[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fakt, że moi ludzie wyszli z tego z życiem, czyni wysoce nieprawdopodobnym przypuszczenie, że władca Odprysku był w pobliżu.Mam rację, przyboczna? Zastanów się.Odprysk wisi tuż na południe od miasta.Jego władca zawarł przymierze z rządzącymi Darudżystanem, a jego pierwszym pociągnięciem była eksterminacja miejscowej Gildii Skrytobójców.Dlaczego? Dlatego, że nie chciał, by ludzie tacy jak my zaoferowali gildii kontrakt.Jak dotąd jego plan okazał się skuteczny.Lorn zastanawiała się przez chwilę.– Jeśli nie udało się wam skontaktować z gildią, to dlaczego sami nie zlikwidujecie kogo trzeba? Wasz kapral Kalam był jednym z najlepszych ludzi Szponu, nim.odszedł.Czemu nie załatwicie tych, którzy rządzą miastem?Sierżant skrzyżował ramiona na piersi i oparł się o ścianę obok drzwi.– Rozważaliśmy już tę możliwość, przyboczna.Wyprzedzamy cię o krok.W tej chwili jeden z moich ludzi omawia sprawę wynajęcia nas jako prywatnych strażników na szlachecką fetę, która odbędzie się wieczorem.Mają na niej być wszyscy, którzy się liczą, rajcy, wielcy magowie i tak dalej.Moim sabotażystom zostało tyle materiałów wybuchowych, że możemy urządzić im zabawę, którą temu miastu trudno będzie zapomnieć.Lorn usiłowała stłumić narastające poczucie frustracji.Choć zamierzała przejąć tu dowództwo, wyglądało na to, że Sójeczka jak dotąd radzi sobie świetnie.Nie sądziła, by mogła zrobić coś lepiej, choć nadal powątpiewała w opowieść o Tiste Andii.– Po co, u licha, szlachecki majątek miałby wynająć jako strażników bandę nieznajomych? – zapytała po chwili.– Och, będą tam też żołnierze z miejskiego garnizonu.Ale żaden z nich nie jest Barghastem.– Sójeczka uśmiechnął się cynicznie.– To ekscytujące, przyboczna.Szlachetnie urodzeni ślinią się na samą myśl, że wielki, wytatuowany barbarzyńca będzie spoglądał na nich spode łba.Prawda, jakie podniecające? – Wzruszył ramionami.– Jest w tym pewne ryzyko, ale warto je podjąć.Chyba że masz lepszy plan, przyboczna?Słyszała nutę wyzwania w jego głosie.Gdyby się zastanowiła, już dawno zdałaby sobie sprawę, że tego człowieka nie zastraszy jej tytuł i władza.Stał kiedyś u boku Dassema Ultora, omawiając plany taktyczne z mieczem imperium w samym środku bitwy.Wyglądało też na to, że nie złamała go degradacja do stopnia sierżanta.Wywnioskowała to ze sławy, jaka otaczała Podpalaczy Mostów w Pale.Nie zawaha się podważyć wszystkich jej rozkazów, jeśli tylko znajdzie do tego powód.– Twój plan wygląda dobrze – przyznała.– Powiedz mi, jak się nazywa ta rezydencja.– Należy do jakiejś kobiety zwanej panią Simtal.Nie znam jej rodowego nazwiska, ale wszyscy tu o niej słyszeli.Podobno to niezła sztuka i ma spore wpływy w Radzie.– Bardzo dobrze – stwierdziła Lorn, poprawiając płaszcz.– Wrócę za dwie godziny, sierżancie.Muszę załatwić pewne sprawy.Pamiętaj, żebyś wszystko przygotował.Jeśli nie uda się wam dostać na tę fetę jako strażnikom, trzeba będzie wykombinować jakiś inny sposób.Ruszyła ku drzwiom.– Przyboczna?Odwróciła się.Sójeczka podszedł do przeciwległej ściany i odsunął na bok wystrzępioną draperię.– Ten tunel prowadzi do drugiego domu.Można stamtąd przejść do Dzielnicy Daru.– Nie będzie mi potrzebny – odparła Lorn, poirytowana jego protekcjonalnym tonem.Gdy tylko opuściła izbę, z tunelu wylazł Szybki Ben.– Do licha, sierżancie – mruknął.– Mało brakowało, a wypuściłbyś ją prosto na mnie!– Nie ma obaw – uspokoił go Sójeczka.– Teraz to już na pewno nie skorzysta z tego tunelu.Masz jakieś wieści od Kalama?Szybki Ben zaczął spacerować po pokoiku.– Jeszcze nie.Ale wkrótce zabraknie mu cierpliwości.– Zwrócił się w stronę sierżanta.– I co? Myślisz, że dała się nabrać?– Nabrać? – Sójeczka parsknął śmiechem.– Zgłupiała do cna.– Paran mówił, że będzie się chciała czegoś pozbyć – ciągnął czarodziej.– Czy już to zrobiła?– Jeszcze nie.– Sytuacja jest niepewna, sierżancie.Cholernie niepewna.Otworzyły się drugie drzwi i do izby wszedł Biegunek, odsłaniając swe spiłowane zęby w czymś pośrednim między uśmiechem a grymasem.– Udało się? – zapytał Sójeczka.Barghast skinął głową.Popołudnie przechodziło już w wieczór.Crokus i Apsalar nadal przebywali na tarasie wieży.Od czasu do czasu spoglądali w dół, na świętujących.Tłumy ogarnął lekki szał, jakby tańczący znaleźli się na krawędzi desperacji.Choć okazja była radosna, na wszystko padał cień Imperium Malazańskiego.Odprysk Księżyca wisiał tuż na południe od miasta i nikt nie mógł wątpić, że Darudżystan znalazł się między dwiema potęgami.– Z jakiegoś powodu miasto wydaje się stąd mniejsze – mruknął Crokus, spoglądając na tłumy, które wypełniały ulice niczym spieniona rzeka.– Prawie pozbawione znaczenia.– Dla mnie jest ogromne – sprzeciwiła się Apsalar.– To jedno z największych miast, jakie widziałam.Chyba dorównuje rozmiarami Uncie.Spojrzał na nią zdziwiony.Ostatnio wygadywała niezwykłe rzeczy, które nie pasowały do córki rybaka z małej, nadmorskiej wioski.– Uncie? To stolica imperium, prawda?Zmarszczyła brwi, co ją postarzało.– Tak.Ale ja nigdy tam nie byłam.– To skąd możesz wiedzieć, czy to duże miasto?– Nie jestem pewna, Crokus.Coll mówił, że to opętanie.Walczyły w niej ze sobą dwa zestawy wspomnień i ich walka przybierała na zażartości.Zadał sobie pytanie, czy Mammot już wrócił.Przez chwilę omal nie pożałował, że uciekli od Meese i Irilty.Potem jednak jego myśli zwróciły się ku przyszłości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •