[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dwustu osiemdziesięciu jeden zabitych szermierzy.Jeden człowiek zginął na tym pokładzie.Nazywasz to oszustwem?- To akurat prawda - przyznał Honakura.- Ale mimo wszyst­ko oni oszukują.Jestem tego pewien.Dlaczego czarnoksiężnik zaproponował, że rzuci czar pomyślności na towar, skoro wie­dział, że i tak dostaniemy za niego bardzo korzystną cenę? Dla­czego kapitanowi pokazano ptaka wyfruwającego z garnka? Oni zwyczajnie się popisują jak mali chłopcy.Wcale nie są tacy po­tężni, za jakich chcą uchodzić!Kapłan już wcześniej zwrócił uwagę na tę słabostkę wro­gów.Jednak czarnoksiężnicy posiedli również groźne moce, których obecności w epoce żelaza Wallie nie potrafił sobie wy­tłumaczyć.- Co zamierzasz z nimi zrobić? - spytał Honakura.- Odpowiedź nadal brzmi: nic.W każdym mieście powtarza się ta sama historia.Pojawiają się czarnoksiężnicy, szermierze ich atakują i giną! Wszystko zaczęło się piętnaście lat temu w Wal i sytuacja powtarza się co kilka lat.Podejrzewam, że magowie wkrótce przekroczą Rzekę.Ale czy to ma znaczenie? Szermierze nie dowiedzieli się niczego przez piętnaście lat.Niczego! Spróbu­ją odzyskać miasta tradycyjnymi sposobami, przez które zginęli.Nie chcę mieć z tym nic wspólnego.Stary kapłan zrobił znak Bogini.-A edykt bogów?!- Najwyższej nie podobają się ołtarze Boga Ognia w Jej świą­tyniach? Jakie to ma znaczenie? Nawet kapłani zbytnio się nimi nie przejmują! Przez tysiące lat szermierze tłukli czarnoksiężni­ków jak pluskwy.Teraz wrogowie są górą, a Bogini zaczyna zsy­łać cuda.- Bluźnierstwo! - wybuchnął Honakura.Wallie zaczynał tracić cierpliwość.Poczucie klęski i frustracja w końcu zwyciężyły.- Niech będzie bluźnierstwo! Wrzućcie mnie do Rzeki, oskarż­cie przed Brotą.Nie wiem, co się wydarzyło piętnaście lat temu.Czarnoksiężnicy wynaleźli lepsze pioruny czy może po prostu mieli dość pogromów z rąk szermierzy? Ludziom jest wszystko jedno.Równie źle pod rządami czarnoksiężników jak kiedyś pod rządami szermierzy.Z pewnością nie chcą, żeby na ich ulicach to­czono bitwy, zabijano cywili, palono domy.Widziałem w Gi, co potrafi zdziałać ogień.Nie.Nic nie zrobię.Wallie wrócił do obserwowania widoku za oknem.Nnanji miał niedowierzającą minę.Był wyraźnie zaniepokojony.- A zjazd, panie bracie?- Myślę, że czarnoksiężnicy poradzą sobie z całą armią szer­mierzy tak samo jak z garnizonami.Będzie wielkie nieszczęście.Istniała jeszcze jedna tajemnica.Wywiadowcy z Szafira nie usłyszeli podczas swoich wypadów ani słowa na temat lorda Shonsu.Dowiedzieli się jedynie, że Siódmy był kiedyś kasztela­nem zamku w Casr.Nie zdobyli żadnych informacji o rzeziach późniejszych niż ta, do której doszło po zdobyciu Ov.Nie wiado­mo było, dlaczego Shonsu opuścił Casr i ruszył w pielgrzymkę do Hann, ścigany przez demony.- Pamiętacie zagadkę? - odezwał się Wallie.- “Na koniec zwrócisz miecz".Złożę go w świątyni w Casr, a potem niech so­bie o niego walczą.Kupię niebieską przepaskę biodrową i zo­stanę szczurem wodnym.Potrzeba wam silnych rąk na statku, kapitanie?- Kłamiesz, Shonsu - stwierdził Tomiyano pogodnie.- Przy­sięgniesz, że nie?- Powiedz mi, jak walczyć z czarnoksiężnikami - burknął Siódmy i odwrócił się do okna.- Urzędnik portowy!Spuszczono trap.Weszła po nim stara, siwowłosa i pulchna kobieta w brązowej wełnianej szacie Trzeciej.Miała różowe po­liczki i przyjazny uśmiech.U jej pasa zwisała przytroczona du­ża sakiewka.Wallie aż syknął na widok dwóch czarnoksiężników, Trzeciego i Drugiego, którzy szli za urzędniczką.Obaj stanęli na pokładzie niczym groźne posągi.Dłonie mieli schowane w rękawach, twa­rze ukryte pod kapturami.- Ooo! - szepnął Nnanji.- Jeśli przeszukają statek.Wallie wyciągnął nóż z buta.- Ja biorę Trzecią - powiedział Tomiyano; pamiętał, że sutry zabraniają szermierzom walczyć z kobietami.- Shonsu brązowe­go, Nnanji żółtego.Oligarro występował jako kapitan.Brota stała obok niego.Część załogi kręciła się po pokładzie, czujnie obserwując intruzów.Urzędniczka zasalutowała.- W imieniu króla i czarodzieja witam w Ov, kapitanie.Ilu szermierzy masz na pokładzie?W tym momencie Brota wysunęła się przed Oligarro, pozdro­wiła niższą rangą i przyjęła salut.- Ja, Druga i Pierwszy.- To wszyscy? - zapytał jeden z czarnoksiężników, chyba Trzeci.- Żadnych wolnych? Przysięgniesz na statek, kapitanie?- Oczywiście - powiedział Oligarro.- Pani, ty również przysięgniesz, że na pokładzie nie ma wol­nych szermierzy?- Oczywiście - odparła Brota.Czarnoksiężnicy odwrócili się i ruszyli w dół po trapie.- To coś nowego, prawda? - zauważyła Piąta.Urzędniczka skinęła głową.- Zaczęło się dzisiaj.- Wzruszyła ramionami.- Coś gryzie zakapturzonych, ale nie wiem co.Wallie wiedział.Poczuł ulgę na widok zdziwionej miny Broty.Żaden urzędnik portowy nie mówił takich rzeczy.- Cóż, przejdźmy do interesów - powiedziała handlarka.- Ile?- Pięć.Oligarro zmarszczył brwi.- Myślałem, że opłata wynosi dwa.- Może tak, a może nie.Zapłacicie pięć i kto się o tym dowie?Kobieta uśmiechnęła się i potrząsnęła skórzaną sakiewką.Oli­garro próbował się spierać, ale w końcu zapłacił.Miła starsza pani wzięła pieniądze, pożegnała się uprzejmie i podreptała na brzeg.Piąta wykonała wulgarny gest za jej pleca­mi i ruszyła do nadbudówki, żeby wyegzekwować pieniądze od lorda Shonsu.Wallie dostrzegł przez okno Katanjiego idącego do miasta.W stroju niewolnika Pierwszy zupełnie nie rzucał się w oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •