[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Próżnia natychmiastzassała gładką powierzchnię urządzenia.Wiatr ustał.- Dobra robota! - krzyknął Obi-Wan, biegnąc w stronękonsoli pilota.Kapitan i jego zastępca siedzieli przypięci pasami doswoich foteli.Zapadli w śpiączkę z braku powietrza.Jesz- cze chwila i udusiliby się.%7ładen z nich nie odzyskał przyto-mności.W pokoju było gorąco.Ogień pirackich miotaczyprzeszedł przez cały terminal nawigacyjny.Większość me-talowych części uległa stopieniu.Jednak ze względu nabrak powietrza pożar się nie rozprzestrzenił.Obi-Wan położył nieprzytomnego kapitana na podłodze.Przyjrzał się panelowi sterowania.Było tam mnóstwoprzycisków i światełek, ale nie miał pojęcia, do czego służą.Przez moment stał oszołomiony, nie wiedząc, co robić.Wyjrzał przez luk widokowy.Monument był otoczony przez statki Togorian.Ciężkikrążownik przerobiony na statek wojenny, zbliżał się nie-bezpiecznie i można było się obawiać, że staranuje ich samąswoją masą.Czerwone światełko na konsoli mrugnęło jakby porozu-miewawczo.Obi-Wan uświadomił sobie, że protonowetorpedy statku, standardowe uzbrojenie statków podró-żujących przez niebezpieczne sektory galaktyki - są gotowedo odpalenia.Komputer celowniczy był wprawdzieuszkodzony, ale tu, na mostku, Obi-Wan miał do dyspozycjicałą broń, jaka znajdowała się na pokładzie, a cel widaćbyło gołym okiem.Serce waliło mu jak młotem.Był przerażony i miał tylkonadzieję, że Oui-Gon nie pomylił się, licząc na to, że piraci niebędą strzelać, kiedy ich ludzie znajdą się na pokładzieMonumentu.- Co teraz zrobisz, Obi-Wanie? - zapytał zaciekawiony SiTreemba. - Wyślę Togorianom wiadomość, że jeszcze żyjemy! -odrzekł chłopak, odpalajqc protonowe torpedy.Nagle ogień miotacza rozświetlił zadymiony korytarz,oślepiając zupełnie Qui-Gona.Rycerz zdążył jednak usko-czyć i uniknąć ognia.Ciała martwych Togorian zaścielały podłogę, a żywiprzeskakiwali nad nimi w dzikim pędzie.Ich wrzask odbijałsię od ścian zwielokrotnionym echem.Oui-Gon znalazł chwilowe schronienie za stosem trupów.Marzył o odsieczy.Górnicy Korporacji Pozaplanetarnejwalczyli jednak w innej części statku.- A gdzie twoi Arconianie? - szepnął cicho do Clat Hy.- Nie pomogą nam?- Oni nigdy nie walczą - odrzekła równie bezgłośnie.- Prawdopodobnie siedzą teraz w swoich kabinach iczekają, aż wszystko się skończy.Co z ludzmi Jemby? Nie mogłabyś poprosić ich o po-moc?Nie przyjdą - potrząsnęła głową.- Obawiam się, żezostaliśmy sami, Qui-Gonie.Przez korytarz przedzierał się w ich stronę, rozgarniającdym, herszt piratów.Był ogromny, niemal dwukrotniewiększy od człowieka.Jego czarna zbroja, wyszczerbiona ipocięta w wielu miejscach, zdradzała ślady licznych walk.Togorianin nosił na szyi łańcuch z ludzką czaszką.Jegosierść była czarna jak noc, a w zielonych oczkach czaiło sięzło.W jednej ręce miał wielki wibrotopór, w drugiej - tarczę siłową.Jego spiczaste uszy wysuwały się do przodu jakdwie echosondy.Wyglądało to tak, jakby Togorianin ciąglemusiał je gonić.- Spotkałeś własną śmierć, Jedi! - krzyknął złowiesz-czo.- Polowałem już nieraz na takich jak ty.Dziś jeszczebędę obgryzał twoje kości!Oui-Gon zauważył w tej chwili, że piraci, którzypodążali za swoim ciemnym hersztem, zaczynają się wy-cofywać.Po chwili zrozumiał jednak, że najprawdopodob-niej próbowali go okrążyć.Clat Ha rzuciła się naprzód i dała ognia z blastera.Piratbez trudu osłonił się tarczą siłową i podniósł swójśmiercionośny wibrotopór.Nawet lekkie dotknięcie tej broniskracało człowieka o głowę.Oui-Gon jednym płynnym ru-chem wzniósł w górę świetlny miecz i zasłaniając sobąClat Hę, stanął naprzeciwko Togorianina.- Nie wątpię, że zabiłeś już wielu ludzi - powiedziałcicho - ale nie dostaniesz dzisiaj nawet najmniejszej ko-steczki.Zaatakował.Pirat krzyknął i uruchomił swój wibrotopór.Oślepiający błysk rozświetlił przestrzeń w chwili, gdyprotonowe torpedy uderzyły w statek Togorian.Obi-Wanosłonił oczy przed porażającym światłem.Si Treemba wydałgłośny okrzyk.Połowa pirackiego statku rozpadła się nakawałki.Drugi pocisk, wystrzelony tuż po tamtym, trafiłprosto w skład amunicji.Odłamki metalu waliły jak grad wosłonę Monumentu.Ale większe kawałki uderzyły w drugistatek Togorian. Obi-Wan nie czekał, aż tamci się pozbierają.Szybkonacisnął przycisk uruchamiający kolejne torpedy.Konsolanawigacyjna nie działała, musiał więc przejść na ręcznesterowanie.Mocno pociqgnął dzwignię napędu.Rozległsię niepokojqcy odgłos rozdzieranego metalu.Czyżbywłaśnie zniszczył urządzenie? Szybko zerknął na monitory iodkrył zródło tego dzwięku: dwa togoriańskie krążownikiutknęły w przedziałach dokowych.W chwili gdy Monu-ment ożył i oderwał się od pirackich statków, uszczelnieniapuściły.Całe powietrze z przedziałów dokowych uciekło wprzestrzeń.Oui-Gon właśnie w tej chwili natknął się na piracki od-dział.Obi-Wan zacisnął zęby, majqc gorącą nadzieję, że natogoriańskich krążownikach nie było w tym momencienikogo prócz samych piratów.Z tyłu za nimi piracki okrętwojenny bluznął ogniem.Oui-Gon czuł, jak ugina się podłoga pod nogamiTogorianina.Był dwa razy większy od człowieka, a ważyłpewnie ze cztery razy tyle.Nawet w normalnych okolicznościach Jedi nie mógłbyzrobić nic więcej, jak tylko starać się podciąć nogi kolosowi,zarazem unikając jego ciosów.Togorianin w ostatniej chwili zdążył uruchomić swój wi-brotopór.Ostrze wbiło się głęboko w prawe ramię Oui-Gona, powalając go na podłogę.Rycerz dyszał z bólu.Straszliwa rana paliła go żywymogniem.Próbował podnieść rękę, ale nie był w stanie.Zzapleców pirata dobiegł go zgrzyt metalu.Uszczelnienia w ładowni puściły.Zerwał się gwałtowny wiatr ipowietrze zaczęło uciekać ze statku.Oui-Gon widział kropleswojej własnej krwi, unoszone prądem powietrza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •