[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Paddington serdecznie podziękował za opiekę, po czym słabo pokiwał im łapą, położył się na plecach i zamknął oczy.– Musi źle się czuć – szepnęła pani Bird.– Nawet nie tknął bulionu.– O rany! – powiedział żałosnym tonem Jonatan, schodząc po schodach za Judytą.– To był najbardziej mój pomysł.Nigdy sobie nie wybaczę, gdyby coś złego mu się stało.– Pomysł był tak samo mój – pocieszyła go Judyta.– Wymyśliliśmy to wszyscy troje razem.W każdym razie – dodała, gdy ktoś zadzwonił do drzwi od frontu – już jest doktor, więc zaraz będziemy wiedzieli.Doktor MacAndrew długo siedział u Paddingtona, a kiedy zszedł na dół, miał bardzo poważną minę.– Co mu się stało, panie doktorze? – spytała niespokojnie pani Brown.– Nie jest ciężko chory, prawda?– Jest, i to jak – odparł doktor MacAndrew.– Chyba sama pani wie.Ten młody niedźwiedź jest naprawdę ciężko chory.Bawił się na śniegu, a wiadomo, że nie jest do tego przyzwyczajony.Dałem mu trochę lekarstwa, żeby jakoś przebrnął przez noc, i rano, jak tylko wstanę, zaraz tu przyjadę.– Ale na pewno wyzdrowieje, prawda, panie doktorze? – zawołała Judyta.Doktor z powagą potrząsnął głową.– Wolałbym w tej sprawie się nie wypowiadać – oświadczył.– Tyle tylko mogę powiedzieć.Po czym pożegnał się i odjechał samochodem.Tego wieczoru cała rodzina w bardzo smutnym nastroju poszła na górę.Gdy wszyscy w swoich sypialniach rozbierali się na noc, pani Bird po cichu przeniosła swoje rzeczy do pokoju Paddingtona, aby czuwać przy nim do rana.Ale nie tylko ona nie mogła spać.Drzwi do pokoju Paddingtona wiele razy cichutko się otwierały i albo państwo Brown, albo Jonatan i Judyta zakradali się do środka, by zobaczyć, jak się Paddington trzyma.Wydawało się wprost nie do uwierzenia, by Paddingtonowi mogło się stać coś złego.Ilekroć jednak popatrzyli na panią Bird, potrząsała tylko głową pochylona nad szyciem tak, że nie widać było jej twarzy.Na drugi dzień wiadomość o chorobie Paddingtona szybko się rozeszła wśród sąsiadów i począwszy od godziny pierwszej napływała nieprzerwana fala gości, dopytujących się o jego zdrowie.Pierwszy zjawił się pan Gruber.– Obawiałem się, że coś musiało się przydarzyć młodemu panu Brownowi, skoro nie pokazał się u mnie o jedenastej rano – powiedział.Był bardzo przygnębiony.– Podgrzewałem jego kakao przeszło godzinę – dodał.Pan Gruber wyszedł, ale niebawem wrócił z kiścią winogron i dużym koszem owoców i kwiatów od innych kupców z ulicy Portobello.– Niestety, o tej porze roku niewiele jest już owoców – powiedział tonem usprawiedliwienia.– Ale zrobiliśmy, co tylko się dało.Przystanął przy drzwiach.– Jestem pewny, że wyzdrowieje – powiedział do pani Brown.– Tyle ludzi na to czeka, że na pewno wróci do zdrowia.Pan Gruber ukłonił się kapeluszem pani Brown, po czym wolnym krokiem poszedł w stronę parku.Jakoś tego dnia nie miał ochoty wracać do sklepu.Nawet pan Curry zastukał do drzwi po południu.Przyniósł jabłko i słoik nóżek cielęcych, bardzo dobrych – jak zapewnił – dla osób obłożnie chorych.Pani Bird zaniosła wszystkie prezenty do pokoju Paddingtona i starannie ułożyła je koło łóżka na wypadek, gdyby się obudził i chciał coś przekąsić.Doktor MacAndrew przychodził wiele razy w ciągu najbliższych dwóch dni, ale mimo wszystkich jego wysiłków stan zdrowia Paddingtona nie uległ poprawie.– Musimy uzbroić się w cierpliwość – tylko tyle powiedział.W trzy dni później, w czasie śniadania, drzwi do jadalni gwałtownie się otwarły i wpadła pani Bird.– Och, chodźcie państwo prędko! – zawołała.– Paddington!Wszyscy zerwali się od stołu i utkwili wzrok w pani Bird.– Ale.ale nie pogorszyło mu się? – spytała pani Brown wyrażając myśl, która wszystkich zaniepokoiła.– Bynajmniej, Bogu dzięki – odparła pani Bird wachlując się poranną gazetą.– Właśnie to chciałam państwu powiedzieć.Znacznie mu się poprawiło.Siedzi na łóżku i prosi o kanapkę z marmoladą!– Kanapkę z marmoladą! – zawołała pani Brown.– Och, chwała Bogu! – Nie bardzo wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać.– Nigdy bym nie przypuszczała, że jak usłyszę słowo „marmolada”, będę tak szczęśliwa.– Nie zdążyła skończyć, gdy dało się słyszeć głośne brzęczenie dzwonka, który pan Brown zainstalował przy łóżku Paddingtona na wypadek, gdyby potrzebował nagłej pomocy.– O Boże! – zawołała pani Bird.– Miejmy nadzieję, że nie wyrwałam się za wcześnie z dobrą nowiną.Wybiegła z pokoju.Wszyscy podążyli za nią na górę, do pokoju Paddingtona.Gdy weszli, leżał na plecach z podniesionymi do góry łapami i wpatrywał się w sufit.– Paddington! – zawołała pani Brown.Dech jej zaparło w piersi.– Paddington, czy dobrze się czujesz?Wszyscy niecierpliwie czekali na odpowiedź.– Zdaje się, że miałem lekki nawrót gorączki – słabym głosem odparł Paddington.– Myślę, że lepiej będzie, jak zjem dwie kanapki z marmoladą.Aby skutek był pewniejszy.Wszyscy odetchnęli z ulgą i wymienili spojrzenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •