[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prezent? Nie wiedział, o co jej chodzi.Przecież już w taksówce, zgodnie z rytuałem, zapłacił za całą noc z góry.Zgasiła wszystkie światła, usiadła na dywanie i poprosiła, by usiadł naprzeciw niej.– Rozpal ogień w kominku.– Ale przecież jest lato.– Rozpal ogień.Chcesz, bym to ja była dziś przewodnikiem, więc spełnij moją prośbę.Wyszedł do ogrodu, przyniósł kilka wilgotnych polan, dorzucił stare gazety na podpałkę i rozniecił ogień.Potem ruszył do kuchni po następną butelkę whisky, lecz Maria go powstrzymała.– Czy zapytałeś mnie, na co mam ochotę?– Nie.– A więc nie zapominaj, że osoba, która jest tu z tobą, istnieje.Pomyśl o niej.Zastanów się, czy chce whisky, ginu czy kawy.Zapytaj, na co ma ochotę.– Czego się napijesz?– Wina.I chciałabym, żebyś napił się ze mną.Kiedy wrócił z butelką czerwonego wina, ogień trzaskał już wesoło w kominku.Maria zachowywała się tak, jakby od zawsze wiedziała, jaki jest pierwszy krok: dostrzec drugiego człowieka, uświadomić sobie, że on istnieje, jest obok.Otworzyła torebkę i wyjęła pióro kupione niedawno w supermarkecie.– To dla ciebie.Kupiłam je z myślą o moim pamiętniku.Służyło mi przez dwa dni, a teraz daję je tobie.Daję ci w prezencie coś, co naprawdę należy do mnie.To wyraz szacunku wobec człowieka, który siedzi naprzeciw, sposób, by powiedzieć mu, jakie to ważne, że jest blisko.Masz teraz malutką cząstkę mnie samej, cząstkę, którą podarowałam ci z własnej, nieprzymuszonej woli.Ralf wstał, podszedł do etażerki i przyniósł jakiś przedmiot, który podał Marii.– To wagonik kolejki elektrycznej, którą dostałem w dzieciństwie.Nie wolno mi się było nią bawić samemu, bo, jak twierdził mój ojciec, została sprowadzona z Ameryki i kosztowała majątek.Musiałem zawsze cierpliwie czekać, aż ojcu przyjdzie ochota rozłożyć kolejkę na środku salonu.On jednak zazwyczaj w niedziele wolał słuchać arii operowych.Tak więc ta droga zabawka nie dała mi w dzieciństwie żadnej radości i jak widzisz, nawet dziś wygląda na nieużywaną.Schowałem na strychu wszystkie tory, lokomotywę, stacje kolejowe, a nawet instrukcję obsługi.Miałem kolejkę, która tak naprawdę nie była moja, którą się wcale nie bawiłem.Ta nietykalna kolejka kojarzy mi się zawsze z utraconą częścią mojego dzieciństwa.Zabawka była zbyt droga albo ojciec zbyt pochłonięty swoimi sprawami.Zresztą sam nie wiem, może po prostu bał się okazać mi czułość?Oboje sączyli czerwone wino, przypatrując się w milczeniu płomieniom tańczącym w kominku.Wcale nie musieli rozmawiać.Liczyło się tylko to, że byli tutaj razem, patrzyli na ten sam ogień.– W moim życiu wiele jest nietykalnych kolejek – powiedziała wreszcie Maria.– Jedną z nich jest moje serce.I ja bawiłam się moimi kolejkami tylko wtedy, gdy inni rozłożyli tory – nie zawsze w odpowiedniej chwili.– Ale ty przynajmniej kochałaś.– Tak, kochałam.Bardzo kochałam.Tak bardzo, że gdy mój ukochany poprosił o prezent, przestraszyłam się i uciekłam.– Nie rozumiem.– Nie warto do tego wracać.Odkryłam coś, o czym nie miałam pojęcia, a czego teraz chcę nauczyć ciebie: trzeba dać prezent, coś od siebie, zanim poprosisz o coś więcej.Ty masz mój skarb – pióro, którym zapisałam parę moich marzeń, a ja mam twój – wagonik, część utraconego dzieciństwa.Trzymam teraz w dłoniach część twojej przeszłości, a ty część mojej teraźniejszości.To fantastyczne!Podniosła się, zdjęła z wieszaka kurtkę i pocałowała go w policzek.Ralf nie wstał – zapatrzony w ogień, wspominał ojca.– Nigdy tak naprawdę nie rozumiałem, po co trzymam tu ten wagonik.Dziś to już jasne: aby podarować go komuś pewnego wieczoru, gdy w kominku będzie płonął ogień.Teraz jest mi w tym domu jakoś lżej.Oznajmił, że jeszcze w tym tygodniu odda dzieciom z sierocińca wszystkie tory, wagoniki i lokomotywy.– To może być dziś wielka rzadkość, bo takich kolejek już się nie produkuje – odezwała się Maria.I natychmiast pożałowała swoich słów.Jemu nie chodziło przecież o pozbycie się kolejki, ale o uwolnienie się od uczuć z nią związanych.Nie chcąc się znowu wyrwać z czymś niestosownym, pocałowała go raz jeszcze w policzek.Poprosiła, by otworzył jej drzwi.W Brazylii panował bowiem osobliwy przesąd: wychodząc po pierwszej wizycie z czyjegoś domu, nie należało samemu otwierać drzwi, bo to mogłoby znaczyć, że już się nigdy do tego domu nie powróci.–.a ja chcę tu wrócić.– Nawet cię nie dotknąłem, a jednak się kochaliśmy.Maria roześmiała się.Chciał ją odwieźć, ale odmówiła.– Odwiedzę cię jutro w „Copacabanie”.– Nie przychodź jutro.Poczekaj parę dni.Nie ma nic trudniejszego od czekania.Muszę się z tym oswoić, poczuć, że jesteś ze mną, nawet jeśli nie ma cię w pobliżu.Nie po raz pierwszy wędrowała nocą przez Genewę.Zwykle jednak te spacery kojarzyły się jej ze smutkiem, z samotnością i tęsknotą za Brazylią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •