[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W ogrodzie wszystko rośnie, ale żeby rosnąć, musi wpierw obumrzeć; ażeby drzewa były silne, grube i wysokie i żeby mogły wypuścić nowe pędy, najpierw muszą stracićstare liście.Niektóre drzewa usychają, ale na ich miejsce wyrastają młode.Ogrody wymagają wiele troski.Ale jeśli ktoś kocha swój ogród, wówczas chętnie w nim pracujei cierpliwie czeka na wyniki swojej pracy.Po pewnym czasie nadchodzi wiosna i ogród rozkwita na nowo.Po studio przeszedł szmer podniecenia, który zagłuszył ostatnie słowa Losa.Członkowie orkiestry zaczęli postukiwać w instrumenty, kilku głośno wołało brawo.Los zerknął na stojący w pobliżu monitor i ujrzał własną twarz z oczami skierowanymi w bok.Gospodarz podniósł rękę, żeby uciszyć publiczność, ale oklaskom - przerywanym tylko nielicznymi okrzykami niezadowolenia - nie było końca, toteż wstał powoli, ruchem dłoni zapraszając Losa na środek sceny.Tam uściskał go ceremonialnie.Burza oklasków wzmogła się.Los tkwił na scenie, speszony.Kiedy publiczność wreszcie ucichła, gospodarz potrząsnął dłonią swego gościa.- Panie O'Grodnick, dziękuję panu, wszyscy panu dziękujemy.Właśnie takich ludzi potrzebuje nasz kraj.Miejmy nadzieję, że wiosna wkrótce zawita w naszej gospo­darce.Jeszcze raz panu dziękujemy.Proszę państwa, pan Ross O'Grodnick, finansista, doradca prezydenta i prawdzi­ wy mąż stanu!Odprowadził Losa do kurtyny, a tam producent uścisnął jego dłoń.- Był pan wspaniały, po prostu wspaniały! - wykrzyk­nął.- Niemal od trzech lat robię ten program i nie pamiętam czegoś takiego jak pański występ! Szef słuchał zachwycony!Był pan naprawdę wspaniały!Towarzyszył Losowi na zaplecze studia.Na widok gościa kilku pracowników telewizji pomachało do niego przyjaźnie, kilku zaś odwróciło się plecami.Po kolacji, którą zjadł z żoną i dziećmi, Thomas Franklin zamknął się w gabinecie, żeby jeszcze trochę popracować.Za dużo miał spraw do załatwienia, żeby móc się z nimi uporać w biurze, zwłaszcza odkąd jego asystentka, panna Hayes, wyjechała na urlop.Kiedy nie mógł się dłużej skupić na pracy, udał się do sypialni.Żona leżała już w łóżku i oglądała w telewizji program na temat przemówienia prezydenta.Rozbierając się, od czasu do czasu Franklin rzucał okiem na ekran.W ciągu dwóch ostatnich lat akcje giełdowe Franklina spadły do jednej trzeciej ich pierwotnej wartości, oszczędności rozeszły się, a udział, jaki miał w zyskach swojej firmy, ostatnio zmniejszył się.Przemówienie prezydenta nie dodało mu otuchy i liczył na to, że może wiceprezydent - czy też zaproszony w jego zastępstwie niejaki O'Grodnick - zdoła poprawić jego ponury nastrój.Ściągnął spodnie i niechlujnie cisnął je na krzesło, zamiast powiesić w elektrycznej prasowa­czce, prezencie urodzinowym od żony, a potem przysiadł na łóżku, żeby obejrzeć program „Nocni goście”, który właśnie się rozpoczynał.Gospodarz programu przedstawił Rossa O'Grodnicka.Gość zbliżył się do stolika.Obraz był ostry, kolory idealne.Nawet zanim pokazano na ekranie zbliżenie twarzy, Franklin wiedział, że gdzieś już widział tego człowieka.Może w telewi­zji podczas jednego z tych obszernych, szczegółowych wywia­dów, kiedy to niespokojne kamery filmują człowieka, jego twarz i ciało, dosłownie ze wszystkich stron? A może spotkał go osobiście? W każdym razie Ross O'Grodnick, a zwłaszcza jego strój, wydał mu się dziwnie znajomy.Tak usilnie starał się sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek spotkał tego człowieka, że nie słyszał ani słowa z tego, co O'Grodnick mówił, i nie wiedział, która z jego wypowiedzi wywołała głośny aplauz publiczności.- Co on powiedział, kochanie? - spytał żonę.- O rany, nie słyszałeś? Że gospodarka kraju rozwija się pomyślnie! Że jest jak ogród; no wiesz, raz rozkwita, a raz więdnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •