[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie przerwał emisję - jak gdyby prag­nął nabrać oddechu, a przy okazji osobiście przekonać się, że przeciwnik jeszcze nie wije się u jego stóp.Wtedy Deogracias rozsunął pole ochronne i poraził ją­dro czerwonej chmury opasłą błyskawicą, która przeleciała między nimi jak żmija o sinym podbrzuszu.Emisja pola Dwukolorowego zerwała się, mgła zrzedła natychmiast i wsiąkła w ciemność.Stojąc na trzęsących się nogach Deogracias usłyszał, jak spory kształt runął na płyty.Odetchnął głębiej; poczuł na twarzy lekki zefirek - za ścianą rozbrzmiewała mono­tonnie ta sama od wielu godzin muzyka.Tylko towarzyszą­cych jej ochrypłych okrzyków było jakby - mniej.Ruszył przed siebie; po kilkunastu krokach przystanął.Próbował wyłapać choćby ślad sygnału elementarnego, emitowanego przez porażony mózg intruza, ale daremnie.Pochylił się nad ciałem - nadal nic.Ujął Marxa za rękę.Puls, jeśli bił, to na granicy wyczuwalności.Ciągnąc ciało w kierunku rozlanej kilka metrów dalej na płycie plamy światła Deogracias mimo woli pomyślał o windzie i pozostawionych w niej agentach.Dwukolorowy wydawał się o wiele lżejszy od każdego z nich, ale i tak wleczenie go po szorstkim materiale płyt wymagało spore­go wysiłku.Wreszcie buty Deograciasa znalazły się w plamie światła.Cofnął się i wypuścił z rąk ciało, które opadło bezwładnie, głową w sam środek świetlanej kałuży.Deogracias gapił się pod nogi bez żadnej myśli.Właś­ciwie nie było się czemu dziwić.Może nawet powinien się tego spodziewać.Facet leżący bez ruchu u jego stóp miał twarz Doogana.15Czy to zdarzyło się rzeczywiście? A może śni kolejny zły sen, potworny koszmar, który zaraz po przebudzeniu roz­wieje się, przepadnie, utonie w gąszczu spraw przyniesio­nych przez nowy dzień? Stojąc nad ciałem Deogracias zapragnął z całej duszy, żeby sytuacja ta okazała się noc­nym majakiem, po którym rano nie zostanie śladu.- Wstawaj, Corn - powiedział - nie wygłupiaj się.Dawniej, jeszcze przed hibernacją Deogracias wiele razy przychodził wcześnie rano do kabiny Doogana, nieodmien­nie zastając go w instarze.Siadał w fotelu i przyglądał się śpiącemu.Na jego oczach Doogan budził się - tak byłą niemal zawsze - lecz nie podnosił powiek.Pozorował szczególnie głęboki sen właśnie wtedy, kiedy już wiedział, że znajduje się pod obserwacją.Wytwarzało się między nimi coś w rodzaju zawodów, kto kogo przetrzyma; z reguły Deogracias zniechęcał się szybciej.- Wstawaj, Corn - mówił - przecież to nie ma najmniejszego sensu.Albo:- Nie wygłupiaj się.Corn.Przecież widzę, że nie śpisz.Doogan zdawał się nie słyszeć ani słowa, pogrążony we śnie najgłębszym z możliwych.Ale po kilku sekundach rola przekraczała jego siły: uśmiechał się leciutko i wtedy wia­domo było na pewno, że zaraz zerwie się raptownie i bę­dzie próbował dosięgnąć intruza z instara, wykrzykując jednocześnie:- Ty pało! Nikt cię nie nauczył, że nie wolno budzić człowieka bez powodu? W dodatku w środku nocy! Wiesz, pało, kiedy się położyłem?Czasem dodawał:- Ty masz pomysły!Albo:- A gdybym był z panienką?I zaraz wstawał, mył się, potem coś jedli, gdzieś szli.Więc teraz Deogracias, choć nie poznał własnego głosu, oczekiwał na uśmiech poprzedzający odżywkę typu:- Ale cię nastraszyłem, nie ma co!Albo:- Masz rację, chodźmy stąd, znudziło mi się to leżenie na zimnej płycie.Mijały minuty, a Doogan ciągle nie mógł się zdecydować.Jego upór zaskoczył Deograciasa.Normalnie chyba i próbowałby go budzić, ale teraz, kiedy Doogan wyraźnie nie zdradzał ochoty do zabawy - nie miał odwagi go dotknąć.Zlekceważony, odtrącony odszedł w kierunku legowiska gubiąc po drodze resztki nadziei.Miejsca, gdzie rozścielił miękkie pakuły, oczywiście w ciemności nie odnalazł; kilkakrotnie potykał się o leżące wokół pudła i to przypomniało mu o celu poszukiwań.W końcu zwalił się byle gdzie, nie zważając na niewygodę.Po pewnym czasie - jak długim? - podniósł się i zaczął i ustawiać wokół siebie barykadę z pustych pudeł.Później i znowu legł ma jakichś szpargałach.Pierwsza świadoma myśl, jaka narodziła się w nim od wieków, brzmiała: “Zabiłem go.” Powtórzył ją kilka, razy, zanim dotarło doń jej prawdziwe znaczenie.Chłodna konstatacja faktu uspokoiła go nieco.Zdziwił się: z trzech śmierci, które zadał, tylko ta go obeszła.Zaczynało szarzeć.Zbliżający się świt sprawił, że gwiaz­dy nad głową Deogra ciosa przygasły, wyblakłe światła na­dal paliły się nad zespołami Czerwonego Poziomu, ale głosy i muzyka ucichły.Bez ich towarzystwa Deogracias poczuł się nagle zupełnie opuszczony.“Zabiłem go - pomyślał.- Nie do wiary.”W szarawym powietrzu zaczynały rysować się czarne, kanciaste kształty pudeł.Deogracias odważył się wychylić spoza nich, by spojrzeć na pole nocnych zmagań, ale niczego nie dostrzegł - było jeszcze zbyt ciemno.Wbijając w ciemność oczy odniósł wrażenie, że wokół ciała Doogana czerń jest o wiele bardziej skondensowana.Ustępująca noc czepiała się przedmiotów, zakamarków, myśli.“I tak do nas przyjdziesz - odebrał mocny, bliski syg­nał.- Co się odwlecze, to nie uciecze.”Przerażony miotnął się za barykadę, przywarł do niej tak raptownie, że aż się zakołysała, a kilka pudeł runęło z ha­łasem w dół.“Powinieneś przyjąć propozycję Marxa.Wiesz przecież, że nie masz innego wyjścia.”Nie od razu zwrócił uwagę, że sygnał nie pochodzi od Doogana.Zbrodnię, którą popełnił, popełnił w obecności świadków.“A może to jeszcze do ciebie nie dotarło?”Robak na szpilce.Wiedział, że jest to zwrot na określenie sytuacji bez wyjścia, słyszał go od Doogana.Robak na szpilce.“Przestań się zamartwiać.Pokonałeś go w uczciwej wal­ce.To nie zbrodnia.”“Był moim przyjacielem.”“Już nie.Ostatnio trochę się zmienił.Ty byłeś dla niego jedynie obiektem stanowiącym przedmiot Zadania.Uwa­żaj: przedmiot.”“To wasza zasługa.Poszczuliście go przeciwko mnie, a teraz, kiedy zginął, próbujecie zohydzić go w moich oczach,.Po co? Żeby uratować z Zadania, co się da?”“Zohydzić - nie.Chcemy, żebyś poznał prawdę, to wiele ułatwi.Co do Zadania - zgoda.Przejął je już kto inny.”“Ty?”“Ja.Rozdzielam Zadania, koordynuję, ustalam sposoby, zatwierdzam korekty - ale też niekiedy wykonuję coś oso­biście.Poznajmy się: nazywam się Boskersq.To znaczy tak nazywa się ciało, w którym aktualnie goszczę.Na razie niech ci to wystarczy.”“Nie da się go uratować?”“Marxa? Nie.Śmierć pozostała jednym ze zjawisk, które nadal kpią sobie z naszych usiłowań.Nie chce dać się oswoić.Szanuj śmierć - jest prawdziwa.Jest ideałem egalitarności.”“Zdaje się, że jesteście dość gorliwymi zwolennikami de­mokracji pojmowanej w ten sposób.”“Och, nie wierz video.My z reguły nie zabijamy, dopro­wadzamy was tylko do sytuacji, w której zabijacie się sa­mi.”“Według ciebie to jakaś różnica?”“Podstawowa.O ile się nie mylę, to ty położyłeś Marxa, nie ja.”“Ale ty do tego doprowadziłeś.Zezwoliłeś na to.Pozba­wiłeś mnie wyboru.Zgodziłeś się na tę śmierć, a kto wie, czy jej nie zaplanowałeś.Tak, to nawet prawdopodobne: zleciłeś Dooganowi Zadanie, którego nie był w stanie wy­konać.Wiedziałeś o tym, użyłeś go jako pionka w rozgryw­ce wyższego rzędu - ktoś dostał inne Zadanie, w którym to zlecone Dooganowi stanowiło jedynie fragment [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •