[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. W ciemności oboje byli-śmy szarzy.Kocham cię, Odetto.Nakryła dłonią jego dłoń. Jesteś słodkim młodzieńcem i może ja też cię kocham, chociaż jest zawcześnie, byśmy oboje.W tym momencie, jakby tylko na to czekał, odezwał się dziki kot, niewątpli-wie na łowach, jak mówił rewolwerowiec.Dzwięk zdawał się dobiegać ze znacz-nej odległości, lecz i tak mniejszej niż poprzednim razem, i był naprawdę donośny.Zwrócili głowy w tym kierunku.Eddie poczuł, że włosy na głowie usiłująstanąć mu dęba.Nie udawało im się to. Przykro mi, włosy pomyślał głupko-wato. Sądzę, że jesteście trochę za długie.Wycie przeszło w przerazliwy skrzek, brzmiący jak wrzask jakiegoś umiera-jącego okropną śmiercią stworzenia (chociaż mógł oznaczać tylko triumfalny ryksamca w rui).Trwało to nieznośnie długo, a potem przycichło, przechodząc przezcoraz niższe rejestry, i w końcu zupełnie umilkło lub zostało zagłuszone nieustan-nym świstem wiatru.Czekali, aż znów się rozlegnie, lecz ryk się nie powtórzył.Jeśli chodzi o Eddiego, nie miało to znaczenia.Wyjął rewolwer zza paska i podałkobiecie. Wez go i nie sprzeczaj się.Gdybyś musiała go użyć, gówno nim zdzia-łasz.takie żelastwo zawsze zawodzi, kiedy jest potrzebne.ale mimo to wezgo. Chcesz się kłócić? Och, możesz się spierać.Spieraj się, jeśli masz ochotę.Zajrzawszy w niemal orzechowe oczy Eddiego, uśmiechnęła się z lekkim znu-żeniem. Chyba nie będę się kłócić. Wzięła broń. Wracaj jak najszybciej. Dobrze.Znów ją pocałował, tym razem szybko, i o mało nie powiedział, żeby byłaostrożna.Jak miała być ostrożna w takiej sytuacji?W zapadającym mroku zszedł po zboczu (homarokoszmary jeszcze nie wyszłyz wody, ale niebawem zaczną wieczorny obchód) i ponownie spojrzał na słowowypisane na drzwiach.Znowu przeszedł go zimny dreszcz.To słowo było jaknajbardziej właściwe.Boże, jak właściwe.Popatrzył na stok.W pierwszej chwilinie dostrzegł jej, ale zauważył nieznaczny ruch.Jaśniejszy brąz jej dłoni.Machałamu ręką.Pomachał w odpowiedzi, a potem odwrócił wózek i zaczął biec, trzymając goprzed sobą tak, żeby przednie cieńsze koła znajdowały się w powietrzu.Biegł na227południe, tą samą drogą, którą przyszli.Przez pierwsze pół godziny jego cień biegłrazem z nim, niewiarygodnie długi cień chudego olbrzyma, przyklejony do pode-szew jego sportowych butów i sięgający kilka jardów na wschód.Potem słońcezaszło i homarokoszmary zaczęły wyłaniać się z fal.Mniej więcej dziesięć minut po tym, jak usłyszał ich pierwsze brzęcząceokrzyki, podniósł głowę i ujrzał wieczorną gwiazdę, spokojnie świecącą na gra-natowym aksamicie nieba. Heavenly shades of night are falling.it s twilight time. Spraw, żeby nic się jej nie stało. Nogi go bolały, gorący oddech z trudemwydobywał się z jego ust, a czekała go jeszcze droga powrotna, tym razem z re-wolwerowcem jako pasażerem.Chociaż wiedział, że Roland waży co najmniejsto funtów więcej niż Odetta i należy oszczędzać siły, Eddie wciąż biegł. Spraw,żeby nic się jej nie stało, oto moje życzenie, niech mojej ukochanej nic się niestanie.Nagle, niczym zły znak, dziki kot zawył gdzieś w krętych parowach przecina-jących wzgórza.i wył tak głośno jak lew ryczący w afrykańskiej dżungli.Eddie pobiegł jeszcze szybciej, popychając przed sobą pusty fotel inwalidzki.Wkrótce wiatr zaczął cicho, upiornie świszczeć w szprychach uniesionych kół,które wolno się obracały.* * *Rewolwerowiec usłyszał zbliżające się, ciche zawodzenie, na chwilę zesztyw-niał, a potem do jego uszu dotarło dyszenie i uspokoił się.To Eddie.Wiedział to,nie otwierając oczu.Kiedy zawodzenie ucichło i urwał się tupot nóg, Roland otworzył oczy.Eddiestał przed nim, zasapany.Pot spływał mu strużkami po policzkach.Koszula, jakciemna plama, przykleiła mu się do piersi.Zupełnie przestał wyglądać na chło-paka z college u, czego życzył sobie Jack Andolini.Włosy opadły mu na czoło.Spodnie pękły w kroku.Sinopurpurowe kręgi pod oczami dopełniały obrazu.Ed-die Dean wyglądał fatalnie. Zrobiłem to wysapał. Jestem tu. Popatrzył wokół, a potem na re-wolwerowca, jakby nie mógł w to uwierzyć. Jezu Chryste, naprawdę tu jestem. Dałeś jej broń.Eddie pomyślał, że rewolwerowiec wygląda okropnie tak samo wyglądał,zanim dostał pierwszą serię kefleksu, a może teraz wygląda nawet gorzej.Gorącz-ka buchała od niego falami ciepła i Eddie wiedział, że powinien mu współczuć,ale przez chwilę był tylko zły jak wszyscy diabli.228 Przybiegłem tu w rekordowym czasie, o mało nie gubiąc przy tym nóg, a tytylko potrafisz powiedzieć: Dałeś jej broń.Dzięki, człowieku.Spodziewałemsię wdzięczności, ale ta w twoim wydaniu jest wręcz powalająca. Zdaje mi się, że powiedziałem tylko to, co naprawdę jest ważne. No, cóż, skoro o tym mowa, to dałem rzekł Eddie, opierając ręce nabiodrach i patrząc gniewnie na rewolwerowca Teraz możesz wybierać.Albosiądziesz na ten fotel, albo złóż go i wepchnę ci go w dupę.Co wybierasz, szefie? Ani jedno, ani drugie. Roland uśmiechnął się nikłym uśmiechem czło-wieka, który tego nie chce, lecz nie może się powstrzymać. Najpierw musiszsię trochę przespać, Eddie.Co ma być, to będzie, teraz potrzebujesz snu.Jesteśwykończony. Chcę do niej wrócić. Ja też.Jeśli jednak nie odpoczniesz, padniesz mi po drodze.Kiepsko dlaciebie, jeszcze gorzej dla mnie, a najgorzej dla niej.Eddie przez chwilę stał niezdecydowany. Szybko się uwinąłeś przyznał rewolwerowiec.Zmrużył oczy, patrzącna słońce. Jest czwarta, może kwadrans po.Prześpisz się pięć, może siedemgodzin i będzie już ciemno. Cztery.Cztery godziny. W porządku.A więc do zmroku, bo myślę, że to ważne.Potem coś zjesz.Pózniej wyruszymy. Ty też zjesz.Znów ten słaby uśmiech. Spróbuję. Spokojnie spojrzał na Eddiego. Twoje życie jest terazw moich rękach.Pewnie o tym wiesz. Tak. Porwałem cię. Tak. Chcesz mnie zabić! Jeśli tak, zrób to teraz, zamiast narażać nas na dalsze. Oddech z cichym świstem wydobywał mu się z ust.Eddie usłyszał szmeryw jego piersi i bardzo mu się to nie spodobało..na dalsze niewygody dokończył Roland. Nie chcę cię zabić. No, to. przerwał mu gwałtowny atak kaszlu .połóż się.Eddie zrobił to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Menu
- Index
- Pullman Philip Mroczne materi Zorza polnocna (Zloty Kompas)
- Pullman Philip Mroczne materie 1 Zorza północna (Złoty Kompas)
- Pullman Philip Mroczne materie 01 Złoty kompas
- Pullman Philip Mroczne materie 02 Magiczny nóż
- Pullman Philip Mroczne materi Zloty kompas
- Feehan Christine Mrok 05 Mroczne wyzwanie
- Koontz Dean R Mroczne sciezki serca (SCAN dal
- Adams Douglas Dlugi mroczny podwieczorek dusz (2)
- YG.Siostry.Ksiezyca.Tom.5.Night.Huntress
- Lackey Mercedes Lot Strzaly
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- charloteee.keep.pl