[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Właśnie doszedłem do wniosku, że to zwierzę na smyczyreklamowało Campari - mówi Alex i odchodzi, prosto przez dwiewidmowe, cienkie w taliach jak osy, odziane w staromodne sukniekobiety, które rozpadają się wokół niego na odłamki odbitego lase-rowego światła.Wielkimi krętymi schodami Gilberta Scotta schodzi do zatłoczo-nego holu.Energicznym ruchem rozwija czarny kapelusz o szerokimrondzie (no tak, Oscar Wilde) i nakłada go na głowę, usiłującwyglądać nonszalancko, choć w żołądku rośnie mu kwaśna kulaniepokoju.Odzwierny w śliwkowym uniformie i cylindrze otwieraprzed nim drzwi z polerowanego szkła i Alex wychodzi na zalanąmiedzianym blaskiem słońca i otoczoną szumem ulicznego ruchuprzestrzeń wokół Euston Road.Na północy gromadzą się czarne deszczowe chmury, skłębionei zbite, wyglądają jakby szybko mknęły naprzód.Zmiana wisi w po-wietrzu, więc mimo upału wszyscy idą żwawym krokiem i niosąparasole.Nadciąga monsun.Podziemnym przejściem dla pieszych Alex idzie na dworzecKing's Cross.Na skraju chodnika stoi rząd budek telefonicznych, którymi opiekuje się starucha ubrana w coś w rodzaju togi z czarnychplastikowych worków na śmieci.Alex płaci jej i wciśnięty w budkęcuchnącą szczynami i odświeżaczem powietrza, o ścianach grubopokrytych łuską wizytówek pozostawionych przez przedstawicielkinajstarszej profesji świata, wybiera numer.Czarodziej nauczył gonigdy nie dzwonić do klientów z komórki - położenie tych apara-tów nieustannie aktualizuje się na planszetach, mikrofalowe połą-czenia są monitorowane, komputery cierpliwie czekają na kluczowesłowa, a w promieniu piętnastu kilometrów może cię podsłuchaćkażdy, kto kupi sobie najprostszy model skanera.Ekran telefonu jest popękany i ktoś oblał jego dolną lewą ćwiart-kę czarnym lakierem do paznokci.Na podłodze leży jednorazowastrzykawka z zakrwawioną igłą.Alex trącają czubkiem buta, kiedynikt nie odbiera telefonu.Wychodzi, czując przypływ dziwnegouniesienia, jakby nagle znalazł się w stanie nieważkości.Jest podwpływem kofeiny.Pózniej pozna jej skutki, ale teraz czuje się tak,jakby uniknął jakiegoś niebezpieczeństwa.tKiedy rusza w kierunku metra, zaczyna padać.Deszcz leje jak z cebra, odbijając się od trotuaru.Zanim Alexdobiega do drzwi metra, jest na pół przemoczony.Z ronda kapeluszawoda ścieka mu za kołnierz.Deszcz pada tak gęsto, że można w nimutonąć.Temperatura w mgnieniu oka spada o dziesięć stopni.Ostat-nio pogoda płata dziwne figle.Spieszy się.Chce mieć już za sobą tęwielką zmianę.Wszystkie czarne taksówki nagle pokazują pomarańczowe znaki"zajęte".Koła ciężarówek wzbijają wysokie fale na zalanej drodze,opryskując pastelowe bańki mikrosamochodów.WgłębiPentonvilleRoad Alex dostrzega niebieski błysk i zastyga.Nie, to mógł byćprzypadek.Podmuchy wiatru wywracają na drugą stronę parasole, zrywająkapelusze z głów.Na wysepce przy skrzyżowaniu King's Crossobozują uchodzcy.Przywiązany plątaniną sznurów do słupkówi znaków drogowych brezent oraz plastik wydyma się i strzela nawietrze.Wielki kawał czarnego plastiku nagle odrywa się i jakmroczny nietoperz szybuje w powietrzu, po czym opada na przedniąs/ybę ciężarówki.Ta gwałtownie zatrzymuje się na zalanej wodąulicy, wykasłując czarne obłoki dymu, który cuchnie jak gotowanystary olej i ściele się po pozostałych dwóch pasach.Klaksony,gniewne migotanie tylnych świateł: czerwone błyski w wilgotnympowietrzu.W oddali na deszczu obraca się niebieski migacz.Syreny wybu-chają gwałtownym wyciem i cichną, rozczarowane.Alex widzi, jakktoś wybiega na jezdnię: dwaj masywnie zbudowani mężczyzniw garniturach doganiają jakiegoś niewysokiego faceta, łapią za ręcei wloką z powrotem.Jeden z nich pokazuje prostokąt laminowanegoplastiku taksówkarzowi, który na nich trąbi.O Jezu.zgarnęli mojego faceta.Alex dochodzi do wniosku, że toPerse.Pewnie dowiedział się i wydymał go.Dwa policyjne radiowozy ugrzęzły w sznurze pojazdów za unie-ruchomioną ciężarówką.Drzwi jednego gwałtownie się otwierają i wyskakują przez nie ubrani w żółte peleryny policjanci.Nagle Alex przypomina sobie o rozlokowanych wszędzie wokółkamerach.Naciąga na czoło kapelusz i wchodzi na zatłoczoną stac|ęmetra.Tam uśmiecha się do niego włóczęga w przewiązanym sznur-kiem, brudnym płaszczu do kostek.Na czole ma purpurowo-żółtewgłębienie pokrytej strupem rany.Widząc że Alex patrzy na niego,włóczęga mówi:- Jeden facet dał mi dziś rano trochę wybielacza, więc opatrzy-łem się.Polałem nim sobie czoło i ani kropla nie wpadła mi do oczu.Co na to powieś/ 'Alex wyjmuje z wewnętrznej kieszeni marynarki pudełko -prążki czarnego plastiku zdają się pulsować, sprawdzając odciskijego palców - po czym wręcza je mężczyznie, mówiąc:- Piętnaście minut leniu miałem być bogaty.Nigdy nie ufajgliniarzowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •