[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kolumna stoi tam przy kolum-nie, jakoby ze złota, a to marmur tak pożółkł od starości.Widać zaśdobrze, bo to na wzgórzu nagim i niebo tam jako turkus.Potempożeglowaliśmy naokół Peloponezu.Dzień szedł za dniem, tydzieńza tygodniem, myśmy z Dydiukiem słowa do siebie nie rzekli, bojeszcze hardość i zawziętość mieszkała w naszych sercach.Ale po-częliśmy z wolna kruszeć pod ręką bożą.Z trudu i zmienności aurygrzeszne cielsko jęło nam prawie odpadać od kości; rany surowcemzadane gnoiły się na słońcu.W nocy modliliśmy się o śmierć.Co sięzdrzemnę, to słyszę, jako Dydiuk mówi: Chryste pomyłuj! ZwiatajaPreczystaja, pomyłuj! daj umerty! On też słyszał i widział, jakomja do Bogarodzicielki i jej Dzieciątka ręce wyciągał.A tu jakobywiatr morski urazę z serca zwiewał.Coraz mniej, coraz mniej.W końcu, jakem nad sobą płakał, tom i nad nim płakał.Jużeśmy teżoba spoglądali na siebie inaczej.Ba! poczęliśmy sobie świadczyć.230Pan WołodyjowskiJak na mnie przyszły poty i śmiertelne znużenie, to on sam wiosło-wał; jak na niego, to ja.Przyniosą misę, każdy uważa, żeby i drugimiał.Ale patrzcie acaństwo, co to natura ludzka! Po prostu mówiąc,miłowaliśmy się już, ale żaden nie chciał tego pierwszy powiedzieć.Szelma w nim była, ukraińska dusza!.Dopieroż kiedyś okrutnienam było zle i ciężko, a mówili w dzień, że nazajutrz spotkamy sięz wenecjańską flotą.%7ływności też było skąpo i wszystkiego nam ża-łowali prócz bicza.Przyszła noc: jęczymy z cicha i - on po swojemu,ja po swojemu - modlimy się jeszcze żarliwiej; patrzę ja przy świetlemiesiąca, aż jemu łzy ciurkiem na brodę lecą.Wezbrało mi serce,więc mówię: Dydiuk, toć my z jednych stron, odpuśćmy sobie winy.Jak to usłyszał - miły Boże! - kiedy chłopisko nie ryknie, kiedy się niezerwie, aż łańcuchy zabrzękły.Przez wiosło padliśmy sobie w ramio-na, całując się i płacząc.Nie umiem rzec, jakeśmy się długo trzymali,bo tam już i pamięć nas odeszła, jenośmy się trzęśli ode łkania.Tu przerwał pan Muszalski i coś koło oczu palcami przebieraćpoczął.Nastała chwila ciszy, jeno zimny wiatr północny poświ-stywał między bierwionami, a w izbie ogień syczał i świerszczegrały.Za czym pan Muszalski odsapnął i tak dalej prawił: - PanBóg, jako się okaże, pobłogosławił nas i łaskę swoją okazał, ale narazie gorzko przypłaciliśmy ów braterski sentyment.Oto trzymającsię w objęciach poplątaliśmy tak łańcuchy, żeśmy ich odczepić niemogli.Przyszli dozorcy i dopiero nas rozczepili, ale kańczug więcejgodziny świstał nad nami.Bito nas nie patrząc gdzie.Popłynęłakrew ze mnie, popłynęła z Dydiuka, pomieszała się i poszła jednymstrumieniem w morze.No! Nic to! stare dzieje.na chwałę bożą!.Od tej pory nie przyszło mi do głowy, że ja od Samnitów pochodzę,a on chłop białocerkiewski, niedawno uszlachcon.I brata rodzo-nego nie mógłbym więcej miłować, jakom jego miłował.Choćbyteż i nie był uszlachcon, jedno by mi było - choć wolałem, że był.A on, po staremu, jako niegdyś nienawiść, tak teraz miłość oddawałz nawiązką.Taką już miał naturę.231Henryk SienkiewiczNazajutrz była bitwa.Wenecjanie rozegnali naszą flotę na czterywiatry.Nasza galera, potrzaskana srodze z kolubryn, zataiła się przyjakowejś pustej wysepce, po prostu skale z morza sterczącej.Trzebają było reperować, a że żołnierze poginęli i rąk brakło, musieli nasrozkuć i siekiery nam dać.Jakośmy tylko na ląd wysiedli, spojrzęna Dydiuka, a u niego już to samo w głowie, co u mnie. Zaraz? -pyta mnie. Zaraz! - mówię i nie myśląc dłużej, w łeb Czubaczego;wtem on samego kapitana.Za nami inni jako płomień! W godzinęskończyliśmy z Turkami, potem zładziliśmy jako tako galerę i siedlina nią bez łańcuchów, a Bóg miłosierny kazał wiatrom przywiać nasdo Wenecji.O żebranym chlebie dostaliśmy się do Rzeczypospolitej.Podzieliłem się z Dydiukiem podjasielską substancją i oba zaciągnę-liśmy się znowu, żeby za nasze łzy i naszą krew zapłacić.Podczaspodhajeckiej Dydiuk poszedł na Sicz do Sirki, a z nim razem doKrymu.Co tam wyrabiali i jak znaczną uczynili dywersję, o tymacaństwo wiecie.W czasie powrotu Dydiuk, syt zemsty, od strzałypoległ.Ja ostałem i teraz oto, ilekroć łuk naciągam, czynię to na jegointencję, a żem tym sposobem nieraz już duszę jego uradował, na toświadków w tej zacnej kompanii nie braknie.Tu znowu umilkł pan Muszalski i znów słychać było tylko po-świst północnego wiatru i trzaskanie ognia.Stary wojownik utkwiłwzrok w płonące kłody i po długim milczeniu tak skończył:- Był Nalewajko i Aoboda, była chmielnicczyzna, a teraz jestDorosz; ziemia z krwi nie osycha, kłócim się i bijem, a przecie Bógposiał w serca nasze jakoweś semina miłości, jeno że one jakobyw płonnej glebie leżą i dopiero gdy je łzy a krew podleje, dopieropod uciskiem i pod kańczugiem pogańskim, dopiero w tatarskiejniewoli niespodziane wydają frukta.- Cham chamem! - rzekł nagle budząc się pan Zagłoba.232Pan WołodyjowskiRozdział XXIVMellechowicz z wolna przychodził do zdrowia, ale że w podjaz-dach jeszcze udziału nie brał i siedział zamknięty w izbie, przetonikt sobie nim głowy nie zaprzątał, gdy nagle zaszedł wypadek,który zwrócił nań powszechną uwagę.Oto Kozacy pana Motowidły chwycili Tatara, dziwnie jakośkoło stanicy myszkującego, i przyprowadzili go do Chreptiowa.Po doraznym zbadaniu jeńca pokazało się, iż był to Lipek, ale z tych,którzy niedawno służby i siedziby w Rzeczypospolitej porzuciw-szy, pod władzę sułtańską się udali.Przybywał on z tamtej stronyDniestru i miał ze sobą listy od Kryczyńskiego do Mellechowicza.Pan Wołodyjowski zaniepokoił się tym bardzo i zaraz zwołał star-szyznę na naradę.- Mości panowie - rzekł - wiecie dobrze, jako wielu Lipków,nawet z takich, którzy od niepamiętnych lat na Litwie, i tu naRusi siedzieli, teraz do ordy przeszło, zdradą się za dobrodziejstwaRzeczypospolitej wywdzięczając.Owóż słuszna jest: wszystkim nienazbyt ufać i bacznym okiem na uczynki ich poglądać.Mamy i tuchorągiewkę lipkowską, sto pięćdziesiąt koni dobrych liczącą, któ-rej Mellechowicz przywodzi.Tego Mellechowicza ja nie od dawnaznam; wiem jeno to, że go hetman za znamienite usługi setnikiemuczynił i tu mi go z ludzmi przysłał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Menu
- Index
- Sienkiewicz H. ogniem i mieczem tom 1
- Pajak Henryk Prosto w slepia
- Henryk Rzewuski Pamištki Soplicy
- Wiatrowski Henryk Rycerz Swiatlosci
- W pustyni i w puszczy Sienkiewicz
- Brown Dan Kod Leonarda da Vinci (3)
- A.deMello Wezwanie do milosci
- Kaitlyn Cross Fate Interrupted 1 Fate Interrupted
- wojna zydowska
- Eddings, Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- shinnobi.htw.pl