X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podparła się rękami chcąc wstać i w tym momencie ostry ból przeszył jej klatkę piersiową, biegnąc aż do nóg.Ponowiła wysiłek.Próbowała podkurczyć nogi.Jęknęła.Lewa stopa była najwidoczniej zwichnięta, a może nawet zgruchotana.Przewróciła się więc ostrożnie na bok, postanawiając najpierw odpiąć utrudniający ruchy aparat plecowy.Wskazówka sekundowa na świecącej blado tarczy chronometru nie posuwała się.Zoe odpięła klamry pasów i zsunęła z ramion aparat.Zagryzając z bólu wargi usiadła teraz i rozejrzała się wokół.Nad nią, w szerokiej szczelinie między skałami, świeciły gwiazdy.Znajdowała się na dnie jakiejś niezbyt głę­bokiej rozpadliny, zasypanej okruchami skalnymi pomieszanymi z pyłem lub popiołem.— Zero, jeden! — rzuciła hasło włączające stacyjkę radiotelewizyjną.Ekran nie zapalił się.Ponowiła wezwanie.Raz, drugi.dziesiąty.Bez rezultatu.Odru­chowo dotknęła palcami powierzchni skafandra powyżej piersi, gdzie mieś­ciła się aparatura radiowa.Nie zważając na ostry ból, przeszywający raz po raz klatkę piersiową, za­częła obmacywać cienką płytkę umieszczoną pod elastyczną powłoką skafandra.Mimo grubych rękawic wyczuwała bez trudu, że płytka jest połamana.Prawdo­podobnie ona właśnie uchroniła Zoe przed poważniejszymi obrażeniami.Ból, jaki sprawiało każde dotknięcie tego miejsca, wskazywał, że uderzenie było bardzo silne.Może nawet nastąpiło pęknięcie żeber.Ale dziewczyna zdawała sobie sprawę, że stokroć groźniejszy był dla niej w tej chwili stan lewej nogi.Najmniejszy ruch stopą zmieniał się w potworną torturę.Tępy, dotkliwy ból nie ustawał zresztą ani na moment.Czuła wyraźnie, jak krew pulsuje gwałtow­nie w chorej nodze, a wrażenie gorąca, to znów zimna przebiegało raz po raz od stopy aż powyżej kolana.Największy jednak niepokój budził nieznośny ucisk powyżej kostki.Wiedziała, że musi sprawdzić jak najszybciej, co się stało z jej nogą, a jednocześnie nie mogła opanować lęku przed tą czynnością.Jak najostrożniej, aby możliwie nie potęgować bólu, podkurczyła nogę i za­częła ją obmacywać.Palce przesuwały się powoli po szorstkiej powierzchni kombinezonu.Coraz niżej i niżej.Elastyczne tworzywo oplatało ciasnym pierścieniem nogę kilka centymetrów powyżej kostki.Ciało dziewczyny przeszył dreszcz.Palce pobiegły w dół i gwałtownie cofnęły się.Wyczuła wypukłe zakrzepłe bąble uszczelniającej substancji.Rozdarcie ciągnęło się od zgruchotanej kostki aż po metalową podeszwę buta.Jakże silne musiało być uderzenie i jak twarda skała, skoro jej krawędź rozcięła jak nożem powłokę skafandra.Samoczynne zwężanie się nogawki powyżej uszkodzonego miejsca wskazywało, że rozdarcie było zbyt głębokie i długie, aby sam tylko krzepnący płyn, który wypełnia przestrzeń między dwiema warstwami kombinezonu, mógł zablokować drogę uciekającemu powietrzu.Jeśli również obrażenia nogi były głębokie — zaciśnięty automatycznie powyżej kostki pierścień stanowił ratunek przed gwałtownym upływem krwi.Ale czy odnajdą mnie w tej rozpadlinie? — pomyślała z rozpaczą.— W jaki sposób mogę im zasygnalizować, gdzie się znajduję? Co za idiotka ze mnie! Nie zabrałam ze sobą ani rakiet świetlnych, ani nawet zwykłej latarki.Chyb.;zostanę tu już na zawsze.Nie! Nie! Muszę się stąd wydostać!!!Na próżno jednak usiłowała wzrokiem przeniknąć ciemność.Przypominała sobie tylko niejasno, że szczelina ma nierówne brzegi.Może więc znajdzie miejsce, gdzie ściany nie będą zbyt strome, aby się na nie wspiąć.Pokonując ból, ruszyła przed siebie, czołgając się po omacku wzdłuż widnie­jącego nad nią pasa nieba.Po kilkunastu metrach szczelina zwęziła się tak znacznie, że dalsze ruchy stały się niemożliwe.O pionowej zaś wspinaczce ze zgruchotaną stopą nie było mowy.Musiała więc zawrócić.A jak natrafi na zbyt wąskie przejście? Oznaczałoby to, że znalazła się w pu­łapce.Wpadła w panikę.Z desperacją zdwoiła szybkość ruchów, mimo nieznośnee bólu.Byle szybciej! Byle szybciej przekonać się!Niespodziewanie ręka natrafiła na porzucony aparat plecowy.Dopies-teraz zauważyła, że rura, w której dokonywało się przyspieszanie cząstek materii odrzutowej, była utrącona, a długi pręt sterowniczy wygięty w pałąk.Przy­szło jej do głowy, że pręt ten może się przydać przy windowaniu ciała w górę.Wykręciła go więc z aparatu i zabrała ze sobą.O dwa metry dalej wznosiło się usypisko kamieniZ nową nadzieją zaczęła się wspinać na czworakach po pochyłym zboczu.Metr, dwa, trzy.Usypisko było coraz bardziej strome, tak iż raz po raz zsuwała się w dół.Wreszcie, wyczerpana niemal do ostateczności, zapominając o bólu, zauwa­żyła z radością, że tylko niewielki występ skalny dzieli ją od krawędzi rozpa­dliny.W dziewczynę wstąpiły nowe siły.Mimo czterokrotnie mniejszego ciążenia niż na Ziemi, nie byłaby jednak w stanie, wspiąć się na skałę, gdyby nie pręt, który udało się jej zaczepić o kra­wędź szczeliny.Jeszcze jeden wysiłek i dziewczyna wypełzła wreszcie z roz­padliny.Upadła na twarz i dysząc ciężko przeleżała tak nieruchomo kilka minut.Podparła się rękami i unosząc głowę próbowała ocenić położenie.Widoczność była bardzo ograniczona, choć teren należał raczej do płaskich i tylko gdzieniegdzie zaznaczały się większe wypukłości.W pierwszej chwili Zoe sądziła nawet, że jest w kotlinie.Z ogromnym wysiłkiem, opierając się na pręcie, stanęła na prawej nodze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •