[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Spróbuj zasnąć - odezwał się po chwili.- Mamy przed sobądługą drogę, a tobie na dziś wystarczy wrażeń.Obudzę cię, jak zatrzymamy się gdzieś najedzenie.- Nic nie przełknę.Nie mogę nawet myśleć o jedzeniu.- Chloewzdrygnęła się.Ciągle jeszcze czuła zapach krwi i czegoś, czego teraznie umiała nazwać.- Jak sobie życzysz.Może masz rację.Moim zdaniem Amerykanki za dużo jedzą.Nie obraziła się za tę uwagę.Gdyby obok niej siedział ktoś inny, pomyślałaby, że powiedział to specjalnie, żeby wyrwać ją z odrętwienia w które zapadła po dzisiejszych przejściach, ale Bastiena nie mogło przecież obchodzić, co ona czuje.145Powinna go zapytać, dokąd jadą ale nie mogła wykrzesać z siebie nawet tyle energii.W gruncie rzeczy było jej absolutnie wszystko jedno, dokąd ją wiezie.Mógł robić, co mu się podobało.Byle jej nie dotykał, ajeśli już, to tylko po to, żeby zabić.Wolała raczej zginąć, niż znowuuprawiać seks z tym zimnokrwistym potworem.- Zdrzemnij się - powtórzył łagodnym głosem, chociaż myśl, żestać go na łagodność, wydawała się zupełnie kuriozalna.Głos w radio śpiewał „c'est foutu", wszystko spieprzone.Nie mogła nie zgodzić się z piosenkarzem.Wszystko spieprzone, powtórzy­ła w myślach, zamknęła oczy i wreszcie udało się jej zapaść w niebyt.Kiedy wreszcie zasnęła, Bastien mógł się jej przyjrzeć uważniej.Nawet w mroku rozpraszanym tylko poblaskiem z deski rozdzielczejwyglądała opłakanie.Płytkie nacięcia i oparzenia na ramionach, bladatwarz, rozmazany makijaż, ubranie poplamione krwią Robiła wrażeniezupełnie bezbronnej, ale on zdążył się już przekonać, że potrafi byćnaprawdę twarda.Przeżyła co samo w sobie było cudem.Jakoś zniosłatwórczą działalność Hakima.Hakim był sadystą niezwykle kreatywnym, a przy tym metodycznym.Zakazywał swoim ofiarom krzyczeć, a potem powoli, krok po kroku doprowadzał je do momentu, kiedy już nie mogły146się powstrzymać i z ich gardeł wyrywał się nieludzki odgłos.Wtedy zwykle kończył z nimi.Chloe udało się powstrzymać od krzyku.Miałakrew wokół ust, opuchniętą wargę, ale zachowała milczenie.Chyba że opuchlizna była pozostałością po j ego pocałunkach.Nieobszedł się z Chloe zbyt delikatnie, ale dopiął swego.Dowiedział się,czego chciał, uzyskał informacje.A potem coś go podkusiło i wszystkoschrzanił, wtykając nos tam, gdzie nie powinien.Zamiast zaakceptowaćfakt, że na wojnie często giną niewinni, postanowił przeszkodzićHakimowi, pokrzyżować mu szyki.Może był już po prostu zmęczony ,jiieprzewidzianymi stratami".Może chciał uratować chociaż jedno życie.Może był już tak wypalony,że igrał teraz ze śmiercią, przekreślając jednym głupim kaprysem całąswoją misję.Chloe wyglądała strasznie.Właściwie trudno było uwierzyć, żemógł dla niej przekreślić cokolwiek, a co dopiero misję, do którejprzygotowywał się przez kilka lat.Powinien znaleźć jakieś bezpieczne miejsce, gdzie mogliby odetchnąć.Doprowadziłby Chloe do porządku, opatrzył rany, zaaplikowałcoś na uspokojenie, a potem wsadził wpierwszy samolot do Stanów.To wszystko w ciągu najbliższych dwunastu godzin.Najpierw musijednak dotrzeć do jednej ze swoich kryjówek, zająć się Chloe i zastanowić147nad sytuacją.Nie wiadomo, jak Komitet zareaguje na tak skandaliczną niesubordynację.Pewnie tam na górze uznają, że najwyższy czas gousunąć.Przestał być użyteczny, bo przecież agent, który kieruje sięimpulsami, nie może być użyteczny.Góra nie dawała nikomu drugiejszansy.Nigdy.Hakim był co prawda przeznaczony na odstrzał, ale jeszcze nie teraz.Jak by nie patrzeć na sprawę, Bastien Toussaint schrzanił jedno z najważniejszych zleceń.Nie osiągnął wyznaczonego celu.Thomasonbędzie wściekły.Wszystko jedno.Bastien chciał, żeby to się już skończyło.Nie obchodziło go nawet ratowanie własnego tyłka.Pragnął tylko wyprawić Chloe z powrotem do domu, upewnić się, że jest bezpieczna.Potem mogą go zabić.Była znacznie silniejszą bardziej odporna, niż przypuszczał.Nadranem z jej twarzy znikła chorobliwa bladość, spała spokojnie.Jechali na północ, kierując się na Normandię, po czym Bastien zawrócił, tak by wjechać do Paryża nie od południa, lecz od północnego zachodu.Kluczył, chcąc zmylić ewentualną pogoń, acz było małoprawdopodobne, że ktoś ich ściga.Mogło minąć jeszcze parę godzin,zanim goście Mirabel odkryją ciało Hakima i zauważą nieobecnośćBastiena.Zastanawiał się, czy nie porzucić swojego wozu i ukraść jakiś inny, ale Chloe spała tak spokojnie, że nie chciał jej budzić.Kiedy dotrą 148do Paryża, ukryje samochód.Pozostawało tylko liczyć na szczęście i wierzyć, że mają kilka bezcennych godzin przewagi.Wystarczająco dużo czasu, by wyekspediować Chloe do Stanów.Zatrzymał się w jakimś niewielkim miasteczku przy wjeździe dostolicy, kupił buty dla Chloe, coś do picia i bagietki z pasztetem,które wyglądały na pozbawione wszelkiego smaku, ale to równieżbyło mu całkowicie obojętne.Nie miał ochoty na jedzenie, Chloezapewne też nie, niemniej obydwoje powinni się posilić.Kawa była taką jaką lubił, mocna i słodka.Trzymał papierowy kubek wjednej dłoni, drugą prowadził przez puste jeszcze o tej porze ulice Paryża.Na miejsce schronienia wybrał amerykański hotel, drogi i niczym się nie wyróżniający, może poza horrendalnymi cenami.Często z niego korzystał, gdy musiał zniknąć, przyczaić się, przeczekać niebezpieczeństwo.Czuł się tutaj bezpieczny, pomimo to nie mógł lekcewa­żyć zagrożenia.Prędzej czy później ktoś wreszcie wpadnie na ichtrop.Liczył, że mają kilka godzin czasu, zanim zrobi się wokół nichgorąco.Należało opatrzyć rany Chloe, nakarmić ją doprowadzić doporządku i zaaplikować coś na uspokojenie.Nie wiedział jeszcze, co jej powie.Trudno będzie przekonaćdziewczynę, że to wszystko tylko jej się przyśniło.Po sennych koszmarach149nie zostają człowiekowi ślady od przypalania rozżarzonym żelazem i postrzępione włosy.Znowu była blada, pod lewym okiem pojawił się siniak.Wygląda­ła naprawdę żałośnie.Zaparkował samochód na wykupionym miejscu w podziemnym gara­żu i wyłączył silnik.O tej porze było tu zupełnie pusto.Za późno na przybywających gości, za wcześnie na wyjeżdżających.Nie wzbudzając niczyjego zainteresowania, mogli dostać się do pokoju hotelowego,który od pewnego czasu opłacał.Zawsze tak postępował w czasiewykonywania ryzykownych zleceń, wiedząc, że kryjówka możebyć w każdej chwili potrzebna.Chloe otworzyła oczy i spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem, ale kiedy się nachylił, żeby zapiąć guziki koszuli, którą dał jej zaraz po tym, jak wsiedli do samochodzie, szarpnęła się gwałtownie,jakby spodziewała się ciosu.- Chciałem tylko poprawić ci koszulę - wyjaśnił.- Nie możesztak wejść do hotelu.- Gdzie my jesteśmy?- W hotelu „MacLean".Mam tutaj wynajęty pokój na takie okazje, jak dzisiejsza.- Takie okazje, jak dzisiejsza? - powtórzyła bezmyślnie.-Chcesz powiedzieć, że wcześniej zdarzało ci się coś podobnego?- Owszem.- Zdarzało mu się.Bywał demaskowany, czasamicierpieli z tego powodu niewinni ludzie, przypadkowo uwikłani wniebezpieczne sytuacje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •