[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale co zrobisz, jeśli ona będzie chciała, żebyś jej dotknął, a ty będziesz miał złamaną rękę?Howie zatrzymał się i spojrzał na Fletchera.Ból nagle stał się nie do zniesienia.Kątem oka widział, że kora drzewa zabarwiła się szkarłatem.Poczuł, że zbiera mu się na wymioty.- Ona.nie chce.żebym jej dotykał - powiedział cicho.- Nie.wpuściła mnie.do domu.Ręka zwisła mu bezwładnie u boku.Czuł, że sączy się z niej krew, ale nie byłby w stanie na nią spojrzeć.Pot, spływający z jego twarzy, nagle stężał w kłującą, lodowatą pokrywę.Stawy miękły mu jak woda.Niepewnie stojąc na nogach, usunął pulsującą bólem rękę sprzed oczu Fletchera (ciemnych, jak jego własne; nawet to Ślepe oko było ciemne) i wyciągnął ją w kierunku słońca.Przez liście przedarł się jakiś promień i padł mu na twarz.- To.nie jest sen - powiedział cicho.Można to udowodnić w łatwiejszy sposób - usłyszał Howie poprzez skowyt, który wypełniał mu mózg.- Za.zaraz.zwymiotuję - powiedział.- Nienawidzę widoku.Nie słyszę cię, synu.- Nie znoszę widoku.mojej.Krwi? - zapytał Fletcher.Howie skinął głową.To był błąd.Rozluźniony z wiązadeł mózg obrócił się w jego czaszce.Język zyskał zdolność widzenia, uszy poczuły smak wosku, oczy - mokry dotyk powiek, gdy się zamykały.Koniec ze mną, pomyślał i upadł na ziemię.Tak długo czekałem w głębi skały, synu, zęby zobaczyć światło.A teraz.kiedy już tu Jestem, nie będę mógł nim się cieszyć.Ani tobą.Nie mam czasu, by się tobą nacieszyć, tak jak ojcowie radują się, widząc swoich synów.Howie jęknął.Świat był tuż obok.Wystarczy, by otworzył oczy, a świat już będzie na niego czekał.Ale Fletcher powiedział, żeby nie robił niczego na siłę.Mam cię - powiedział Fletcher.To była prawda.Howie czuł, że opasują go ojcowskie ramiona, tulą go.Czuł, że są ogromne.Albo może to Howie się skurczył; znów był malutkim dzieckiem.Nigdy nie planowałem ojcostwa - mówił Fletcher.- W znacznym stopniu narzuciły mi je okoliczności.Widzisz, dżaff postanowił spłodzić kilkoro dzieci, żeby mieć agentów z krwi i kości.Musiałem zrobić to samo.- Jo-Beth? - zaszemrał Howie.Tak?- Czy ona jest jego czy twoja?Jego, oczywiście jego.- Więc my.nie jesteśmy rodzeństwem?Oczywiście, że nie.Ona i jej brat pochodzą od niego, a ty ode mnie.Dlatego musisz mi pomóc, Howie.Jestem od niego słabszy.Jestem marzycielem.Zawsze nim byłem.Marzyciel - narkoman.On już działa, wytwarza te swoje przeklęte terata.- Swoje co?Swoje stwory.Swoje wojsko.To właśnie wydobył z komika, a ono wyniosło go na powierzchnię ziemi, A ja? Nie mam niczego.W umierających nie ma zbyt wiele fantazji.Jest tylko strach.On uwielbia strach.- Kim on Jest?Dżaff? Moim wrogiem.- A ty?Jego wrogiem.- To żadna odpowiedź.Potrzebuję czegoś więcej.To by zabrało zbyt wiele czasu.My nie mamy czasu, Howie.- Mamy tylko kości.Howie poczuł, że Fletcher się uśmiecha.Och, kości.mogę ci je dać - powiedział jego ojciec.- Kości ptaków.Ości ryb.Rzeczy pogrzebane w ziemi, jak wspomnienia.Aż do praprzyczyny.- Czy ja zgłupiałem, czy ty mówisz głupstwa?Tyle mam ci do powiedzenia, a tak mało czasu.Może najlepiej będzie, gdy ci to pokażę.Howie wyczuł w jego głosie napięcie i niepokój.- Co chcesz zrobić?Otworzę przed tobą swój umyśl, synu.- Boisz się.To będzie trochę szalone.Ale nie mam innej drogi.- Wolałbym nie.Za późno - powiedział Fletcher.Howie poczuł, jak obejmujące go ramiona rozluźniają uchwyt; czuł, że wypada z ojcowskich objęć.To był z pewnością pierwszy z koszmarów: spadanie.Ale świat myśli był z grawitacją na bakier.Uwolniony z ramion ojca widział, że jego twarz nie oddala się już od niego, ale zbliża, ogromnieje - aż Howie wpadł do jej wnętrza.Nie było już słów, które ograniczają myśli; były tylko myśli, mnóstwo myśli.Zbyt wiele, by je zrozumieć; Howie z trudem ratował się przed zatonięciem.Nie walcz - usłyszał polecenie ojca.- Nawet nie próbuj pływać.Poddaj się.Zanurz się we mnie.Bądź we mnie.- Wtedy nie będę już sobą - odparł.- Jeśli się utopię, to nie będę ja, to będziesz ty.Nie chcę być tobą.Zaryzykuj.Nie masz innego wyjścia.- Nie chcę! Nie będę! Muszę.panować nad sytuacją.Zaczął walczyć z otaczającym go żywiołem.Jednak w głąb jego umysłu przenikały jakieś idee i obrazy.Myśli zaszczepione w jego umyśle przez inny umysł, przekraczały jego obecną zdolność pojmowania.Między tym światem, zwanym Kosmosem a także Gliniana Kulą jak również Helter Incendo - między tym światem a metakosmosem.zwanym także Alibi lub tez Exordium ( Wstępem) czy Samotnia rozciąga się morze zwane Quiddity.W umyśle Howie'ego pojawił się obraz tego morza - znajomy widok pośród całego tego zamętu.Howie unosił się już na jego wodach podczas krótkiego snu.który dzielił z Jo-Beth.Niosła ich łagodna fala; ich włosy splątały się.ciała leciutko ocierały o siebie.Znajomy obraz ukoił jego lęk.Teraz uważniej słuchał słów Fletchera.i jest wyspa na tym morzu."Dojrzał ją, choć była tak odległa.Zwie się Efemerydą.Piękne słowo i piękne miejsce.Szczyty gór giną w obłokach, ale dolne partie zboczy były oświetlone - nie słońcem, lecz światłem ducha.Chcę tam być, pomyślał Howie.Chcę tam być razem z Jo-Beth.Zapomnij o niej.Powiedz mi, co tam jest? Co jest na Efemerydzie?Wielkie Tajemne Widowisko - odpowiedziały myśli jego ojca - które oglądamy trzykrotnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •