[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Łabędź rzucił się przed siebie, ale wzburzone morze pochłonęło na chwilę dziób i białozielona woda runęła na pokład.Ogarnął go lęk, że jacht z tego nie wyjdzie, ale Łabędź zrzucił z siebie wodną opończę, jakby zrzucał brudny koc.Gdy pomruk zbliżającego się wału wodnego urósł do ryku i był już blisko, Hardin wskazał Adżaratu drogę na spieniony wierzchołek i powiedział:- Staraj się pozostać jak najdłużej na szczycie.Bez słowa przejęła ster; spojrzenie olbrzymich oczu utkwiła w fali.Hardin uwolnił Smoka z bocznych linek, przykląkł pod cylindrem i podparł go ramieniem.Zdjął kapturki ze szkieł optycznego celownika, ustawił go na dwieście osiemdziesiąt metrów, skierował wylot cylindra w miejsce, w którym spodziewał się pojawienia Lewiatana i przywarł mocno do trzymanej broni.Wał wodny był tuż, Łabędź zaczął się unosić, Hardin czatował, mając celownik skierowany za prawą burtę.Sprawdził tylko, czy tył cylindra nie jest skierowany w Adżaratu, gdyż byłaby narażona na strumień gazów.Dziób bardzo się pochylił - byli w połowie drogi na szczyt, wznosili się szybko, jeszcze szybciej, by zdążyć, nim runie na nich fala.Łabędź poszedł na skos, gdy wody dokoła zakipiały, a wielka fala zaczęła rozpadać się w wodne kłębowisko.Sterując jedną ręką, Adżaratu pomagała sobie kolanem.Wyprowadziła ze skosu jacht, który na szczęście ciągle się wspinał.Następny grzmot towarzyszył zderzeniu Lewiatana z kolejną zaporą wzdętych wód oceanu.Łabędź wyskoczył na szczyt rozpadającej się fali - morze było u jego stóp.W celowniku Hardin ujrzał Lewiatana.Potężny dziób wspinał się ku niebu.Hardin celował w bulwiastą część dziobową przed kluzami kotwicznymi tuż nad wodą.Ręką sięgnął ku przyciskowi spustu.Okazja była niepowtarzalna.Kolos unosił się od rufy obnażając całą podwodną część dzioba.Adżaratu krzyknęła.Obraz w optycznym celowniku zaszedł szarym bielmem.Drugi poszarpany grzbiet przeskoczył nad pierwszym, zalewając Łabędzia tonami wody i zwalając Hardina na pokład.Ciężki cylinder Smoka zakręcił się jak bąk i uderzył Hardina w skroń, gdy ten padał w lodowatą wodę.Koziołkując w kokpicie, rzucany przez wodny wir, walił w bom, w koło sterowe, w windy.Otrzymał bolesne uderzenie w twarz, ostry kant wbijał mu się w brzuch.Fala rzuciła nań Adżaratu, objął ją ramionami i mocno trzymał resztką sił.Nagle porwała go linka bezpieczeństwa, poczuł, że jest ciągnięty po wodzie, potem pod wodą.Pieczenie w piersiach, jedna myśl - nie wypuścić Adżaratu! Trzymał ją jedną ręką, drugą usiłował wypłynąć na powierzchnię.Linka bezpieczeństwa nie pozwalała.Ogarnęła go panika.Łabędź tonął i ściągał go pod wodę! Zaczął szarpać sztormówkę w poszukiwaniu noża.Zamknięta na suwak kieszeń nie chciała się otworzyć.Stracił czucie w palcach.I nagle znowu ujrzał morze.Otworzył usta, nabierając wody morskiej wraz z powietrzem.Zaczął się krztusić.Przyciągnął Adżaratu, którą porywała fala.Łabędź skakał w dół i w górę po krótkich krzyżujących się falach, walił hałaśliwie dziobem w wodę, jednocześnie grożąc im roztrzaskaniem głów.- W porządku? - zapytał dziewczynę.Skinęła głową, szczękając zębami.Woda była znacznie zimniejsza niż powietrze.- Ja wejdę pierwszy - powiedział.Oderwał się od Adżaratu, podpłynął do jachtu, odczekał na chwilę, kiedy walący w wodę dziób znajdował się najniżej, chwycił za reling i wydźwignął się na pokład pod linkami bezpieczeństwa.Fok trzepotał terkotliwie jak karabin maszynowy.Sięgnął za burtę i złapał linkę bezpieczeństwa Adżaratu.Gdy pociągnął, dziób jachtu skoczył w tym kierunku.Mimo unieruchomienia jednej ręki, Adżaratu wężowym ruchem wśliznęła się zgrabnie pod linkami relingu do kokpitu.Dopiero wówczas padła bez sił, oddychając ciężko, z boleśnie ściągniętą twarzą.Łabędź znajdował się między dwoma wałami wodnymi.Wielkie grzywacze, które spowodowały nieszczęście, znikały we wschodnim kierunku, szykowało się kolejne wielkie natarcie pędzących ku nim fal.Jacht ciągnął za sobą szoty w wodzie, koło sterowe obracało się jak zwariowane, Łabędź kręcił się bezradnie z jednym przemokniętym trzepoczącym żaglem niby skrzydłem pragnącym poderwać ptaka do lotu.Smok zwisał na obsuniętym aż po optyczny celownik brezen­towym pasie, waląc o pokład paszczą rakietnicy.Hardin wahał się między pragnieniem ratowania Smoka a potrzebą natychmiastowego ujęcia steru.Morze zwyciężyło.Broń byłaby bez­użyteczna bez jachtu.Musi ratować jacht.Ciernym hamulcem po­wstrzymał szaleńczy taniec koła sterowego.Przełożywszy rumpel na wiatr, czekał w nieskończoność, aż slup stanie rufą do nadbiegających fal.Fok, częściowo zaplątany w linki, wydął się przy nagłym pod­muchu.Dziób natychmiast zareagował i Łabędź ruszył żwawo.Po chwili rufę miał już we właściwej pozycji, gotów do przyjęcia pod siebie groźnie spiętrzonej fali.Hardin zablokował ster i przeskoczywszy przez Adżaratu usiłował wepchnąć cylinder Smoka głębiej w zawiesić; jednakże siedemdziesięcioparokilowa masa, rozkołysana, waląca w kokpit i w drzazgi roztrzas­kująca tekową ławeczkę, mokra, oślizła i nieporęczna, nie dała się ujarzmić.Sięgał właśnie do wielokrążka, aby całe urządzenie opuścić niżej, gdy zobaczył śmiertelnie przerażoną twarz Adżaratu.Spojrzał w górę.Niebo zapełniał Lewiatan.Tankowiec ociężale sunął, wydźwignięty przez potężne fale - zu­pełnie jak w dawnych majakach Hardina - i wydawało się, że zawisa nad Łabędziem, który unoszony przez falę podchodzi do pyska potwora.Lewiatan właśnie pokonywał grzbiet wodnego wału i parł prosto na slup.I podobnie jak w snach, Hardin nie był w stanie wymierzyć z broni do wroga.Zalewające pokład morze beznadziejnie poplątało linki wielokrążka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •