[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na jego krawędzi unosiła się ściana, którą widzieli z nawisu: szeroki i wysoki na pięćdziesiąt metrów łuk, o grubości nie większej w żadnym miejscu niż pięć metrów, przerywany misternymi zawijasami, łagodnie połyskujący tam, gdzie nie był przezroczysty.Był to górny skraj warstwy, która zagłębiła się do wnętrza krateru.Inne występy i zagłębienia były jeszcze bardziej zjawiskowe.czyż to nie głowa jednorożca, a tamto - nie kolumnada kariatyd, a jeszcze dalej - altana z lodowych sopli? Otchłań wyglądała zaś jak jezioro zimnego, niebieskiego cienia.- Przyszedłeś, Kendrick, ukochany! - woła Ricia i rzuca mu się w ra­miona.- Ciszej - ostrzega głos Aharlana Mądrego.- Nie zbudźcie naszych odwiecznych wrogów.- Tak, musimy wracać - Scobie zamrugał oczami.- Na Judasza, co też nas opętało? Rozumiem: zabawa, ale poszliśmy o wiele dalej i szybciej, niż to było rozsądne, prawda?- Zostańmy jeszcze chwilę - prosiła Broberg.- Tu jest tak cudownie.Sala Balowa Króla Elfów, którą dla niego zbudował Władca Tańca.- Pamiętajcie: jeśli się zatrzymamy, znajdziemy się w matni i na zawsze pozostaniemy w niewoli.- Scobie nacisnął kciukiem główny wyłącznik radia.- Halo, Mark! Słyszysz mnie?Ani Broberg, ani Garcilaso nie poszli w ślady Scobiego.Nie usłyszeli słów Danziga:- O, tak! Siedziałem nad radiostacją gryząc paznokcie.Nic wam się nie stało?- Wszystko w porządku.Jesteśmy przy wielkim otworze i wracamy, tylko zrobię parę zdjęć.- Nie wymyślono jeszcze odpowiednich słów, które wyraziłyby, jalc bardzo mi ulżyło.A z naukowego punktu widzenia warto było ryzykować?Scobie wydał cichy okrzyk.Wytrzeszczył przed siebie oczy.- Colin? - zawołał Danzig.- Jesteś tam jeszcze?- Tak.Tak.- Pytałem, czy zrobiliście jakieś ważne obserwacje.- Nie wiem - wymamrotał Scobie.- Nie pamiętam.Nic z tego, co widzieliśmy po rozpoczęciu wspinaczki, nie wydaje się rzeczywiste.- Lepiej już wracajcie – poradził ponuro Danzig.- Daj sobie spokój ze zdjęciami.- Słusznie.Naprzód marsz! - Scobie zwrócił się do swych towarzyszy.- Nie mogę - odpowiada Aharlan.- Błędne zaklęcie oplotło moją duszę dymnymi mackami.- Wiem, gdzie znajduje się sztylet ognisty - mówi Ricia.- Spróbuję go wykraść.Broberg ruszyła przed siebie, jakby chcąc zejść w głąb krateru.Spod podeszew jej butów posypały się drobne ziarenka lodu.Łatwo mogła stracić oparcie i ześliznąć się w dół.- Nie, zaczekaj! - krzyczy do niej Kendrick.- Nie rna potrzeby.Ostrze mojej włóczni jest ze stopu księżycowego.Może przeciąć.Lodowiec zadygotał.Krawędź pękła i usunęła się w dół.Część, na której stali, oderwała się i potoczyła w głąb misy.Za nią pomknęła lawina.Wyrzucone w górę kryształy pochwyciły światło słoneczne, zabłysły rozszcze­pionym blaskiem, wyzywając gwiazdy na świetlny pojedynek, następnie powoli opadły i znieruchomiały.Nie licząc fali sejsmicznej, przechodzącej przez ciała stałe, wszystko stało się w absolutnej ciszy Kosmosu.Powoli, z każdym nowym uderzeniem serca, Scobie powracał do zmysłów.Stwierdził, że jest uwięziony, obezwładniony w ciemnościach i bólu.Skafander uratował i nadal ratował mu życie.Został ogłuszony, ale uniknął poważniej­szych obrażeń.Jednak każdy oddech sprawiał mu nieznośny ból.Wyglądało na to, że ma złamane żebro lub dwa w lewym boku; potworne uderzenie musiało wgiąć metal skafandra.A uwolnienie się spod masy lodu przekracza­ło jego siły.- Halo - wykrztusił.- Czy ktoś mnie słyszy? - Jedyną odpowiedzią było tętno jego krwi.Jeśli radio nadal pracowało - a powinno, skoro wbudowane zostało w skafander - otaczająca go masa ekranowała fale.Niezależnie od tego wysysała z niego ciepło w nieznanym, ale przerażają­cym tempie.Zimna nie odczuwał, układ elektryczny skafandra czerpał bowiem energię z baterii tak szybko, jak było trzeba, by utrzymać go w cieple i oczyszczać chemicznie powietrze.Normalnie tracił ciepło w czasie powolne­go procesu radiacji - i niewielką ilość poprzez podeszwy butów pokryte pianką winylową - ale teraz wydatkowanie było znacznie większe.Obecnie ciepło uciekało każdym centymetrem kwadratowym skafandra.W wyposaże­niu na plecach miał zapasową baterię, ale nie mógł się do niej dostać.Chyba że.Chrapliwie zachichotał.Napinając mięśnie poczuł, że otaczający go lód nieco ustępuje pod naciskiem nóg i ramion.A jego hełm tętnił lekko szumem, bulgotem.Nie wodny lód go więc uwięził, ale coś o znacznie niższej temperaturze zamarzania [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •