[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odrzucił pościel, opuścił nogi na podłogę i zmarszczył brwi.Wiedza otym, że ich związek byl z góry skazany na tymczasowość, nie przypadłamu do gustu.Całkiem jakby w przeszłości doświadczył wielu takichpozbawionych znaczenia zbliżeń i przestały mu one wystarczać.To akurat mogła być prawda.Skrzywił się, wstał i z fotela przy okniewziął płaszcz kąpielowy, który dostał od Linnet.Zakładając go,postanowił dołożyć starań, by jak najszybciej odzyskać pamięć.Poszedł się umyć i ogolić.Wykręcając się przed niewielkim lustrem,spróbował rozsupłać węzeł zabezpieczający bandaż na torsie, ale mu sięnie udało.Chciał obejrzeć ranę, potrzebował jednak do tego pomocy.Zaczął odwijać bandaż na głowie, lecz prędko okazało się, że opatrunekmocno przysechł.Sfrustrowany zawinął płótno z powrotem najlepiej, jakpotrafił.Wracając korytarzem do sypialni Linnet, zobaczył pokojówkę, którastała pod drzwiami, balansując stosem ubrań, żeby jakoś zapukać.Odwróciła się na dzwięk jego kroków i rozpromieniła.85 - To pan, sir.Przyniosłam je dla pana.- Podsunęła mu ubrania.- Wtym wyrzuciło pana na brzeg.Zrobiłyśmy, co się dało, ale pannaTrevission mówi, że w razie czego może pan nadal nosić ubrania od niej.- Dziękuję.- Wziął stos wypranych rzeczy.Pokojówka dygnęła i odeszła, stukając obcasami.Logan wszedł dosypialni, zamknął drzwi i rozłożył ubrania na łóżku.Przyjrzał się im zuwagą: prosty surdut, lniana koszula, czarne spodnie.Usiłowałprzypomnieć sobie związane z nimi szczegóły - gdzie je kupił, kiedy,dlaczego - ale nic mu się nie nasunęło.Nie czuł nawet, żeby stanowiłyjego własność.Być może zaliczał się do ludzi, którzy nie przywiązująwagi do stroju.Odniósł wrażenie, że nie jest to właściwa odpowiedz.Wzruszył ramionami i włożył ubrania, odkrywając zaszyte starannierozcięcia w koszuli i surducie, odpowiadające jego ranie.Spodniepasowały nań lepiej niż te należące do ojca Linnet.Zostawił sobiepończochy, które mu dała, oraz buty jej ojca, w miarę wygodne, aczkol-wiek mogłyby być odrobinę większe.Jego własne na razie się niepokazały.Czując się osobliwie sobą, zszedł na dół i skierował się do jadalni,skąd dobiegał szmer licznych rozmów.Dziś pojawił się na tyle wcześnie,że zastał przy stole innych mężczyzn.Wymieniwszy z wszystkimiskinienia głowy i powitania, zajął wolne krzesło obok Linnet.Brandon podał mu nad stołem pas.- Należy do ciebie.Natłuściliśmy go na nowo i wygląda niezle, aletwoich butów nie udało się uratować.- Dziękuję.- Logan wziął pas.Gdy go rozwinął, stwierdził, że klamra.powinna mu się z czymśkojarzyć, ale nie potrafił sobie przypomnieć z czym.Siedząc, przeciągnąłpas przez szlufki w spodniach i zapiął.Kiedy pozostali mężczyzni rozeszli się do swoich zajęć, Linnetpochwyciła jego wzrok.86 - Twoje buty uszył Hoby.Wiesz, co to oznacza? - spytała, gdy Loganzamrugał.Przytaknął, ale nie potrafił tego rozgryzć.Dżentelmeni zwykleobstalowali buty na wymiar, które rzadko pasowały na cudzą stopę - oczym w tej chwili dobitnie informowały go obolałe palce u nóg.Zatembuty, w których wyrzuciło go morze, niemal na pewno stanowiły jegowłasność, Hoby zaś zaliczał się do szczególnie cenionych szewców wwyższych sferach.Inna pokojówka, chyba miała na imię Molly, postawiła przed nimtalerz, jeszcze bardziej kopiasty niż poprzedniego dnia.Podziękował jej iw roztargnieniu zaczął jeść, głowiąc się nad nową zagadką.- Tak drogie buty nie pasują do twoich niewyszukanych ubrań -powiedziała cicho Linnet, na wypadek gdyby tego nie zauważył.Zerknął na nią, ale się nie odezwał.Linnet zostawiła go z jego myślami.Dzieci skończyły jeść, odprawiłaje więc do codziennych zajęć bądz lekcji.Guziczek podążyła za Jen,Chesterem i Gilly, zaganiając tę trójkę do pokoju do nauki.Gdy w jadalni zostali oprócz niej tylko Muriel i Logan, Linnet wbiła wniego wzrok i czekała.W końcu spojrzał na nią i skrzywił się nieznacznie.- Nie mam pojęcia, jak interpretować tę sprzeczność.Zamilkł ponownie, a na jego czole, na ile było je widać podprzekrzywionym bandażem, pojawił się głęboki mars.Linnet popatrzyłana Muriel, która dopijała ostatnią filiżankę herbaty, i uniosła pytającobrew.Po krótkim zastanowieniu ciotka skinęła głową.Linnet przeszła do bawialni, wzięła stamtąd szablę w pochwie orazdrewniany cylinder, wróciła do jadalni i położyła oba przedmioty na stoleprzed Loganem.- To jedyne rzeczy, jakie miałeś jeszcze przy sobie, nie licząc ubrań,butów i dirka.Posłał jej ostre spojrzenie i sięgnął po szablę.87 - Wydaje mi się, że już wspominałam, iż my dwie- rzekła niewzruszona, wskazując głową Muriel, która obserwowałascenę ze swego miejsca na końcu stołu- mamy spore doświadczenie z przypadkami przejściowej utratypamięci.Nie jest dobrze naciskać, próbować przypomnieć sobie zbytwiele naraz.- Z ciekawością przyglądała się, jak wyjmuje szablę zpochwy i ogląda głownię.- Zamierzałam dać ci ją wczoraj, po tym jakdirk przywołał tyle wspomnień, ale, jak może pamiętasz, ów wysiłek cięzmęczył, zatem zmuszanie cię do kolejnego nie wydawało się mądre.Zerknął na nią, skrzywił się, po czym znów spojrzał na głownię.- Wbrew twoim obawom, szabla nie wywołuje tego samego efektu cosztylet.- Może nie należy do pana? - podsunęła Muriel.Logan wsunął dłoń wgardę i chwycił rękojeść.Podniósł szablę, zważył ją w ręku.- Nie, chyba jest moja.Wydaje mi się.znajoma.Ale.- Pokręciłgłową, sfrustrowany.- Nie potrafię sobie przypomnieć, co to oznacza, oczym ma mi powiedzieć.Odłożył szablę na stół i wziął drewniany cylinder.Marszcząc brwi,obejrzał paski drewna ściśnięte mosiężnymi obręczami.- To mówi mi jeszcze mniej.Jestem całkiem pewien, że cylinder nienależy do mnie.- Spróbował otworzyć część wyglądającą na wieko,zabezpieczoną zestawem mosiężnych dzwigienek, ale żadna zwykonanych przezeń czynności nie przyniosła rezultatu.- Bez wątpienia jest dla ciebie ważny - powiedziała Linnet.- Nosiłeśten cylinder zawinięty w impregnowane płótno, w specjalniezaprojektowanym skórzanym futerale, wzdłuż linii kręgosłupa, na dwóchszelkach, z dodatkowym mocowaniem do pasa.Musieliśmy przeciąćpaski, żeby opatrzyć ci ranę.88 - Nie umiem go otworzyć.Nie wiem, czy w ogóle to potrafiłem.-Odstawił cylinder i wpatrzył się w niego.- Musiałem być kurierem,przypuszczalnie wiozłem go komuś, dokądś.Ale dlaczego? Komu?Dokąd się kierowałem?Nie pojawiły się żadne odpowiedzi.Po chwili Linnet wstała.- Na razie mniejsza o to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •