[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciepły wiatr wiał jej w oczy, zimne skały ziębiły stopy.Szła tak przez jakieś dziesięć minut, zanim napotkała pozostały po ognisku kopczyk popiołu, otoczony kręgiem kamieni osłaniających je od wiatru.Przesiała popiół przez palce.Był zimny jak kamień.Obok bielały żebra jakiegoś zwierzęcia wielkości kota.Strzępy poczerniałego mięsa nadal przywierały do kości, lecz choć doskwierał jej głód, nie śmiała ich jeść.Były gdzieś tutaj.Stadniki.Gdy ruszyła dalej, wiatr powoli zwiał popiół, który przywarł jej do palców.Zastanawiała się, czy zażyć tabletkę aktywatora, ale zrezygnowała z tego zamiaru, ponieważ talent mógł spowolnić jej reakcje.Tak więc szła, czujnie wpatrując się w mgłę i trzymając gotowy do strzału karabin.Przełęcz zaczęła schodzić w dół i wiatr osłabł.Nadal otaczała ją mgła, przesłaniając wszystko, co znajdowało się choćby dziesięć metrów dalej.Dopiero kiedy zobaczyła pierwsze drzewa zrozumiała, że przeszła przez przełęcz.Dotarła do kaldery.Zrobiła to.Szła dalej, schodząc łagodnym zboczem pośród drzew, niskich i powykręcanych od wiatru, z gęstym listowiem w postaci długich i splątanych, skórzastych pasm o ząbkowanych brzegach.Wewnętrzne pasma były zdrewniałe i wyrastały z szerokich, krótkich pniaków pokrytych zachodzącymi na siebie łuskami wielkości dłoni.Nie było ich tu wiele.Mgła zaczęła rzednieć, gdy Dorthy usłyszała jakiś dźwięk i stanęła jak wryta.Dochodził gdzieś z góry, z lewej strony.Cichy i szybki terkot, jak bicie serca - odgłos silnika helikoptera.Wśród mgły dostrzegła błysk kadłuba, a potem strumień światła przebił opar i otoczył ją z niesamowitą precyzją, rzucając jej cień na skały.Maszyna okrążyła ją, przy czym reflektor obracał się, oświetlając Donny przez cały czas, a potem znieruchomiała i opadła ku ziemi.Dorthy wspięła się na grań, dotarła do kaldery i do ludzi.Minęło szesnaście dni od kiedy stado stworzeń stratowało obóz na równinie.Słońce właśnie minęło zenit.3.TWIERDZAZabrali Dorthy prosto do obozu z widokiem na twierdzę, nawet nie pytając o Kilczera czy bliźnięta (była zbyt oszołomiona i zmęczona, aby mówić coś z własnej woli), i wrzucili ją do zbiornika automedu.Każdy choć trochę kompetentny technik medyczny mógłby im powiedzieć, że nie dolegało jej nic poważnego - zachwiana równowaga elektrolitów, reakcja histaminowa, niedożywienie, szkorbut - ale jedynym technikiem medycznym zespołu badawczego był Kilczer, a ten nie żył.Automed był wojskowym modelem.Wyłączył jej odbiór wrażeń zmysłowych, tak że unosiła się, nie widząc, nie czując, nie smakując i nie słysząc niczego; nie mogła nawet poruszyć powieką.Była utrzymywana w stanie półsnu, podczas gdy automed zastąpił jej krew sztuczną plazmą, wprowadził cewnik omijający wątrobę i zaczął dializować toksyny, powoli wypłukując je z komórek jej ciała, usunął skórę i tkankę podskórną wokół licznych owrzodzeń i stymulował wzrost nowej.Cywilna maszyna utrzymywałaby ją na diecie kojących snów (na przykład o plaży na Serenity lub Skarpie Tallmana na Tytanie), lecz ten model był po prostu skuteczny, nic poza tym.Uśpił ją, żeby nie oszalała na skutek braku bodźców czuciowych, lecz nie dostarczał żadnych snów - pozwalał jej mieć własne.Czasem znów była z Kilczerem po drugiej stronie grani, idąc przez ciemny las, a za nimi skradało się coś, czego nie mogła mu pokazać, albo raz jeszcze siedziała w jednoosobowym stateczku tam, gdzie komety mknęły po swych długich orbitach, a głos Kilczera trzeszczał ponaglająco w słuchawkach, ale nie mogła go zrozumieć, ponieważ mówił po rosyjsku.Albo ponownie była na polance nad wodospadem, patrząc jak stadnik pędzi przez wysoką trawę i wpada na Kilczera, lub była Kilczerem i stadnik zrzucał ją z urwiska.A czasami śniła o łowach pod obcym, nocnym niebem, płonącym welonami mroźnej, lśniącej mgły, przez którą przebijała tylko jedna intensywnie świecąca gwiazda, jak oko na końcu długiej czarnej szczeliny.Właśnie zaczynała pojmować, że te ostatnie wizje mogły wcale nie być snami, lecz czymś innym, czymś co próbowało do niej dotrzeć, kiedy maszyna obudziła ją.Dorthy natychmiast odzyskała wszystkie zmysły.Klęczała w strumieniu ciepłego jak krew płynu i ta sama piekąca ciecz wypływała jej z nosa.Jaskrawe światło rozszczepiało się tęczowo w kroplach wiszących na jej rzęsach.Ktoś wyciągnął rękę, złapał ją za ramię i pomógł wstać.Zimne kafelki pod lepkimi stopami.Kaszlała bez końca.- Tutaj, Kochanie - powiedziała wysoka kobieta, Angel Sutter, i zaprowadziła ją do plastikowego krzesła.- Jak się czujesz?Automed zajmował prawie połowę małego i jasno oświetlonego pomieszczenia.Gdzieś mruczała pompa, wysysając płyn owodniowy.Pojemnik, w którym przebywała Dorthy, z cichym szczękiem schował się w białej, przedniej ściance maszyny.Przeciwległa ściana lekko wyginała się na górze: nadymiot.Dorthy skuliła się na krześle, naga, ze skórą śliską od długich łańcuchów związków silikonowych i fluorowęglowych, lśniącą jak polerowany brąz.Wszystkie stygmaly wielodniowej wędrówki zniknęły.- Jak przepoczwarzające się stworzenie - mruknęła, kiedy Angel Sutter okryła ją wielkim ręcznikiem.- W każdym razie wyglądasz teraz lepiej - powiedziała Sutter, osuszając jej plecy.- Kiedy cię tu przywieźli, myślałam, że już po tobie.Wyglądałaś jak tysiącletnia mumia.- I tak się czułam - powiedziała Dorthy.Zadrżała.- Arkady Kilczer nie żyje.Sutter nie przestała jej wycierać.- Domyśliliśmy się.Bliźniaki też, prawda?- Zginęli kiedy.kiedy.- Nic nie musisz teraz mówić, kochanie.Zaczekaj chwilę.Masz szczęście, że przywieźli nam automed.Nie sądzę, żebyś wytrzymała lot do Obozu Zero.Tutaj wiele się zmieniło, nie tylko z powodu twierdzy.Dorthy dotknęła jej ręki.- Muszę porozmawiać z Duncanem Andrewsem.Sutter przestała ją wycierać i uwolniła dłoń z uścisku.- Później przyjdzie na to czas.Najpierw powinnaś odpocząć.- Spałam przez - Dorthy spojrzała na zegarek - ponad dwa dni.Są pewne sprawy, o których muszę mu powiedzieć.Dowiedziałam się czegoś o stadnikach.Co zamierzasz zrobić, założyć mi „nelsona”?- Nie umiałabym założyć „nelsona” nikomu.No dobrze, ale zaczekaj minutkę.Przyniosę ci jakieś ubranie.Kiedy Sutter wróciła, Dorthy już skończyła się wycierać i siedziała owinięta ręcznikiem.Płyn, który rozlał się na podłodze gdy wyszła z automedu już wysechł, pozostawiając tylko duszący zapach w powietrzu.Tak samo znikły jej sny, pozostawiając jedynie niejasne wrażenie, że coś lub ktoś próbował jej powiedzieć.Co takiego?Sutter wręczyła Dorthy węzełek z ubraniem.W ręce trzymała jeszcze coś: plik kartek.Gdy Dorthy wkładała czysty kombinezon, Sutter powiedziała:- Nie miałaś przy sobie tej książki Szekspira, więc kazałam jq wydrukować na drukarce.Ramaro ma tu równie bogatą bibliotekę jak ta w Rio, chyba w Muzeum Ludzkości? Wydrukowałam ją dla ciebie.Pokazała jej kartki, a Dorthy spojrzała na nie, zapinając buty.Dzieła zebrane po portugalsku.Sutter poprawiła kosmyk włosów.Regulaminowy kombinezon miała ściągnięty nie regulaminowym złotym paskiem.- Poczytałam sobie trochę.Nie jest takie złe, kiedy już się przyzwyczaisz, chociaż strasznie archaiczne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Menu
- Index
- Trylogia Lando Calrissiana.03.Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBoka
- Trylogia Hana Solo.01.Han Solo na Krancu Gwiazd (2)
- 090. Gwiazda PO GWIEDZIE (Troy Denning) 27 lat po Nowa Era Jedi
- Elliott Kate Korona gwiazd 04 Dziecko płomienia
- Elliott Kate Korona Gwiazd 4 Dziecko płomienia
- NEJ 10 Denning Troy Gwiazda po gwiedzie
- Robert Graves Wyspy Szaleństwa
- Kossakowska Maja Lidia Siewca W
- Samba (5)
- Silverberg Robert Zamkniety swiat (SCAN dal 983)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lkloc7.opx.pl