[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mam wysiąść? - spytałam Andrzeja.- Nie, i nie patrz do tyłu.- A może to KGB?- Nie ma już KGB.- To co, będziemy tak siedzieli w tych samochodach? Hu ich jest?- Tylko jeden.- To mamy przewagę - ucieszyłam się.- Uważaj.Podjeżdża.Mercedes zrównał się z Lalunią.Kierowca przechylił się w moją stronę.- Kogo szukacie? - spytał.- Igora - odpowiedziałam od razu.- Proszę jechać za mną.Trochę pokrążyliśmy po leśnych drogach, ale, tak jak Andrzej przypuszczał, tylko po to, abyśmy nie wiedzieli, gdzie jesteśmy.Po półgodzinie zatrzymaliśmy się przy małej drewnianej chałupie.Przyznam, że wchodziłam tam z duszą na ramieniu.Domek składał się z dwóch izb.W pierwszej siedział jakiś facet, który nawet nie zwrócił na nas uwagi.Czyścił pistolet, a to mówiło samo za siebie.Kierowca mercedesa zamknął drzwi i uśmiechnął się.- Masz broń? - zwrócił się do Andrzeja.- Mam.- To dobrze - mruknął i odszedł w stronę następnych drzwi.Lekko zastukał i otworzył je.- Proszę.- Wskazał mi ręką wejście, po czym odwrócił się do Andrzeja: - Ty zostajesz tutaj.Nogi miałam jak z waty, ale jakoś przekroczyłam próg.Przy stole siedział Alek.W pierwszej chwili nie wiedziałam, co zrobić.Bóg mi świadkiem, że już dawno nikt mnie tak nie zaskoczył.- Zamknij drzwi i siadaj - powiedział spokojnym głosem.- Co to za kawały? - spytałam, podsuwając sobie krzesło.-Gdzie szef?- Masz go przed sobą.Zaniemówiłam.Ale się drań odgryzł! Skąd mogłam wiedzieć, tam, na Kasztanowej, że sam Igor do mnie przyjechał? A ja się z nim obeszłam jak z ostatnim łajzą.Teraz już byłam pewna, że to wszystko się źle skończy.- Nie wiem, co powiedzieć - bąknęłam.- Nie wiedziałam, że ty to Igor.- Nie ma sprawy - uśmiechnął się - ale muszę przyznać, że dotychczas żadna kobieta tak ze mną nie rozmawiała.Jesteś bardzo energiczną szefową i nie dziwię się, że mamy takie osiągnięcia.- No cóż - powiedziałam niedbale.- Kobiety także mogą być dobrymi przywódcami.- Mogę cię o coś spytać? - Pochylił się w moją stronę.- Dlaczego tak długo kazałaś na siebie czekać?- Szlaban był zamknięty - odparłam.- Jaki szlaban?- Na szosie do Lwowa.Musieliśmy czekać do rana, aż otworzą.Patrzył na mnie z niedowierzaniem.- No co? Żyjesz tutaj i nie wiesz, że u was na noc zamyka się szlabany na szosach? - spytałam ubawiona.- Nic mi o tym nie wiadomo.- To przejedź się kiedyś w kierunku granicy, sam zobaczysz.Chyba że tylko my mieliśmy takiego pecha.Zdenerwowałam się tym, bo nie lubię się spóźniać.Pokiwał głową.- No dobrze.Wracając do tematu - zapalił papierosa - bardzo mi się spodobał twój upór w sprawie przekazania hasła osobiście.Jesteś bardzo ostrożna.- Dziękuję.Ale może przystąpmy do właściwego tematu, bo nie mam wiele czasu, a obowiązki czekają - powiedziałam, uśmiechając się przepraszająco.- Rozumiem.Nad ludźmi trzeba mieć stałą kontrolę, bo inaczej zaczynają brykać.- Wiem coś na ten temat.- W takim razie powiem ci coś w tajemnicy.W pierwszej chwili podczas pobytu u ciebie chciałem powiedzieć prawdę, ale tak mi się spodobałaś, że zrezygnowałem.Postanowiłem wykorzystać twoją chęć poznania Igora, aby cię tutaj zwabić.Gdyby nie to, wydusiłbym z ciebie wszystko w Polsce.A teraz jeszcze bardziej żałuję, że nie możemy więcej czasu spędzić razem.Bardzo mnie intrygujesz.- Ja również żałuję, ale co zrobić? - powiedziałam słabym głosem.Igor westchnął, przysunął sobie kartkę i długopis.- Słucham.- Sasza Jurczyn, Maskowskaja 9.Hasło: Deszcz zielonych liści, numer konta: 2801375485858.Nie za szybko mówię?Pokręcił przecząco głową i skończył pisać.Odczytał głośno treść informacji, aby sprawdzić, czy czegoś nie pominął.- Pewnie się już nigdy nie spotkamy - powiedział i popatrzył na mnie czule.- Każdy wraca do swojej pracy.Ale cieszę się, że mogłem cię jeszcze raz zobaczyć.- Ja także - uśmiechnęłam się, choć serce łomotało mi ze strachu.- Aha, moje zamówienie jest już u Greka.Zrealizujemy je jak zwykle.Sądzę, że w ciągu dwóch, trzech tygodni wywiążecie się z tego?- Naturalnie.- Ziele na kraterze jest już nieaktualne.Powiadomiłaś swoich chłopców? - spytał.Matko kochana, o czym o mówi?- Kontrolujesz mnie? - spytałam oschle.- Nie lubisz tego, co?- Nie lubię-odpowiedziałam twardo.- Dobra jesteś.- Roześmiał się, ubawiony [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •