[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie znosił psów.Anna zachichotała drwiąco i rozpostarła ramiona na odarciu kanapy.- Czy wobec teko wszystkie zwierzęta w Galen są ludzmi?- Wiele.Ale mówić umieli tylko Kulfon i Pańcia.Ojciec specjalnie tak zrobił.Pamiętaj, że psy mogą bywać w miejscach niedostępnych dla ludzi i robić to,czego ludzie nie robią.Właśnie dlatego, kiedy zjawiłeś się w Galen, Kulfonzamieszkał w domu Gąseczki Fletcher.Normalnie oboje, on i Pańcia,mieszkali tu ze mną.Przyznaj się, nie wiedziałeś nawet, że Kulfon wasszpieguje.Przypomniały mi się wszystkie jego poranne wejścia do pokoju, spanie znami w nocy na jednym łóżku.Patrzył nawet, jak się kochaliśmy.- Wszystkie bullteriery w mieście to ludzie.Ojciec twierdził, że byćbullterierem to jeszcze najmniejsza hańba, bo one są takie komiczne, i żejeżeli już coś musi się koło nas pętać, niech to coś przynajmniej interesującowygląda.Przejechałem dłonią po czole.Byłem zdumiony spokojnym tonem Anny.Chciałem nawet coś powiedzieć i wiedziałem co, ale nie było jak.Kawa wpewnym stopniu przywróciła mi głos.- No dobrze, ale skoro mu się nie podobali, to dlaczego ich po prostu niestarł gumką? Dlaczego ich nie wykończył za pomocą zwykłej gumki doatramentu? O mój Boże, sam już nie wiem, co mówię.Dlaczego, do jasnejcholery, kazałaś psu, żeby mnie szpiegował?Wydzwignąłem się z fotela i nie patrząc na nią przeszedłem do okna.Mała dziewczynka w żółtej pelerynie przejechała ulicą na rozklekotanym,odrapanym rowerze.Ciekawe, kim ta była - może kanarkiem? A możegaznikiem samochodowym? Czy też dla odmiany zwykłym dzieckiem?- Tomaszu?Rower znikł za rogiem.Nie miałem ochoty na dalszą rozmowę z Anną.Miałem ochotę zasnąć na dnie oceanu.- Tomaszu, czy ty słuchasz, co do ciebie mówię? Czy wiesz, dlaczegopozwalam ci pisać książkę? Dlaczego udostępniam ci wszystkie informacje oojcu?170 Jonathan Carroll - Kraina ChichówOdwróciłem się do niej.Dzwonek telefonu rozdzielił nas wrzaskliwą kurtyną.Anna nie podniosła słuchawki.Odczekaliśmy pięć - siedem dzwonków, telefonumilkł.Pomyślałem, że to mogła być Saxony.- Tam, na moim biurku, leży czarny notes.Zajrzyj na stronę 342.Notes był całkiem inny niż ten, który oglądałem poprzedniej nocy.Był wielki.Musiał mieć z pięćset albo i sześćset stron, a każda strona mierzyła jakieśczternaście cali wysokości.Przerzucałem kartki od końca.Wszystkie zapisanebyły kaligrafią France'a.Na stronie 363 kartki uciekły mi spod lewego kciukaaż po 302, więc musiałem wrócić.Kolor atramentu zmieniał się kilka razy na przestrzeni zeszytu: na stronie342 miał barwę zjadliwie zieloną.Problem polega na tym że to, co stworzyłemw Galen, może się okazać wyłącznie produktem żywej wyobrazni.A zatemmożliwe, że wraz z moją śmiercią, umrze cale Galen.Jest to myśl intrygująca istraszna zarazem.Musze jednak brać pod uwagę taką możliwość iodpowiednio się przed nią zabezpieczyć.Cóż by to była za strata!Zamknąłem zeszyt, zakładając to miejsce palcem wskazującym i spojrzałemna Annę.- Bał się, że po jego śmierci Galen zniknie?- Nie, nie Galen jako miejsce, do niego należeli tylko ludzie i zwierzęta.Miasta nie stworzył, tylko ludzi.- W takim razie widać, że nie miał racji, prawda? Wszyscy żyją dalej wnajlepsze.Gdzieś w oddali zabuczał pociąg.- Owszem, chociaż nie całkiem.Ojciec przed śmiercią napisał historięmiasta aż do roku trzytysięcznego.- Trzytysięcznego?- Tak, dokładnie do roku trzy tysiące czternastego.Umarł podczas pracy.Całkiem niespodziewanie.Zdrzemnął się po obiedzie i już nie wstał.To byłocoś potwornego.Wszyscy mieszkańcy miasteczka bali się, że znikną w chwili,kiedy on wyda ostatnie tchnienie, wiec kiedy już je wydał, a jednak nic się niezmieniło, szaleliśmy z radości.- Czytałaś takie opowiadanie Borgesa "Koliste ruiny"?- Nie czytałam.171 Jonathan Carroll - Kraina Chichów- Facet chce stworzyć w wyobrazni człowieka, ale nie człowieka marzeń,tylko prawdziwego, z krwi i kości.Autentyka.- I udaje mu się? - pogładziła dłonią siedzenie kanapy.- Tak.Nawet gąbka ma swój punkt nasycenia.Zbyt wiele doznań, zbyt wielewydarzeń naraz, wszystkie nie z tej ziemi - mój mózg gotował się jak przy grzew pięciowymiarowe szachy.Anna poklepała poduszkę, która koło niej leżała.- Chodz tu, Tomaszu, chodz, siadaj koło mnie.- Nie jestem pewien, czy akurat w tej chwili mam na to ochotę.- Chcę, żebyś wiedział wszystko, Tomaszu.Chcę być z tobą całkiemszczera, a przynajmniej spróbować tego.Chcę, żebyś wiedział o mnie, oGalen, o ojcu - o wszystkim.A wiesz dlaczego? - obróciła się o stoosiemdziesiąt stopni i popatrzyła na mnie ponad oparciem kanapy.Jejprzeklęte piersi spoczęły na miękkim obiciu oparcia.- Jeszcze kilka lat temuwszystko działo się zgodnie z tym, co ojciec napisał.Jeżeli w piątek,dziewiątego stycznia, miał się urodzić chłopiec - to się rodził.Wszystko działosię według "Kronik Galeńskich".To była utopia."- Utopia? Czyżby? A co z umieraniem? Czy tutejsi ludzie nie boją sięśmierci? Przymknęła oczy i pokręciła głową.Tędy uczeń znów zadałkretyńskie pytanie.- Ani trochę, bo śmierć oznacza nicość.- Och, daj spokój, Anno, nie wpadaj w ton podniosły i religijny.Odpowiedzmi po prostu na pytanie.- yle mnie zrozumiałeś, Tomaszu.Pamiętaj, że kiedy umiera ktoś z nich, tonie jest to tak jak ze śmiercią zwykłego człowieka.Kiedy my umieramy,wierzymy, że istnieje jakieś niebo lub piekło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •