[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdzi­wienie.Ogień stosu oszukał śmierć w przypadku jego przyjaciół, ale nie w przypadku innych.Zbyt wielu.Zbyt wiele Panien."Bierz, co możesz.Raduj się tym, co uda ci się uratować, i nie opłakuj zbyt długo strat".To nie była jego myśl, ale zaakceptował ją.Zdawało się, że to dobry sposób, by nie popaść w obłęd, zanim wpędzi go w niego skaza saidina.- Gdzieś ty był? - spytała podniesionym tonem Aviend­ha.Nie gniewnym.Jeśli cokolwiek, to czuło się w nim ulgę.- W jednej sekundzie byłeś tutaj, w następnej zniknąłeś.- Musiałem zabić Rahvina - odparł cicho.Otworzyła usta, ale on przyłożył do nich palce, żeby je uciszyć, po czym delikatnie ją odepchnął.Bierz, co możesz.- Niech tak po­zostanie.On nie żyje.Przykuśtykał Bael; głowę nadal spowijała mu shoufa, ale zasłona obwisła na pierś.Udo, a także grot ostatniej włóczni, jaka mu została, plamiła krew.- Jeźdźcy Nocy i Wykoślawieni Cieniem uciekają, Car­'a'carnie.Niektórzy z mieszkańców bagien przyłączyli się do tańca przeciwko nim.Nawet niektórzy z tych ludzi w zbrojach, aczkolwiek pierwej tańczyli przeciwko nam.Za nim stanęła Sulin, z odsłonięta twarzą, z paskudnym, krwawym cięciem biegnącym przez policzek.- Polujcie na nich, jakby to długo nie miało trwać - rzekł Rand.Ruszył z miejsca, nie bardzo wiedząc, dokąd iść, byle by to było jak najdalej od Aviendhy.- Nie chcę, żeby uganiały się swobodnie po okolicy.Trzymajcie oko na gwardzistów.Do­wiem się później, którzy to byli ludzie Rahvina, a którzy.Szedł dalej, gadając i nie oglądając się za siebie.Bierz, co możesz.ROZDZIAŁ 27ROZŻARZONE WĘGLEW wysokim oknie było dość przestrzeni, by Rand mógł w nim swobodnie stać, wyprostowany, mając po obu stronach jeszcze na dwie stopy miejsca.Z podwiniętymi ręka­wami koszuli patrzył na jeden z pałacowych ogrodów.Aviend­ha przebierała palcami w wykutym z czerwonego kamienia zbiorniku jednej z fontann, nadal zaintrygowana taką ilością wody, której jedynym przeznaczeniem było cieszyć oko i pod­trzymywać przy życiu ozdobne ryby.Z początku była bardziej niż oburzona, kiedy jej powiedział, że nie może ścigać trollo­ków na ulicach.W rzeczy samej nie był pewien, czy byłaby tu teraz, gdyby nie dyskretna eskorta Panien, której, zdaniem Sulin, nie powinien zauważyć.Miał także nie usłyszeć, jak siwowłosa Panna ją napominała, że nie jest już Far Dareis Mai, a jeszcze nie jest Mądrą.Mat, bez koszuli, a za to w ka­peluszu dla ochrony przed słońcem, siedział na zwieńczeniu zbiornika, pogrążony w rozmowie z nią.Bez wątpienia badał, czy ona wie coś na temat tego, jakoby Aielowie nie pozwalali ludziom odejść; Mat raczej nie umiał nie narzekać na swój los, nawet jeśli postanowił się z nim pogodzić.Asmodean siedział na ławce w cieniu czerwonego mirtu i grał na harfie.Rand zastanawiał się, czy ten człowiek wie, albo choćby podejrzewa, co się stało.Nie powinien nic pamiętać.z jego perspektywy nic się nie stało.ale kto mógł orzec, co wiedział albo potrafił wykoncypować jeden z Przeklętych?Uprzejme kasłanie kazało mu odwrócić wzrok od ogrodu.Okno, w którym stał, znajdowało się na wysokości półtorej piędzi nad posadzką, w zachodniej ścianie sali tronowej, tak zwanej Wielkiej Sali, w której Królowe Andoru przyjmowały ambasadorów i ogłaszały swe wyroki od blisko tysiąca lat.Było to jedyne miejsce, z którego mógł nie zauważony obser­wować Mata i Aviendhę, pewien, że im nie przeszkodzi.Po obu bokach sali ciągnęły się rzędy białych kolumn wysokości dwudziestu kroków.Światło wpadające przez te wysokie okna mieszało się z kolorowym światłem wysokich okien osadzo­nych w sklepieniu, okien, które ukazywały wizerunki Białego Lwa na przemian z portretami pierwszych królowych i scen wielkich zwycięstw odniesionych przez Andor.Na Enaili i So­marze najwyraźniej nie wywarły wrażenia.Rand opuścił się na posadzkę, pomagając sobie rękoma.- Czy są jakieś wieści od Baela?Enaila wzruszyła ramionami.- Polowanie na trolloki trwa.- Sądząc po tonie jej gło­su, ta drobna kobieta z chęcią wzięłaby w nim udział.Postać stojąca obok Somary sprawiała, że zdawała się jeszcze niższa.- Część mieszkańców miasta udzieliła pomocy.Większość się ukryła.Bramy miasta są pilnowane.Żaden z Wykoślawio­nych Cieniem nie ucieknie, jak sądzę, ale obawiam się, że uda się to niektórym Jeźdźcom Nocy.Myrddraala trudno było zabić i równie trudno przyprzeć w walce do muru.Niekiedy łatwo było uwierzyć w dawne opowieści, że jeżdżą na cieniach niczym na koniach i że po­trafią zniknąć, jeśli ustawią się bokiem do patrzącego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •