[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nastawił Traviatę i podszedł z powrotem do sofy.Stojąc widział jednocześnie fotografie w obu gazetach i wtedy właśnie uderzyło go w nich coś dziwnego.Wpierw przyjrzał się jednemu, potem zaś drugiemu dziennikowi, marszcząc ze zdziwienia brwi.Wyciągnął szkło powiększające.To szaleństwo, niemniej dowód był nie do podważenia.I zbyt wiele zaszło tu zbiegów okoliczności, by można złożyć to na karb przypadku.W tle fotografii z Celią stało dwadzieścia do trzydziestu osób, w większości dzieci.Od reszty odstawały jednak wyglądem dwie postacie wysokiego wzrostu: mężczyzna w garniturze i kapeluszu z szerokim rondem oraz blondynka przykrywająca dłonią usta.Ta sama dwójka pojawiała się również na fotografii spalonego autobusu.Stali w dość dużej odległości obok samochodu wyglądającego na wielkiego czterodrzwiowego mercedesa.Było tam także kilku innych gapiów: trzech mężczyzn, najprawdopodobniej kierowców ciężarówek, oraz kobieta z psem na smyczy.Lecz co do tej dwójki nie mogło być żadnych wątpliwości.Mężczyzna w miękkim, szerokoskrzydłym kapeluszu i kobieta z włosami jasnoblond.Dla Lloyda był to niepodważalny dowód, iż śmierć Celii miała jakiś związek z pożarem autobusu i tych dwoje wiedziało, jaki.Co tam, do cholery, oni mogą nawet wiedzieć, dlaczego Celia popełniła samobójstwo.Podniósł słuchawkę i wykręcił numer Sylvii.Owego wieczora próbował się już do niej dodzwonić dwa lub trzy razy, gdyż miał dwa bardzo szczególne telefony: jeden od kobiety, która głosem nieco przypominała Sylvię, lecz nie chciała mówić inaczej jak tylko szeptem; oraz drugi od kogoś, kto wydawał jedynie odgłosy pocałunków.Za każdym razem dzwonił do Sylvii, jednak numer był stale zajęty.Wiedział, iż nic jej się nie stało - w końcu widział ją wchodzącą do domu - lecz chętnie powiedziałby jej o parze niezwykłych gapiów, których fascynacja śmiercią w płomieniach zdawała się sięgać daleko poza najgorsze ekscesy ludzkiej próżności.Telefon Sylvii wciąż nie odpowiadał Odłożył słuchawkę i dla odmiany wystukał numer sierżanta Houka.- Czy to sierżant Houk?- Houk pojechał właśnie na wezwanie.Mówi detektyw Gable.Czym mogę panu służyć?- Och.tu mówi Lloyd Denman z Bazy Rybnej Denmana, pamięta pan? To właśnie moja narzeczona.- Oczywiście, panie Denman.Doskonale pana pamiętam.Co mógłbym dla pana zrobić?- Czy sierżanta Houka długo nie będzie?- Nie.nie wydaje mi się.Góra trzydzieści minut.Chce pan, żeby do pana oddzwonił?- Owszem.byłbym bardzo zobowiązany.Odłożył słuchawkę i usiadł z rękoma zaplecionymi na karku.Sierżant Houk został przydzielony policji stanowej do pomocy w oględzinach ofiar ze spalonego autobusu i niewykluczone, iż ma już informacje, które mogłyby Lloydowi pomóc w odnalezieniu owej dwójki gapiów.Być może znajdowali się jeszcze na miejscu wypadku, kiedy autobus się dopalał, a wówczas policja powinna mieć ich nazwiska i adresy.Zastanawiał się, co powinien zrobić, gdyby udało mu się ustalić, kim byli.Nie mógł się też zdecydować, jak powinien się zachować, gdyby udało mu się ustalić, że są w jakiś sposób odpowiedzialni za śmierć Celii.Czy donieść o tym sierżantowi Houkowi, czy też może wziąć prawo w swoje ręce? Gdyby sam wymierzył sprawiedliwość, ponieśliby pewną i nieuniknioną karę.Ciągle jeszcze sączył whisky rozmyślając, gdy zadzwonił telefon.Z pośpiechem podniósł słuchawkę.- Denman - rzekł.- Pan Denman? Tu sierżant Houk.Pan do mnie podobno dzwonił.- To prawda, sierżancie, dzwoniłem.- Zatem wie pan o wszystkim?- O wszystkim? O czym mianowicie?- O przyjaciółce pańskiej narzeczonej, pani Cuddy.- Sylvii? Jadłem kolację z Sylvią dziś wieczorem.Nic jej się nie przytrafiło złego, mam nadzieję? Próbowałem się do niej dodzwonić, lecz numer nie odpowiada.- W takim razie o niczym pan nie wie.- No cóż, może pan mnie oświeci - powiedział Lloyd.Nastąpiła przerwa.Brzmiało to tak, jak gdyby sierżant Houk zasłonił dłonią słuchawkę i odpowiadał na pytanie zadane mu przez kogoś w jego biurze, gdyż zakończył słowami:- Pewnie, niech zaraz robią sekcję.- Potem rzekł: - Przepraszam, panie Denman, ale dziś wieczorem jesteśmy tu trochę zajęci.Obawiam się, że mam dla pana złe wiadomości.Około dwóch godzin temu w mieszkaniu pani Cuddy wybuchł groźny pożar i z wielkim żalem muszę pana powiadomić, że nie udało jej się ujść z życiem.Lloyd musiał oblizać usta.Sprawiały wrażenie wyschniętych jak chitynowy pancerz owada.- Chce mi pan przez to powiedzieć, że ona nie żyje?- Przykro mi, panie Denman.Doprawdy bardzo mi przykro.- Boże Wszechmogący.Najpierw Celia, potem wszyscy pasażerowie autobusu.Teraz jeszcze Sylvia.- W dalszym ciągu nic nie sugeruje istnienia jakiegokolwiek związku - powiedział sierżant Houk z towarzyszeniem odgłosów przypominających siorbanie gorącej kawy.- Jednakże, jako że jest pan jedną z osób, które ostatnie widziały panią Cuddy przy życiu, chciałbym do pana wpaść i zadać kilka rutynowych pytań.Wie pan, jak to wygląda.- Sierżancie.- rozpoczął Lloyd i przez chwilę odczuwał pokusę, by opowiedzieć mu o gapiach.Coś jednak go przed tym powstrzymało, coś kazało mu, przynajmniej na razie, zatrzymać to przy sobie.Miał wrażenie, iż pod tym, co się zdarzyło, kryje się jakaś tajemnica, której logiczny umysł detektywa nie będzie w stanie dostrzec.- Oczywiście, sierżancie - dokończył.- Chętnie pomogę.- Wziął głęboki oddech i dorzucił: - Ten pożar w mieszkaniu Sylvii.z jakiej przyczyny powstał?- Trudno powiedzieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •