[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po skończonym posiłku wszyscy powrócili do swoich obowiązków.Nie były one ciężkie dla marynarzy, a przynajmniej jeszcze nie, gdyż wiał lekki wiatr i morze kołysało się łagodnie.Nikt też nie spodziewał się „Gwiazdy Dionu” ani niebezpieczeństwa, gdyż wciąż znajdowali się na wodach Morskiej Twierdzy i potrwać to miało do końca tego dnia.Nie należało też zapominać o niesieniu pomocy statkom sąsiadów tylko dlatego, że szukano jednego konkretnego korabia.„Kormoran” będzie musiał przeszukać te same rejony co zawsze po każdej większej burzy.Oczywiście wypatrywali głównego celu tej wyprawy, bo sztorm nie respektuje wyznaczonych przez ludzi granic i mógł zagnać „Gwiazdę” wszędzie.Ponieważ nie mogli kontynuować poszukiwać w ciemnościach, „Kormoran” zarzucił kotwicę po zapadnięciu nocy i ci, którzy nie stali na wachcie, udali się na spoczynek.Kajuty były niewiarygodnie małe, wyposażone jedynie w koję i skrzynię służącą jako siedzisko.Tarlach zszedł pod pokład razem z innymi, jakkolwiek wolałby dłużej pozostać na powietrzu.Następnej nocy jednak może wcale lub prawie wcale nie będą mieli odpoczynku, nie należało więc marnować okazji.Pozostawił szeroko uchylone drzwi, choć na zewnątrz były chłód i wilgoć.Niewielkie pomieszczenie zbytnio mu przypominało grób.Rozdział osiemnastyBył wczesny ranek, kiedy statek należący do Morskiej Twierdzy znów wyruszył w drogę.Cała załoga i pasażerowie pozostali na pokładzie, chociaż nie było ani tak ciepło, ani spokojnie jak poprzedniego dnia.Wszyscy czekali w napięciu.Późnym rankiem wpłyną na wody Kruczego Pola, a wtedy…Przez cały czas obserwowali morze i wybrzeże wypatrując zaginionego statku.Wygląd wybrzeża zmieniał się szybko, klify stawały się coraz bardziej strome i niebezpieczne i wciąż mniej było miejsc, w których rozbójnicy mogliby wyładować bezprawnie zdobyte łupy.Nie natrafili jednak na nic, nie znaleźli żadnych śladów, które by potwierdziły, że ich zadanie to coś więcej niż gest dobrej woli ze strony mieszkańców Morskiej Twierdzy.Mimo to serce jak młotem uderzyło w piersi Sokolnika, kiedy opłynęli wąską, bardzo stromą górę o charakterystycznym wyglądzie.Minęli Przylądek Panów, granicę między posiadłościami Uny i Ogina.Płynęli teraz wzdłuż wybrzeża Kruczego Pola.Una stojąca przy burcie podświadomie wstrzymała oddech.Nic nie dostrzegając odwróciła się plecami do lądu,— Posilmy się teraz — poradziła — chociaż jeszcze jest wcześnie.Na całym wybrzeżu Kruczego Pola znam tylko jedno miejsce nadające się na kryjówkę dla rozbójników i znajduje się ono niedaleko stąd.Opisała już Tarlachowi zatoczkę, o której mówiła, bardzo wąską, dobrze chronioną i z łatwym dostępem z plaży na szczyty klifów.Mogłaby się stać dogodnym portem dla uczciwego kupca, chociaż jej rozmiary wykluczały wszelkie większe operacje, ale kanał wejściowy blokował na samym środku wielki podwodny głaz zwany Kolebką od jego kształtu.Wyłaniał się podczas najniższych odpływów.Przez resztę czasu leżał w ukryciu, niewidzialny, śmiertelnie niebezpieczny dla każdego statku, który próbowałby wpłynąć do zatoczki.Żaden korab i żadna łódź nie mogła nad nim przepłynąć.Jego dwa wysokie zakończenia, Wezgłowie i Nogi, znajdowały się zaledwie parę stóp pod powierzchnią morza, to pierwsze ledwie widoczne podczas odpływu.A ponieważ skała spoczywała w poprzek kanału, tylko bardzo smukły korab — nawet „Mewa” byłaby za szeroka — mógłby go wyminąć.Dla statku o odpowiednich rozmiarach, zdolności manewrowania i odważnej załodze znającej wejście do zatoki, trudno byłoby o lepiej chroniony czy bezpieczny port.Taki statek byłby niewidoczny dla każdego z wyjątkiem obserwatora wpatrującego się prosto w wejście, wysokie klify zaś osłaniałyby go przed prawie każdą nawałnicą czy sztormowymi falami, nawet takimi, jakie rozszalały się podczas ostatniej strasznej burzy.Tarlach wiedział, że zatoczka jest dobrze ukryta.Mimo to z trudem powstrzymał okrzyk zaskoczenia, kiedy „Kormoran” opłynął jeszcze jedną z nie kończącej się serii skalnych ostróg.Zorientował się bowiem, że spogląda na to doskonałe naturalne schronienie, a raczej na coś, co blokuje do niego dojście, przechylony na bok wrak, który nadział się na śmiercionośne Wezgłowie Kolebki.Statek był duży, znacznie większy niż „Piękna Syrena”, ale Sokolnik nie dostrzegł żadnych śladów życia ani na widocznej części pokładu, ani na plaży w głębi.Una przerwała milczenie, jakie zapadło między nimi na kilka długich sekund.— Czy ich wszystkich zmyły fale? — szepnęła.— — Być może — odparł.— Wstrząs musiał być potężny i „Gwiazdy” nic nie ochroniłoby przed falami.Zresztą do tego czasu każdy rozbitek przeniósłby się na brzeg.Woda w zatoce jest niezwykle spokojna i łatwo można wspiąć się po klifie.— Mylisz się, Ptasi Wojowniku — wtrącił się kapitan „Kormorana”.— Tak, łatwo można dotrzeć na brzegi i wspiąć się po skalnej ścianie, ale skąd nie znający tych stron ludzie wiedzieliby, dokąd pójść? Nawet gdyby odnaleźli najbliższą ludzką siedzibę, dzieliłoby ich od niej wielkie pustkowie.Nie mieliby ani ekwipunku, ani prowiantu na taką podróż, zwłaszcza jeśli byli wśród nich ranni.Na ich miejscu nie opuszczałbym wraku i liczył, że odnajdzie nas ktoś, kto po każdym większym sztormie przeprowadza takie poszukiwania jak my.— Dobrze rozumujesz — zgodził się z nim Tarlach.— Albo załoga zginęła do ostatniego, albo rozbitkowie nadal są na „Gwieździe Dionu”.Pani Una i ja zaraz się tam udamy.Ty, kapitanie, pozostaniesz na „Kormoranie” z dwójką swoich ludzi.Pozostali pójdą z nami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •