[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co?- Nauka.- A-a.- Jedna z tajemnic życia.Przez długi czas ludzie sądzili, że zwierzęta wydychają to samo, co wdychają, i na odwrót.- Nie wiedziałam.- Teraz już wiesz.- Dziękuję.- Nie ma za co.Kiedy powietrze znowu było czyste i świeże, zsiadłem z roweru i wspiąłem się po żelaznych szczeblach, żeby zobaczyć, jaka jest pogoda na górze.Robiłem to po kilka razy dziennie.Tego dnia, a był to nasz czwarty dzień w lochu, zobaczyłem przez wąską szczelinę uchylonej pokrywy, że pogoda zaczyna się jakby stabilizować.Była to stabilizacja z rodzaju dziko ruchliwych, gdyż trąby powietrzne szalały nadal, tak jak szaleją do dzisiaj.Ich żarłoczne paszcze nie zagrażały już jednak ziemi, ale wycofały się dyskretnie na wysokość może pół mili.I tak przestrzegały tej wysokości, jakby San Lorenzo przykryte było kopułą z pancernego szkła.Odczekaliśmy jeszcze trzy dni, aby się upewnić, że huragany stały się rzeczywiście tak powściągliwe, jak się wydawało.Potem napełniliśmy manierki wodą z naszego zbiornika i wyszliśmy.Powietrze było suche, gorące i śmiertelnie nieruchome.Słyszałem, jak ktoś kiedyś dowodził, że w klimacie umiarkowanym powinno się rozróżniać nie cztery, a sześć pór roku: lato, jesień, zamknięcie, zima, otwarcie i wiosna.Przypomniałem to sobie, kiedy wyszedłszy z lochu patrzyłem, nasłuchiwałem i wąchałem.Nie było żadnego zapachu.Żadnego ruchu.Każdemu mojemu krokowi towarzyszył skrzyp błękitnobiałego szronu.Każde skrzypnięcie rozlegało się donośnym echem.Czas zamykania mieliśmy za sobą.Ziemia była zamknięta na dobre.Teraz już zawsze będzie zima.Pomogłem mojej Monie wyjść z lochu.Ostrzegłem ją, aby nie dotykała rękami błękitnobiałego szronu i aby ręce trzymała z daleka od ust.- Nigdy jeszcze nie było tak łatwo o śmierć - powiedziałem jej.- Wystarczy dotknąć dłonią ziemi, a później ust, i człowiek jest gotowy.Mona potrząsnęła głową i westchnęła.- Bardzo niedobra matka.- Proszę?- Mówię, że Matka Ziemia przestała już być dla nas dobrą matką.- Hop, hop! - nawoływałem wśród ruin pałacu.Potworne wichury wyżłobiły wąwozy w tej wielkiej kupie gruzów.Prowadziliśmy z Moną poszukiwania wśród ruin bez przekonania, gdyż nigdzie nie było najmniejszego śladu życia, choćby jednego wścibskiego, wiecznie węszącego szczura.Sklepienie bramy zamkowej było jedynym ocalałym dziełem rąk ludzkich.Podeszliśmy tam z Moną.Ktoś wypisał na murze białą farbą bokononistyczne Calypso.Litery były staranne i świeże.Stanowiły dowód, że ktoś jeszcze oprócz nas przeżył kataklizm.Calypso brzmiało następująco:Aż kiedyś ten szalony świat dobiegnie kresu i na koniecBóg poodbiera nam zabawki, które nam były pożyczone,I jeśli wtedy, w owym dniu, urągać Bogu zechcesz,Bluźnij, przeklinaj, rób, co chcesz - On tylko się uśmiechnie.120.DO WSZYSTKICH ZAINTERESOWANYCHPrzypomniałem sobie reklamę biblioteczki dla dzieci pod tytułem Skarbnica Wiedzy.Na rysunku chłopczyk i dziewczynka z zaufaniem wpatrywali się w ojca.“Tatusiu - pytało jedno z nich - dlaczego niebo jest niebieskie?" Odpowiedź na to pytanie można było widocznie znaleźć w Skarbnicy Wiedzy.Gdybym miał pod ręką takiego tatusia teraz, kiedy opuszczaliśmy z Moną ruiny pałacu, mógłbym uwieszony u jego ręki zadać mu całą masę pytań.“Tatusiu, dlaczego wszystkie drzewa są połamane? Tatusiu, dlaczego wszystkie ptaki leżą nieżywe? Tatusiu, dlaczego niebo jest takie brzydkie i poskręcane? Tatusiu, dlaczego morze jest twarde i nieruchome?"Pomyślałem sobie, że ze wszystkich ludzi na świecie ja jestem najbardziej powołany do udzielania odpowiedzi na te niełatwe pytania.Zakładając, że byli jeszcze jacyś inni ludzie na świecie.Jeśliby to kogoś interesowało, mogłem wyjaśnić, co się stało, gdzie i dlaczego.I co z tego?Zastanawiałem się, gdzie są umarli.Mona i ja odeszliśmy już przeszło milę od naszego lochu i nie dostrzegliśmy ani jednego ciała.Żywi mnie jakoś mniej interesowali, może przeczuwałem, iż najpierw będę musiał mieć do czynienia z dużą ilością zmarłych.Nie widziałem nigdzie dymów ognisk, ale i tak trudno byłoby je zobaczyć na tle kotłującego się nieboskłonu.Coś jednak przyciągnęło mój wzrok: zielonkawy poblask wokół dziwacznej skałki na szczycie Góry McCabe'a.Zdawała się wzywać mnie i przyszedł mi do głowy bezsensowny, jakby wyjęty z filmu pomysł, żeby wejść razem z Moną na szczyt.Tylko po co?Wkroczyliśmy teraz na pofałdowany teren u podnóża Góry McCabe'a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Menu
- Index
- Vonnegut Kurt Galapagos (SCAN dal 688)
- Vonnegut Kurt Galapagos (SCAN dal 688) (4)
- Vonnegut Kurt Galapagos (SCAN dal 688) (3)
- Vonnegut Kurt Galapagos (2)
- Vonnegut Kurt Galapagos
- Vonnegut Kurt Kocia Kolyska
- Aldiss Brian W Wiosna Helikonii (SCAN dal 918)
- Anne Holt Hanne Wilhelmsen 03 ÂŚmierc Demona
- Brzezińska Anna Wykłady z psychologii rozwoju człowieka w pełnym cyklu życia
- Hlasko Marek Opowiadania
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- emiluchiaa.htw.pl