałem i nauczyłem się na pa-mięć.Faceci mi nieraz opowiadali, że wstają i nie mogą wykrztusić z siebie jednego słowa, a potem- 61 - John Steinbeck Kasztanek i inne opowiadanianagle rozwiązuje im się język i jadą jak złoto.Słowa wylewają się z nich jak woda z kranu.GrubyMichał Sheane twierdzi, że u niego to tak zawsze.Ale ja sobie napisałem, bo wolę nie ryzykować.Lokomotywa zaświstała żałośnie i po chwili minęła zakręt ciągnąc za sobą wielki ogonświateł.Wagony przeleciały z hukiem.Dick obrócił się, by się temu przyjrzeć.- Niewielu ludzijedzie - powiedział z zadowoleniem.- Mówiłeś mi, zdaje się, że twój stary pracuje na kolei?Rut nie chciał, by głos jego zabrzmiał goryczą.Tak jest.Pracuje jako hamulcowy.Wyrzuciłmnie, kiedy się dowiedział, czym się zajmuję.Przestraszył się, że straci pracę.Nic nie rozumie.Tłumaczyłem mu, ale po prostu nie mógł zrozumieć.Wyrzucił mnie na zbity łeb.- W głosie Rutabrzmiała jego samotność.Nagle zdał sobie sprawę, jak się odsłonił ze swoją tęsknotą za domem.-Tak to właśnie z nimi jest - powiedział surowo.Poza swoją pracą niczego innego nie widzą.Niewidzą, co z nimi robią.Kurczowo trzymają się swych łańcuchów.- Dobra - odrzekł Dick.- To dobrze brzmi.Czy to część twojego przemówienia?- Nie, ale mogę to wsadzić, jeśli myślisz, że to dobre.Było coraz mniej świateł ulicznych.Miasto się kończyło i zaczynały pola.Wzdłuż nie bru-kowanej drogi obsadzonej akacjami stało parę małych domków z zapuszczonymi ogródkami.- O rany, ależ ciemno - zauważył ponownie Rut.- Ciekaw jestem, czy będzie awantura.Mamy dobrą noc, żeby zwiać, gdyby się coś przytrafiło.Diok odchrząknął coś w kołnierz swojej kurtki.Przez chwilę szli w milczeniu.- Próbowałbyś uciekać? - zapytał Rut.- Nigdy! To wbrew poleceniom.Cokolwiek by się stało, musimy wytrwać.Jesteś jeszczedzieciuch.Zdaje mi się, że ty byś zwiał, gdybym ci pozwolił.Rut powiedział: - Wydaje ci się, żeś wielki bohater, bo już wysyłano cię parę razy.Jak sięciebie słucha, toś straszny pistolet.- W każdym razie obeschło mi już mleko pod nosem - burknął Dick.Rut maszerował z pochyloną głową.- Dick, jesteś pewien, że nie zwiejesz? - Zapytał mięk-ko.- Jesteś pewien, że będziesz tam spokojnie stał i nie nawalisz?- Oczywiście, że tak.Robiłem to już przedtem.Takie są polecenia, no nie? Zresztą to robidobre wrażenie.- Popatrzył badawczo na Ruta.- Dlaczego się pytasz, mały? Boisz się, że nawalisz?Jeśli masz pietra, to w ogóle nie powinieneś tu być.Rut wstrząsnął się.- Słuchaj, Dick, ty jesteś fajny gość, nie powtórz nikomu, co ci terazmówię.Nigdy mnie nie wypróbowano.Skąd mam wiedzieć, co zrobię, gdy ktoś wyrżnie mnie wtwarz pałą.Czy ktokolwiek może za siebie ręczyć? Myślę, że nie nawalę.Będę się starał nie nawa-lić.- No dobra, mały.Zostawmy to.Ale spróbuj tylko zwiać, a zamelduję o tobie.U nas nie ma- 62 - John Steinbeck Kasztanek i inne opowiadaniamiejsca dla tchórzliwych gówniarzy.Pamiętaj o tym, mały.- Odwal się z tym  małym.Po co ta drętwa mowa!Akacje rosły coraz gęściej.Wiatr szeleścił łagodnie w liściach.W jakimś podwórzu zacząłna nich szczekać pies.Na ziemię opadała lekka mgła przysłaniająca gwiazdy.- Wszystko? - zapytałDick.- Masz lampy i literaturę? Miałeś się tym zająć.- Przygotowałem wszystko po południu - odpowiedział Rut.- Jeszcze nie wywiesiłem ogło-szeń, ale są tam w skrzynce.- Czy jest nafta w lampach?- Było dość.Słuchaj, Dick, a może jakiś skurwysyn już sypnął?- Na pewno.Zawsze jakiś kapuś się znajdzie.- Nie słyszałeś, żeby przygotowywali jakąś hecę, co?- W jaki sposób, do cholery, mógłbym słyszeć.Czy wydaje ci się, że przychodzą do mnie imówią, że mają zamiar rozwalić mi łeb? Wez się do kupy, Rut.Spodnie ci się trzęsą ze strachu.Izamknij dziób, bo i mnie denerwujesz.IIPodeszli do niskiego kwadratowego budynku, który w mroku rysował się ciemną, ciężkąbryłą.Kroki ich zabrzmiały głośno na drewnianym chodniku.- Jeszcze nikogo nie ma - powiedziałDick.- Otwórzmy tę budę i zapalmy światło.Stali przed opuszczonym budynkiem sklepowym.Stare szyby wystawowe były całkowicie pokryte brudem.Z jednej strony do szkła była przyklejonareklama papierosów Lucky Strike, a z drugiej stała jak duch kobieta z tektury zachwalająca Coca-Colę.Dick otworzył podwójne drzwi i wszedł do środka.Potarł zapałkę i zapalił naftową lampę,założył z powrotem szkiełko i ustawił lampę na odwróconej do góry dnem skrzynce od jabłek.-Ruszaj się, Rut, musimy wszystko przygotować.Zciany budynku były pomazane smugami wapna.Kopnięta w kąt leżała kupa zakurzonychgazet.Obydwa tylne okna przysłaniała pajęczyna.Poza trzema skrzynkami od jabłek w sklepie niebyło absolutnie nic [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •