[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Katherine Mueller, Maria Lopez, Carmen Chavez i Imogene Philbertson cierpiały na zupełnie inne choroby niż pani, tego możemy być pewni.- Dzięki Bogu - westchnęła i przeżegnała się wskazującym palcem prawej ręki.- Niech ich dusze spoczywają w pokoju.- Niepokoi mnie to, że na ortopedii leżał pacjent o nazwisku Carpenter.Ostatniej nocy zapadł na chorobę bardzo podobną do tej, na którą pani cierpi.Czy to nazwisko mówi pani coś? Miała pani z nim jakiś kontakt?- Nie.Pracuję w zaopatrzeniu szpitala.- Wiem.Podobnie jak pozostałe wspomniane przeze mnie kobiety.W każdym przypadku jeden z pacjentów chorował na tę samą chorobę, którą zaraziła się któraś z pani koleżanek.Musi więc istnieć jakieś powiązanie i mam nadzieję, że pani pomoże mi je odnaleźć.Gloria wyglądała na zakłopotaną.Zwróciła się do dziecka po imieniu.Juan zaczął w odpowiedzi mówić bardzo szybko po hiszpańsku.Jack domyślił się, że chłopak tłumaczy dla niej, widocznie nie wszystko zrozumiała.Gloria wielokrotnie kiwała głową na potwierdzenie i powtarzała „si”.Ale kiedy Juan skończył, spojrzała na Jacka, pokręciła głową i powiedziała, że nie.- Żadnych powiązań.Nie widujemy pacjentów.- Nigdy pani nie wchodziła do pokoju pacjenta?- Nie.Umysł Jacka intensywnie pracował.Zastanawiał się, o co jeszcze zapytać.- Czy zeszłego wieczoru wydarzyło się w pracy coś niezwykłego?Gloria wzruszyła ramionami i znowu zaprzeczyła.- Pamięta pani, co robiła? Proszę opowiedzieć, jak mijała zmiana.Gloria zaczęła mówić, ale wysiłek, jaki w to wkładała, wywołał gwałtowny atak kaszlu.Jack zamierzał poklepać ją po plecach, ale uniosła rękę, dając znak, że nie trzeba.Juan przyniósł jej szklankę wody, którą łapczywie wypiła.Zaczęła opowiadać, starając się niczego nie pominąć.Jack słuchał jej uważnie, zastanawiając się, w jaki sposób mogła zetknąć się z wirusem.Nie widział takiej możliwości.Upierała się przy twierdzeniu, że do końca zmiany nie opuszczała magazynów.Doszedł do wniosku, że żadnej ważnej informacji już od niej nie uzyska, i zapytał, czy będzie mógł się z nią skontaktować, jeśli jeszcze coś mu się przypomni.Zgodziła się.Jack zaczął ją namawiać, by zawiadomiła doktor Zimmerman o swojej chorobie.- A co ona może zrobić? - zapytała Gloria.- Może zechce zaaplikować pani jakieś szczególne lekarstwo.Pani i pozostałym członkom rodziny.Wiedział, że rymantadyna nie tylko zapobiega zarażeniu się grypą, ale jeśli podana zostanie dostatecznie wcześnie, znacznie złagodzi przebieg choroby i czas jej trwania.Problem polegał tylko na tym, że lek nie był tani, a AmeriCare nie lubiła wydawać pieniędzy na opiekę nad pacjentami, jeśli nie była do tego zmuszona.Jack wyszedł z mieszkania pani Hernandez, zszedł na dół i skierował się w stronę Broadwayu, gdzie zamierzał złapać taksówkę.Czuł się teraz nie tylko poruszony kolejną próbą zamachu na jego życie, ale także zniechęcony do wszystkiego.Wizyta u Glorii nie wniosła niczego nowego, jedynie naraziła go na kontakt z chorobą, która jego zdaniem mogła zabić Carpentera.Jedynym pocieszeniem było to, że zażył rymantadynę.Z drugiej strony, miał niestety świadomość, że nawet ten lek nie daje stuprocentowej pewności, szczególnie w wypadku nadzwyczajnie złośliwego wirusa.Kiedy znowu wszedł do budynku medycyny sądowej, było późne popołudnie.Gdy przechodził obok pokoju lekarskiego, zastanowiło go to, co zobaczył po przeciwnej stronie korytarza, w małym pokoju przeznaczonym dla rodzin identyfikujących zwłoki.Siedział tam David.Nie znał jego nazwiska, ale to był ten sam David, który odwoził Jacka i Spita do domu po pamiętnym wieczorze w Central Park.David także zauważył Jacka, ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy.Jack wyczuł złość i pogardę.Powstrzymując chęć wejścia do pokoju, Jack natychmiast skierował się do kostnicy.Uderzając głośno obcasami w cementową posadzkę, przeszedł obok lodówek, zastanawiając się, jakie odkrycie go czeka.W hallu stał jeden wózek ze świeżo przywiezionym ciałem.Był dokładnie oświetlony ostrym światłem padającym z zawieszonej nad głową ofiary lampy.Prześcieradło przykrywało całą postać z wyjątkiem twarzy.Przygotowano je w ten sposób do zdjęcia, na którego podstawie rodzina mogła później dokonać identyfikacji.Fotografia wydawała się bardziej ludzkim sposobem niż prezentowanie pogrążonej w smutku rodzinie często okaleczonego ciała.Jack poczuł w gardle ucisk, kiedy spoglądał na spokojną twarz Slama.Oczy miał zamknięte i naprawdę zdawało się, że śpi.Młodszy po śmierci niż za życia, takie sprawiał wrażenie.Wyglądał na czternastolatka.Jack, kompletnie załamany, wsiadł do windy i pojechał do siebie.Z ulgą zobaczył, że Cheta nie ma w pokoju.Trzasnął drzwiami, usiadł za biurkiem i złapał się za głowę.Czuł, że się rozpłacze, nie pojawiła się jednak ani jedna łza.Wiedział, że przyczynił się osobiście do jeszcze jednej śmierci młodego człowieka.Zanim zdołał pogrążyć się w bolesnym poczuciu winy, rozległo się pukanie do drzwi.W pierwszej chwili zignorował je z nadzieją, że ten ktoś odejdzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •